Strona główna • Artykuły

Odskocznia: Szlieri robi szoł

Któż się nie zastanawia nad fenomenem Schlierenzauera? Moim zdaniem klucz do zagadki tkwi w umiejętnym manipulowaniu wizerunkiem. Image austriackiej gwiazdy budowany jest bardzo fachowo i wspomagany przez licznych sponsorów, zwłaszcza tego, którego logo Schlieri nosi przy każdej okazji na głowie.


Na oficjalnej stronie skoczka znaleźć można spory materiał filmowy, z którego jasno wynika, jaki to dobry chłop, wychowany w poszanowaniu tradycyjnych wartości i w pocie czoła pracujący na swój niewiarygodny sukces. Jest tam również dość regularnie prowadzony blog, ilustrowany zdjęciami i dokumentami wideo, na których Schlieri nieodmiennie strzela uzębieniem w obiektyw.

Klejnot koronny kadry Pointnera chętnie pozuje do zdjęć i udziela wywiadów, suto okraszanych najbardziej medialnym uśmiechem świata.. Zazwyczaj mówi to, co powinien i właściwie w kółko to samo, poza wypadkami, gdy zmuszony jest skoczyć z podwyższonej belki. Lub też obniżonej. Wówczas Schlieri z iście ułańską fantazją stosuje komunikaty pozawerbalne. Ciekawe, swoją drogą, że nikt nie zinterpretował słynnego gestu pukania się w kask jako wskazówki, kto tu zapłacił za sprzęt. Żeby nie było wątpliwości.

Śpieszę przy tym rozwiać budzące się zapewne wątpliwości związane z rzekomym uprzedzeniem autora do bohatera artykułu. Oznajmiam uroczyście, że Schlieri to jeden z moich ulubionych skoczków. Podziwiam zwłaszcza jego fenomenalny talent do tworzenia emocjonujących widowisk sportowych. Nie ma wszak znaczenia, czy lądując na granicy obiektu wygrywa konkurs i czyni gesty interpretowane na wyścigi przez komentatorów stacji telewizyjnych czy nie wygrywa konkursu i wybucha sensacja, a w ślad za nią awantura homologacyjna. W każdym wypadku ze strony Schlieriego można liczyć na rzetelny szoł.

Na uznanie zasługuje również zdolność Gregora do budowania napięcia dramatycznego. Mam tu na myśli chociażby chwile grozy, które zafundował nam w Willingen wypinając narty tuż przed skokiem i pozwalając podejrzanym typom dłubać sobie przy wiązaniach wielkim śrubokrętem.

Nawet jeśli nie wszyscy doceniają jego rozliczne talenty, to chyba każdy przyzna, że spontaniczne występy Schlieriego dodają tej szlachetnej dyscyplinie smaku i barwy. Niech zatem fruwa jak najdłużej i najwyżej, choć z uwagi na możliwe konsekwencje z życzeniami dalekich lotów nie należy w przypadku Gregora przesadzać. A, i oczywiście niech nadal ku uciesze kibiców uprawia medialne gwiazdorstwo.