Strona główna • Rosyjskie Skoki Narciarskie

Niezwykły powrót Antona Kaliniczenki

Nie jest skoczkiem ścisłej światowej czołówki i zapewne nigdy nie będzie, niemniej jednak dokonał wyczynu, który śmiało można określić jako spektakularny…


29-letni dziś Anton Kaliniczenko występy w barwach Rosji w Pucharze Świata rozpoczął w 1999 roku, w prestiżowym cyklu skakał przez trzy sezony raz tylko uzyskując awans do czołowej trzydziestki. W 2001 roku zajął 28 miejsce podczas przedolimpijskiej próby w Park City. W tym okresie czasu zaliczył jeszcze dwa udane starty w konkursach Letniej Grand Prix, w 2000 roku zajął 11 miejsce w Hinterzarten i 17 w Courchevel. Po igrzyskach w Salt Lake City stracił miejsce w składzie pierwszej reprezentacji Rosji.

- W 2002 r odsunięto mnie od składu reprezentacji Rosji – opowiada Anton - Miało to miejsce zaraz po Olimpiadzie. Po tym wydarzeniu przez ponad 5 lat jeździłem na ogólnorosyjskie zawody i brałem w nich udział. Po prostu lubiłem skakać i dlatego reprezentowałem takie miasto, które tylko chciało przyjąć mnie do swojej drużyny. Reprezentowałem na przykład Petersburg. Później zaczęły się dyskusje na temat wieku i samemu odechciało mi się jeździć na zawody.

Kaliniczenko startował też w konkursach zagranicznych, ale były to zawody niskiej rangi, takich jak Puchar Kontynentalny, FIS Cup czy Uniwersjada. W 2005 roku w słabo obsadzonych konkursach Pucharu FIS w Kuopio zajął dwukrotnie trzecie miejsce i było to największe międzynarodowe osiągnięcie Antona w tym okresie czasu.

W 2008 roku rękę do Kaliniczenki wyciągnął Aleksandr Swiatow, który do sierpnia tego roku był trenerem reprezentacji Rosji.

- Wtedy podszedł do mnie Aleksandr Nikołajewicz i zaproponował, żebym startował w barwach Moskwy. Nie miałem nic przeciwko i chociaż wszyscy mówili, że jestem już stary i nie ma to żadnego sensu, to Swiatow uwierzył we mnie. Był to swojego rodzaju nowy impuls dla mojej sportowej kariery. Gdyby nie on, trzy lata temu zakończyłbym moją przygodę ze skokami. To pewne. Nikt już by mi nie pomógł w takiej sytuacji. I chociaż w pierwszym roku w ogóle nic mi się nie udawało, Swiatow kazał mi trochę poczekać, mówił, że wszystko się ułoży. Jak powiedział, tak też było. Po raz pierwszy w życiu pojawił się u mnie plan treningowy. Na początku trzymał mnie z daleka od poważnych startów, później, w miarę osiągania coraz lepszych wyników, narzucał mi większe obciążenia psychiczne i brałem udział w poważniejszych konkursach. Jego strategia przyniosła efekt. Moje wyniki to wyłącznie jego zasługa. Wcześniej nigdy nie miałem planu treningowego. Nie wiedziałem, kiedy będzie kolejne zgrupowanie, gdzie ono się odbędzie, ani co będziemy na nim robić. Z Aleksandrem Swiatowem wszystko było rozpisane od „A” do „Z”.

W sezonie 2010/11 Kaliniczenko powrócił do regularnych startów w Pucharze Kontynentalnym, nie odnosząc jednak zadowalających wyników. Prawdziwy przełom i punkt zwrotny w jego karierze nastąpił jednak latem tego roku. W lipcu zajął bardzo dobrą siódmą lokatę podczas konkursu Pucharu Kontynentalnego w Stams, dwukrotnie w czołowej dziesiątce uplasował się także podczas zawodów „drugiej ligi” w Klingenthal (7 i 10 pozycja). W Hinzenbach zajmując 12 lokatę, zdobył swoje pierwsze po 11 latach (!) punkty Letniej Grand Prix. Do czołowej trzydziestki wskoczył też podczas zawodów w Klingenthal kończących letni cykl. Kaliniczenko nie zwalniał tempa i w październiku zdobył tytuł Mistrza i v-ce Mistrza Rosji.

Zimowy sezon rozpoczął się dla powracającego po latach do Pucharu Świata skoczka w sposób najlepszy z możliwych. Razem z kolegami z reprezentacji Rosji wywalczył trzecie miejsce w konkursie drużynowym. Jeszcze tego samego dnia zajmując w Kuusamo 29 miejsce zdobył pierwsze od 2001 roku punkty Pucharu Świata. W miniony weekend, w na skoczni K-90 w Lillehammer zajął 26 miejsce, niewiele zabrakło mu do awansu do trzydziestki podczas konkursu na dużej skoczni, w którym uplasował się na 32 pozycji.

Upór, jaki wykazał Kaliniczenko walcząc o powrót do szerokiej elity skoczków godny jest najwyższego uznania. Równa forma, jaką osiągnął czyni z niego pewnego kandydata do składu reprezentacji Sbornej na najbliższe lata. A jaki cel stawia przed sobą wieloletni banita Pucharu Świata?

- Oczywiście medal na igrzyskach w Soczi, a jakże inaczej! Nigdy więcej nie będę miał już szansy na taki wynik.