Strona główna • Skocznie Narciarskie

Mizeria beskidzkich skoczni

Minęło 10 lat od wybuchu Małyszomanii. Zjawisko, które miało odmienić skoki narciarskie w Polsce, przynosi swoje owoce. Jednym z nich miał być wysyp skoczni narciarskich, na których chciano wychować następców Mistrza. Jak wygląda sytuacja w 2010 roku? Mamy ciekawy paradoks - im bliżej domu Adama Małysza tym gorzej ze skoczniami dla juniorów.

Aby wychować sobie pokolenie dobrych skoczków narciarskich, nie wystarczy budowa sztandarowych skoczni takich jak K 95 w Szczyrku czy K 120 w Wiśle. Najmłodsi adepci skoków, często sześcio-, siedmiolatki muszą zaczynać na skoczniach o punktach konstrukcyjnych położonych na dziesiątym, góra piętnastym metrze. Potem trzeba stopniowo przechodzić na skocznie K 20, potem K 30 i K 40. Tu najgorzej wygląda sytuacja w Sudetach. Tam skoczni jest niewiele i są one w kiepskim stanie. W Bieszczadach istnieje przyzwoity kompleks skoczni w Zakuciu (K 40, K 20 oraz K 10) staraniem tamtejszych działaczy wyłożony ostatnimi latami igelitem. W Zakopanem jest kompleks Średniej Krokwi z Maleńką Krokwią (K 35) i nazwanym na cześć Adama Małysza Adasiem (K 15).

W Beskidach są kompleksy niezłych skoczni w miejscowościach, które nie mają wielkich tradycji, ćwiczą tam zawodnicy z klubów, którzy nie są na krajowym podwórku największymi potęgami. To skocznie w Goleszowie (K 14 i K 20) oraz skocznie w Gilowicach (K 30 i K 17). Tymczasem im bliżej obecnej stolicy skoków narciarskich, tym gorzej z małymi skoczniami.

Popatrzmy na Bystrą. Młodzi skoczkowie z klubu LKS Klimczok, którzy ostatnimi laty włączyli się w tradycyjną rywalizację między Wisłą i Zakopanem, muszą dojeżdżać wiele kilometrów na treningi, gdyż batalia o odbudowanie bystrzańskich skoczni ciągnie się od wielu lat. W Szczyrku zamknięto niedawno kompleks Biła. Przestarzały profil obu skoczni oraz igelit w katastrofalnym stanie sprawiły, że skakanie na tych obiektach było niebezpieczne. Byłem świadkiem, jak w 2007 roku skoki juniorów na Biłej oglądał Hannu Lepistö. Uklęknął na igelicie, obejrzał, dotknął, po czym wstał kręcąc głową z mieszaniną niedowierzania i zgrozy. Tymczasem budowa kompleksu Skalite ciągnie się już trzeci rok i brakuje wciąż tej najmniejszej z zaplanowanych - K 40. Oprócz kompleksu Skalite jest jeszcze na szczęście skocznia K 17 Antoś. Ale jak prosto z niej przesiadać się na K 70 Skalite?

A już absurdalna sytuacja jest w Wiśle. Rodzinne miasto Adama Małysza ma nowczesną Malinkę która kosztowała olbrzymią kwotę i jest bardzo chwalona przez zwodników i trenerów. Ale już kompleks w Łabajowie jest przestarzały i ma ubogie zaplecze. Jest co prawda wyciąg i oświetlenie - elementy bardzo ważne. Ale brakuje igelitu, więc skoki mogą odbywać się tylko zimą. Były plany, by kilka lat temu zamontować tam igelit zdemontowany z zakopiańskich skoczni, ale biorąc pod uwagę jego stan, był to pomysł - delikatnie mówiąc - niepoważny. Cała skocznia wygląda zresztą jak prowizorka. W dodatku łabajowskie skocznie (K 65 i K 35) są za duże dla najmłodszych.

A już stan skoczni w centrum Wisły woła o pomstę do nieba. Adam Małysz otwarcie mówił ostatnio, że chce mu się płakać, gdy na nie patrzy. Rodzice zabraniają skakać na niej juniorom z Wisły Ustronianki. Działacze dwoją się i troją, by znaleźć potrzebny na modernizację milion złotych. Warto przypomnieć, że średni koszt budowy jednego boiska "Orlik" to nieco poniżej półtora miliona złotych. A od początku programu zbudowano ich już ponad 1000, czasem po kilka w jednej gminie. Czy biorąc pod uwagę porównywalną z piłką nożną popularność skoków narciarskich w Polsce, nie dałoby się stworzyć podobnego programu? Programu, który zakładałby budowę nie kilku tysięcy boisk, ale budowę lub modernizację kilku małych skoczni?