Strona główna • Inne

Adam Małysz: "Człowiek, który nie stawia sobie wyzwań, jest niespełniony"

Adam Małysz udzielił ciekawego i bardzo obszernego wywiadu dla Newsweeka, w którym opowiada o swojej obecnej dyscyplinie, życiu prywatnym, ale także o latach spędzonych na skoczniach narciarskich. Poniżej prezentujemy fragmenty tej rozmowy.


O wrażeniach z konkursów lotów narciarskich:

- Kiedy pierwszy raz znalazłem się na mamuciej skoczni, to powiedziałem sobie: chłopie, co ty tu robisz? Trzeba się bać, chociaż trochę. Wie pani, że skoczek nie leci, tylko opada? Ale czasem leciałem. Choć wedle wszystkich praw fizyki i aerodynamiki człowiek nie jest w stanie odlecieć. A jednak się udaje. Kilka sekund można szybować, trzeba do tego wielkiej prędkości i należy odpowiednio ułożyć ciało.

- Kiedy skakałem, nie mogłem się za bardzo koncentrować na samochodach. Nie dlatego, że mógłbym sobie zrobić krzywdę, tylko ze względu na brak czasu. Zresztą teraz myślę, że skakanie jest dużo bardziej niebezpieczne niż rajdy. Przecież na skoczniach mamucich lądowałem z prędkością 140-150 kilometrów na godzinę. Bez żadnej ochrony – tylko kask i narty.

O kryzysie formy:

- Wielu sportowcom po porażkach trudno się podnieść. Wtedy pojawiają się „życzliwi”, którzy mówią: jesteś do kitu, nic z ciebie nie będzie, daj sobie spokój z tym sportem. Potrafią zranić, wytrącić z równowagi. Na treningi przychodzili różni ludzie i dogadywali. Chcieli się popisać przed swoimi dziewczynami, że można mi dowalić. Miałem kryzys, ale gęby im się zamykały, kiedy słyszeli: „Wiem, że biję po buli, że nic ze mnie nie będzie, ale póki mam satysfakcję i zarabiam na tym sporcie, to będę skakał”. I goście wymiękali.

- Pamiętam, jak pojechałem na igrzyska do Nagano, gdzie rok wcześniej wygrałem konkurs przedolimpijski. Byłem faworytem. Ale miałem duży dołek. Po prostu fizycznie byłem w kiepskiej formie, nie miałem sił. W mediach pojawiły się informacje, że wszystko przez to, że się ożeniłem. I zaczęto mnie porównywać do niemieckich skoczków, którzy zaczęli osiągać gorsze wyniki po ślubie. Nawet przeliczano, że po ślubie zawodnik skacze 10 metrów mniej, a po narodzinach dziecka nawet 20!

O rajdzie Dakar:

- To jest 15 dni ekstremalnej jazdy po 700-800 kilometrów dziennie. Tu chodzi o osiąganie celów. W skokach też tak było. Stawiałem sobie cel, ciężko pracowałem i próbowałem go osiągać. Człowiek, który nie stawia sobie wyzwań, jest niespełniony. Widzę, że wielu ludzi ma dość monotonii życia, nie lubią tego, co robią. Ja zawsze lubiłem. Często ludzie pytali mnie, po co dalej skaczę, skoro prawie wszystko zdobyłem. Wielu sportowców kończy karierę po wielkim sukcesie, bo już nic więcej nie może osiągnąć. Ja znajdowałem sobie kolejny cel, nie chciałem rezygnować.

Cały wywiad