Strona główna • Austriackie Skoki Narciarskie

Alexander Pointner: "Nie patrzę na sukces przez nasze wyniki"

Alexander Pointner to trener, który ze swoim skoczkami zdobył wszystko. Pomimo tych wszystkich sukcesów austriacki szkoleniowiec wciąż ma motywację do ciężkiej pracy. Podczas weekendu ze skokami narciarskimi w Zakopanem zgodził się porozmawiać na temat swojej drużyny i skoków w Austrii.

Skijumping.pl: Od kilku sezonów austriaccy skoczkowie dominują w Pucharze Świata, zdobywają medale na imprezach mistrzowskich. Zdradź nam, z czego to wynika?


Alexander Pointner:
Jest to wynik naszego systemu szkolenia, który budowaliśmy przez dziesiątki lat. System, który zawdzięczamy bardzo dobremu centrum szkolenia, solidnej pracy krajowych związków sportowych i oczywiście klubów, w których zatrudniani są znakomici trenerzy, to właśnie tam skoczkowie uczą się podstaw. Jak również praca w wojsku, policji, służbie celnej przynosi pozytywne efekty i nie wolno zapominać oczywiście o Austriackim Związku Narciarskim, gdzie cały ten system jest opracowywany oraz sprawdzana jego funkcjonalność i efektywność w sporcie zawodowym. To wszystko razem sprawia, że ciężko jest dostać się do drużyny narodowej – przy czym muszę powiedzieć, że drzwi do kadry są zawsze otwarte. Zawsze się staramy, aby młodzi zawodnicy lub doświadczeni skoczkowie, którzy nie są w formie, mogli zdobywać doświadczenie np. przez udział w zawodach Letniego Grand Prix a następnie przenieść te umiejętności na zawody Pucharu Świata. Nie jest żadną tajemnicą, że nasi zawodnicy wypracowali sobie pewną pozycję, gdzie każdy obserwuje ich i ich wyniki, ponieważ bardzo wiele wygrali. Ponadto skoczkowie nauczyli się brania odpowiedzialności za wyniki jakie osiągają, to oznacza również, że muszą sobie radzić z ogromną presją. A skoczkowie, którzy nie są obecnie zdolni wygrywać zawody, będą przygotowani do przejęcia tej roli w przyszłości. Oczywiście cieszymy się z tej pozycji, ale to jest ciężka praca moich kolegów trenerów i naszego systemu.

Skijumping.pl: Od trzech sezonów w Pucharze Kontynentalnym skaczą właściwie ci sami skoczkowie, nie boisz się, że za kilka lat nie będzie odpowiednich zawodników, aby mogli skakać w Pucharze Świata i odnosić sukcesy?

A.P.:
Trzeba zauważyć, że Fettner rok temu był czwarty w Turnieju Czterech Skoczni, także w klasyfikacji końcowej miał bardzo dobre miejsce, po raz pierwszy wskoczył na podium podczas konkursu w Oberstdorfie. Hayboeck, w tym roku w Bischofshofen osiągnął bardzo dobry wynik. To są zawodnicy, którzy uzupełniają kadrę i są przygotowywani, aby w przyszłości przejąć odpowiedzialność za drużynę. Według mnie w tym momencie cała odpowiedzialność za wyniki spoczywa na naszych "Superorłach" - jak się ich nazywa w Austrii, jest to pięciu topowych zawodników: Morgenstern, Schlierenzauer, Kofler, Loitzl i Koch – oni kierują "naszym okrętem". Inni cały czas mogę zbierać doświadczenie i jeśli, któryś z nich nie będzie w formie, przejąć odpowiedzialność.

Skijumping.pl: A co się dzieje z Lukasem Mullerem. Jeszcze niedawno skakał w Pucharze Świata a teraz sporadycznie występuje w Pucharze Kontynentalnym?

A.P.:
Lukas Müller, trzeba to powiedzieć, całkowicie zniknął. Oczywiście nie jest to dla niego łatwe, że nie udało mu się tak jak Morgensternowi czy Schlierenzauerowi w wieku 16 lat należeć do światowej czołówki Pucharu Świata i wygrywać zawody. Taka sytuacja jest trudna dla młodych zawodników, ponieważ często w kręgu znajomych słyszą "Morgenstern w wieku 16 lat wygrywał już zawody, co jest z Tobą?". Nie jest to oczywiście normalna i powszechna droga, ale to już nasze zadanie, aby skoczkowi udowodnić, że również w wieku 19 lub 20 lat jest dla nas cenny i powoli krok po kroku wprowadzać go do światowej czołówki. Schlierenzauer i Morgenstern – to są wyjątki, które pojawiły się w Austrii – co trzeba wyraźnie powiedzieć, dzięki naszemu systemowi, to nie są zawodnicy, którzy za rok czy dwa znikną, i już więcej się nie pojawią. Należy ich wspierać, aby nie przeżywali załamania formy i nie potrafili się z tego załamania podnieść. Tak się działo u wielu wyjątkowych sportowców w innych krajach a naszym celem jest zapobieganie temu. Kolejnym celem jest stworzenie świadomości, że nie jest to normalne, że w wieku 16 lat jesteś w światowej czołówce i wiecznie pozostaniesz na górze. To stanowi o wyjątkowości danego sportowca.

Skijumping.pl: Ale trenerzy austriaccy nie tylko w kraju odnoszą sukcesy. Od kilku lat z powodzeniem pracują w Niemczech a od tego sezonu także w Norwegii. Czy system austriacki ma szansę sprawdzić się za granicą?

A.P.
: W Austrii zawsze mieliśmy możliwość współpracowania z wieloma specjalistami z różnych dziedzin, którzy wnieśli do skoków narciarskich "know-how", każdy trener ma bardzo dobre wykształcenie i to jest podstawa do tego, że nasi trenerzy także za granicą odnoszą sukcesy. Starają się nie kopiować tego, co jest w Austrii, ale otwierają się na nowości i wydaje mi się, że w niektórych dziedzinach pracujemy całkowicie inaczej niż austriaccy trenerzy za granicą. Oczywiście baza do tego jest taka sama. Nasi trenerzy, którzy pracują za granicą rozumieją, co jest ważne w skokach i dlatego osiągają tak dobre wyniki.
Sądzę, że w niektórych aspektach w Austrii jesteśmy kilka kroków dalej, wiemy jak wspierać naszych sportowców. Od czterech lat idziemy w innym kierunku niż pozostałe ekipy. Myślę, że nasze szkolenie jest bardzo zróżnicowane, z bardzo dużym naciskiem na szkolenie podstawowe, staramy się odchodzić od stylu "szybciej, wyżej, dalej", chcemy wykorzystywać potencjał naszych czołowych zawodników. Wydaje mi się, że w 95% najlepszych zawodników, nie tylko w skokach narciarskich ale też w innych dyscyplinach, nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału.

Skijumping.pl: Wasze drugie miejsce w Harrachovie często w mediach było komentowane jako porażka. Czy Wy też tak to odebraliście?

A.P.:
Jeśli nie wygrywamy, jest to powód dla mediów, aby napisać, że drugie miejsce to nasza porażka, ponieważ już wszystko wygraliśmy w przeszłości i chcemy dalej wygrywać więcej i więcej, nasz głód sukcesu cały czas jest ogromny. Cóż można innego napisać, jeśli zajmiemy drugie miejsce – tylko porażka. Ale nie możemy patrzeć na naszą drużynę tylko przez pryzmat pierwszego miejsca, ale musimy widzieć sukces całościowo. Dla mnie sukces oznacza również to, że nasi sportowcy potrafią brać na siebie odpowiedzialność nie tylko za wyniki, ale także za wszystkie dziedziny życia, w których działają. To jest dla mnie wyznacznik sukcesu, ale za tym kryje się ciężka praca, która nie jest widoczna. Dlatego nie patrzę na sukces przez nasze wyniki ale z innej perspektywy i w tym kierunku pracuję. Inne drużyny szukają drogi, aby być najlepszymi i możemy każdej z nich pogratulować, że są lepsi od austriackiej ekipy, przede wszystkim dotyczy to norweskiej drużyny, która w Harrachovie zajęła pierwsze miejsce. My też dalej pracujemy, aby odnieść sukces w przyszłości i dla nas nie jest hańbą kończyć zawody na drugim lub trzecim miejscu. Taki jest sport wyczynowy, polega na konkurencji - w przeciwnym razie nie potrzebowalibyśmy więcej konkursów, ponieważ Austria wygrała już wszystko w przeszłości, co było do wygrania i wszystko byłoby jasne od początku. Inne drużyny przecież też bardzo ciężko pracują, dlatego na szczęście tak nie jest i nie można tak myśleć.

Skijumping.pl: W Bad Mitterndorf Gregor Schlierenzauer został po raz pierwszy w swojej karierze zdyskwalifikowany. Jak zareagował na tą niecodzienną dla niego sytuację?

A.P.:
Dla mnie to był sukces, jak on zareagował, zachował się bardzo profesjonalnie już na wybiegu skoczni. Nie można zapomnieć, że wiele osób i kibiców, przyszło pod skocznię tylko dla naszej drużyny. A wydarzyło się coś takiego, gdzie nie masz osobiście na to wypływu, wtedy jest ciężko. Dla mnie zwycięzcami w tym dniu byli nasi fani. Kibice przyszli pod skocznię nie tylko dlatego, żeby świętować sukces, ale aby wziąć udział w tak wspaniałym wydarzeniu. Nie było tematu, że kibice byli rozczarowani, ponieważ nie wygraliśmy – Thomas był drugi w pierwszym konkursie, Gregor, gdyby nie ten pech, jest duże prawdopodobieństwo, że wygrałby zawody. Było dużo zamieszania w tym dniu, nie tylko przez pogodę. To były bardzo, bardzo trudne zawody. Również problemy Gregora z zamkiem w kombinezonie wpłynęły na ogólne wrażenie. Dlatego powtórzę raz jeszcze, że największymi zwycięzcami byli kibice, którzy w sobotę byli na skoczni cały dzień i nas dopingowali a nie mogli zobaczyć, żadnego skoku.

Skijumping.pl: Wspominasz o Waszych kibicach, ale od jakiegoś czasu pojawia się coraz więcej głosów krytykujących austriackich skoczków, szczególnie nasiliło się to po zawodach w Oberstdorfie.

A.P.:
Muszę powiedzieć, że każdy, kto wyraża się krytycznie na ten temat, powinien posłuchać argumentacji innych drużyn. Trzeba być obiektywnym, np. Niemcy byli w o wiele gorszej sytuacji, ponieważ Freitag był całkowicie poza rywalizacją, Austria miała jeszcze czołowych zawodników, którzy mogli się liczyć. Można mi wierzyć lub nie, ale podeszli do mnie inni trenerzy i powiedzieli "Odpuścimy, prawdopodobnie ty masz teraz największy wpływ na decyzję, ta sytuacja nie dotknęła mocno twoich zawodników, powiedz coś". Również ja pytałem trenerów i wszyscy mi powiedzieli, że mnie wspierają. I wtedy powiedziałem, że my trenerzy jesteśmy zdania, że to nie jest dobry początek Turnieju, ponieważ zbyt wielu czołowych zawodników zostało wyeliminowanych po pierwszej serii a to nie odzwierciedla prawdziwych rezultatów. Oczywiście jest to sport na wolnym powietrzu, ale kontynuowanie tego konkursu było nierealne. Kilku czołowych zawodników uzyskało dobre wyniki, ale osiągnęli je także w sprawiedliwym konkursie. Tak chciało wielu trenerów, ale wie o tym bardzo mało osób. Jeśli chcemy być neutralni to wtedy kilku czołowych skoczków przepadło i nie mogliby wystartować w drugiej serii. To właściwie dotknęło inne drużyny bardziej niż nas.

Skijumping.pl: Po tylu latach sukcesów, czy dalej znajdujesz motywację do pracy?

A.P.:
Motywację mam dalej, aby uprawiać ten zawód, ponieważ wokół mnie dzieje się zawsze coś wyjątkowego, mnóstwo osób mi pomaga. Mam wielu trenerów kolegów, bardzo wielu współpracowników, którzy obok mnie stoją i mnie wspierają i którzy są odpowiedzialni za wspólny sukces drużyny. Jest to dla mnie osobiście wielkie wyzwanie, aby ta współpraca była dalej efektywna i na wysokim poziomie. Ponieważ zapewnienie funkcjonowania dla takiego systemu jak nasz jest naprawdę trudną pracą, o wiele bardziej niż w małej drużynie, a jeśli jest się do tego jeszcze łowcą, wtedy stara się, aby osiągnąć jak najwięcej. Mamy możliwość dalej się kształcić, i to daje możliwość dalszego rozwoju i wzmocnienia, tak abyśmy mogli w przyszłości wspierać naszych zawodników, aby dalej odnosili sukcesy.

Skijumping.pl: A czy nie nudzi Cię odwiedzanie ciągle tych samych miejsc i życie w drodze?

A.P.:
Nie jestem znudzony, to jest przecież całe moje życie i przez całe życie tylko to robiłem – też kiedyś byłem skoczkiem. Czuję się bardzo swobodnie w tym środowisku, oczywiście należy nauczyć się oddzielać życie prywatne od zawodowego. Mam swoją rodzinę z czwórką dzieci. Dla mnie oznacza to także, że skoki narciarskie to bardzo rodzinny system, ponieważ nie mogę koncentrować się tylko na pracy ale także muszę myśleć o rodzinie, aby czuła się komfortowo i mogła się rozwijać, z pewnością nie jest to nudna praca. A ja jestem bardzo szczęśliwy.

Skijumping.pl: Co jakiś czas pojawiają się nowe pomysły dotyczące przeprowadzania zawodów w skokach. Toni Innauer jest za tym, aby konkursy wyglądały jak turnieje tenisowe, Apoloniusz Tajner jest zwolennikiem tradycji i nie chciałby nic zmieniać, a jakie jest Twoje zdanie?

A.P:
Wydaje mi się, że nie możemy za daleko odejść od systemu rozgrywania konkursów niż jesteśmy obecnie, tak jak powiedział Apoloniusz Tajner. Wynika to z tradycji, wiele wspaniałych chwil mogliśmy przeżyć w ostatnich latach w skokach narciarskich. Ale nie możemy zamykać się na nowości i nowe pomysły. Będziemy cały czas poszukiwać czegoś nowego, tak jak to miało miejsce w przypadku systemu KO podczas Turnieju czy nagrody pieniężnej w wysokości miliona franków, dla tego kto wygra wszystkie cztery konkursy. W narciarstwie alpejskim są ważne imprezy jak zawody w Kitzbühel albo Schladming – zaliczane do klasyki sportu. Podobnie jest w skokach. I nie można zapomnieć, że czołowi zawodnicy są odpowiedzialni za skoki, muszą być na wszystkich zawodach, dotrzymywać wszystkich terminów, jak na przykład wręczenie numerów startowych. Oni są przedstawicielami skoków narciarskich. Tak jak Toni powiedział, są różne kategorie zawodów. Są konkursy, w które organizatorzy muszą po prostu więcej zainwestować, ponieważ chcą aby infrastruktura była lepsza, aby przychodziło więcej kibiców, tak jak tutaj w Zakopanem. To jest od lat ważny punkt w kalendarzu obok Kulm, obok Turnieju Czterech Skoczni, obok Willingen. Dobrze byłoby się zastanowić nad tym, aby ci najlepsi zawodnicy mogli lepiej zarabiać, tak jak to ma miejsce w tenisie. Jeśli poszłoby to w tym kierunku, to można by w tych najważniejszych konkursach przyznawać więcej punktów niż za mniejsze zawody. To są tylko pomysły, nad którymi można i powinno się zastanowić. Nigdy nie wolno stać w miejscu, należy się rozwijać. Dlatego dobrze, że w skokach pracuje wiele osób o kreatywnym sposobie myślenia, jak Toni Innauer czy Apoloniusz Tajner, którzy od lat są w tym środowisku.

Skijumping.pl: Dziękuję za spotkanie i życzę powodzenia w przyszłości.

Zakopane, 20.01.2012