Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Operacja Piorun

Jako rzekłem, Czortek pokazał rogi (a może to mamut pokazał kły? – niepotrzebne skreślić). Choć bardziej mi się wydaje, że rogi pokazują ci, którzy wciąż się upierają, by rozgrywać zawody na tej skoczni. A właściwie to ci decydenci pokazują kibicom spragnionym uczciwej, sportowej rywalizacji nie rogi a co innego.

Przepraszam czytelników za to moje niezdecydowanie co kto komu pokazał, ale dziś moim stylem będzie strumień świadomości. Żadnego cyzelowania, skreślania i pisania od nowa, wyrzucania nieuczesanych myśli. Co w głowie – spłynie na klawiaturę, bez owijania w bawełnę i wybierania.
Napiszmy jak było. Piątkowe kwalifikacje – jako tako. Sobotni konkurs – przeniesiony na niedzielę, co w Harrachovie zaczyna być już tradycją. Porannoniedzielny konkurs trwał ponad dwie i pół godziny. W jego trakcie belka zjechała z pozycji czternastej do siódmej (różnica siedmiu metrów w długości najazdu) a prędkości na progu wahały się od 103,3 km/h do 97,7 km/h.

W pierwszej serii najdłuższy ustany skok oddał Wolfgang Loitzl – 212 metrów. Wystarczyło na siódme miejsce na półmetku. Prowadził (i wygrał potem konkurs) Gregor Schlierenzauer, który skoczył prawie dwadzieścia metrów bliżej od Loiztla. Rekompensaty za długość najazdu wynosiły dla kilku skoczków 45,2 punktu a dla Schlierenzauera nawet 52,7 punktu. W przypadkach ekstremalnych rekompensata za belkę wynosiła jedną czwartą sumy punktów za skok. Czy to jeszcze jest sport, jeśli 25% wyniku zawodnika wyznacza wedle wzoru komputer?

I żebym został dobrze zrozumiany – ja nie jestem przeciwnikiem przeliczników. Ja tylko twierdzę, że są takie miejsca i takie warunki, gdzie przeliczniki niewiele pomogą. Ale jury ma pretekst, by nie odwołać zawodów, co bez systemu na pewno by się stało. No ale jest system, to jedziemy z tym koksem. W końcu telewizja zapłaciła z prawa do transmisji a reklamodawcy za reklamy. Więc kibic dostanie... co właściwie dostanie kibic?

No jedźmy dalej: w drugiej serii z kolei nisko ustawiona (9.) belka spowodowała, że na pierwszy skok powyżej punktu K musieliśmy czekać do 15. zawodnika, czyli do połowy stawki. Ogólnie tych skoków poza 185 metr było 9. Na trzydziestu zawodników trzynastu nie doleciało nawet do 170. metra. Wyobraźmy sobie wyścig Formuły 1 w którym na torze ustawiono ograniczenie prędkości do 120 km/h. Wyobraźmy sobie pojedynek bokserski, w którym ciosy można wyprowadzać tylko poprzez ruch nadgarstkiem. Wyobraźmy sobie mecz Barcelona - Manchester United, w którym zwodnicy muszą biegać ze spodenkami opuszczonymi do kolan. Wyobraźmy sobie... a w sumie po co? Widzieliśmy to wszyscy.

Drugi konkurs. Jeszcze lepiej. Trwał godzinę i 46 minut. Prawie jedna trzecia stawki skoczyła mniej, niż da się na skoczni dużej w Willingen. Rune Velta zapunktował, skacząc 149,5 metra. A zawodników było 51, bo z powodu wiatru nie udało się rozegrać eliminacji. Wiatr więc wiał, śnieg sypał, dmuchawy pracowały, komputery liczyły a jury puszczało skoczków w kilkuminutowych odstępach. Ale z biegiem czasu konkurs szedł coraz sprawniej. Końcówka skakała już niemalże bez przerw. I wtedy, gdy warunki się poprawiały, jury... odwołało drugą serię! Tak więc znów w Harrachovie o zwycięstwie zdecydowała jedna seria. W której na 51 skoczków 5 przeskoczyło punkt K a nikt nie pokonał granicy 200 metrów.

Dokładny opis rozgrywanych dotychczas konkursów w Harrachovie znajduje się w tym artykule. Wynika z niego, że jeśli liczyć konkursy tylko na skoczni mamuciej, to ze wszystkich szesnastu zaplanowanych od czasów jej wybudowania konkursów, udało się rozegrać dziewięć. Czyli o jeden więcej, niż połowę. Coś o przesuwaniu i odwoływaniu konkursów w Harrachovie wiedzą też uczestnicy Pucharu Kontynentalnego...

Ja zrobię własną syntezę: Zerknijmy sobie na ostatnie dziewięć lat, bo przez ostatnie dziewięć lat Harrachov był zapisany w kalendarzu PŚ bez żadnych przestojów. W sezonie 2004/2005 odbyły się dwa konkursy na skoczni dużej – bezproblemowo. W sezonie 2005/2006 również odbyły się oba, ale sporo mówiło się o wpływie, jakie na wyniki miał wiatr. Konkursy w sezonie 2006/2007 odwołano z powodu braku śniegu. W styczniu 2008 udało się rozegrać tylko jedną serię jednego konkursu – na mamucie. W dwóch kolejnych sezonach pod rząd skoki były odwoływane. W sezonie 2010/2011 odbyły się znów dwa konkursy na mamucie, ale tylko w przypadku pierwszego można mówić o tym, by warunki były w miarę sprawiedliwe. Sprawiedliwie było za to we wszystkich trzech konkursach rozegranych rok temu, które odbyły się na skoczni dużej, z czego jeden drużynowy. Czyli – na dziewięć sezonów, trzy razy nie odbyły się żadne zawody a tylko cztery razy udało się rozegrać wszystkie konkursy po dwie serie w każdym. W sumie na dziewiętnaście zaplanowanych konkursów dziesięć rozegrano w całości a dodatkowo dwa po jednej serii. Siedem odwołano.

A teraz porównajmy te statystyki z wiecznie wietrznym Kuusamo, na które zawsze wszyscy narzekają. Dla sprawiedliwego porównania weźmiemy pod lupę – tak samo – dziewięć ostatnich sezonów. Przez ten czas ani razu nie zdarzyło się tam, by odwołano oba konkursy. W listopadzie 2004 trzeba było jeden przełożyć z piątku na niedzielę, ale rozegrano oba. W listopadzie 2005 znów przesunięto zawody z piątku – tym razem na sobotę. Rozegrano dwa konkursy, z czego jeden jednoseryjny. W listopadzie 2006 rozegrano tylko pierwszy konkurs (jedną serię), drugi odwołano. Rok później rozegrano oba (pierwszy był drużynowy). Podobnie było kolejnej zimy, choć tym razem drużynówka odbyła się jako druga i ona została skrócona do jednej serii. W 2009 roku odbyły się oba bez zakłóceń, tak samo rok później. W roku 2011 znów trzeba było przenosić konkursy i drużynówka znów składała się z jednej serii, ale indywidualny rozegrano normalnie. No i w końcu dwa dwuseryjne konkursy obecnej zimy. Czyli – na dziewięć sezonów ani razu skoków nie odwołano całkowicie, a cztery razy rozegrano oba konkursy po obie serie. Na osiemnaście konkursów rozegrano siedemnaście z czego trzynaście dwuseryjnych oraz cztery jednoseryjne. Raz skoki odwołano.

Pamiętacie, jak długo po plamie (odbyły się tylko 3 wietrzne serie) z Mistrzostwami Świata w Lotach w Vikersund, to norweskie miasteczko musiało czekać na ponowne włączenie do kalendarza PŚ? Siedem. A przecież MŚwL w Harrachovie w 1992 też zostały przerwane po niebezpiecznym upadku Andreasa Goldbergera i rozegrano tam ostatecznie tylko dwie serie. Ale Harrachov musiał czekać tylko cztery.

Poniżej wrzucam tabelkę w której porównuję Harrachov do Kuusamo i Zakopanego, w którym też bywały problemy i też skoki odwoływano. W Zakopanem też rozegrano o jeden konkurs więcej – w 2011 roku właśnie niejako w zamian za odwołany w Harrachovie.


Konkursy PŚ na trzech wybranych skoczniach
miejscezaplanowanedwuseryjnejednoseryjneodwołane
Harrachov 19 10 2 7
Kuusamo 18 13 4 1
Zakopane 19 15 2 2

Ten Harrachov ma w FIS taaaaaaaaaakie plecy, że drodzy działacze z PZN – jak chcecie tworzyć ten Turniej Trzech lub Czterech Skoczni w kooperacji z Harrachovem – to bez strachu. Harrachov z kalendarza nie wypadnie nigdy, nawet gdyby ktoś tam zaczął strzelać do skoczków na rozbiegu z haubicy. A im więcej konkursów tam się będzie odwoływać, tym lepiej Wisła i Zakopane będą wyglądały na jego tle! Tylko delikatnie przypominam, że kolejnej zimy to akurat w Harrachovie będą Mistrzostwa Świata w Lotach, bo ktoś chyba o tym zapomniał i chciał taki Turniej robić już za rok. Mało prawdopodobne by Harrachov najpierw organizował PŚ a potem Mistrzostwa. W kalendarzu wstępnym zresztą ani Harrachova, ani żadnego polsko-czeskiego Turnieju nie ma.

Ok. Skoki się tym razem w Harrachovie jednakże koniec końców odbyły. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy 47. i 48. zwycięstwo Grzesia Brzęczyszczykiewicza i przyznajmy, że loteria loterią, ale on raczej tych konkursów przypadkowo nie wygrał. Na podium w obu konkurach też zupełnie przypadkowych ludzi nie było i o tyle się ten system z grubsza w Harrachovie sprawdził.

Ale już formy Polaków na podstawie tych dwóch konkursów nie podejmę się rozkminiać. Ważne, że są kolejne punkty. Ważne, że doszliśmy do tego stanu, że jesteśmy rozczarowani, że jednemu na pięciu nie udało się w jednym konkursie zapunktować. A jeszcze kilka lat temu bywało, że jak już mieliśmy w ogóle pięciu w konkursie, to bywali tacy, co nie byli rozczarowani, że tylko jeden zapunktował.

MacKenzie Boyd-Clowes. Jego pierwszy skok z porannego konkursu, po którym zajmował dziesiątą lokatę to był oczywiście los wygrany na loterii. Ale zwróćmy uwagę, że zapunktował cztery razy z rzędu. Dotychczas zapunktował cztery razy w karierze – a skacze w PŚ piąty sezon. Tyle że przez poprzednie cztery sezony zdobył do kupy 10 punktów a w tych czterech ostatnich startach – 27. Może skoki w Kanadzie nie umarły raz na zawsze?

Skoki nie umarły na pewno w Austrii wygląda na to, że Loitzl się trochę pozbierał. Skoki żyją pełną piersią też w Słowenii, Słoweńcy na mamutach spisują się aż miło. Ładnie fruwają Norwegowie z drugiego szeregu, a jeszcze kilka tych konkursów lotów do końca sezonu pozostało. Klasyfikacja Pucharu Świata w Lotach wyklarowała się na korzyść Schlierenzauera, ale pamiętajmy, że finał w Planicy – mateczniku Kranjca. Klasyfikacja Generalna w skokach wygląda teraz tak:

Czołówka PŚ 03.02.13
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Gregor Schlierenzauer Austria 1200 0 0
2 Andres Bardal Norwegia 757 443 443
3 Severin Freund Niemcy 656 544 101
4 Anders Jacobsen Norwegia 642 558 14
5 Kamil Stoch Polska 601 599 41
6 Robert Kranjec Słowenia 550 650 51
7 Jan Matura Czechy 496 704 54
8 Tom Hilde Norwegia 474 726 66
9 Andreas Kofler Austria 470 730 4
10 Simon Ammann Szwajcaria 461 739 9

A przed Harrachovem wyglądała tak:

Czołówka PŚ 01.02.13
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Gregor Schlierenzauer Austria 1000 0 0
2 Andres Bardal Norwegia 757 243 243
3 Severin Freund Niemcy 656 344 101
4 Anders Jacobsen Norwegia 642 358 14
5 Kamil Stoch Polska 540 460 102
6 Tom Hilde Norwegia 474 526 66
7 Andreas Kofler Austria 470 530 4
8 Richard Freitag Niemcy 442 558 28
9 Robert Kranjec Słowenia 420 580 22
10 Michael Neumayer Niemcy 406 594 14

Trochę wygląda to tak, jakby po nieudanym występie w Vikersund zarówno Bardal jak i Freund odpuścili już walkę o Kryształową Kulę i postanowili skupić się na przygotowaniach do Mistrzostw Świata. W tej chwili wydaje się, że tylko jakiś zupełnie niespodziewany kataklizm mógłby Schlierenzuerowi odebrać Puchar. Kamil Stoch niestety nie wykorzystał absencji silnych rywali, by przesunąć się w klasyfikacji, choć coś tam nadgonił. Na pocieszenie, z grupy pościgowej jest ostatnim, który kapitał zgromadzonych punktów ma większy, niż stratę do dilera. Przepraszam, lidera. Ostrzegałem - strumień świadomości...

Z dziesiątki wypadł Neumayer, zastąpił go Ammann. Czyli, zrobiło się bardziej internacjonalnie, choć tak samo niemieckojęzycznie.

Cytat Zupełnie Nie Na Temat: „Taki już jest los nowych prawd, że zaczynają jako herezje, a kończą jako przesądy” – A. Huxley

Harrachov przeminął nam z wiatrem i - jak to najczęściej Harrachov - pozostawił po sobie niesmak, frustrację, ból w karku (od kręcenia głową) i siniaki na czole (od pukania się). Teraz czeka nas FIS Team Tour, czyli zawody na skoczniach niemieckich. Na pierwszy ogień Willingen, potem Klingenthal a na końcu znów mamut - w Oberstdorfie. Dwie rzeczy są więc pewne - dalsze śrubowanie rekordu przez Schlierenzauera i jodlerzy w skórzanych portkach.

P.S. Spytacie się pewnie, skąd wziąłem tytuł dzisiejszego felietonu? No cóż – tytuł ma tyle wspólnego z tekstem, co zawody w Harrachovie ze skokami narciarskimi...