Strona główna • Trenerzy

Łukasz Kruczek - od skoczka do trenera światowej klasy

W kraju, którego co drugi obywatel mieni się specjalistą od skoków, funkcja szkoleniowca kadry to nie lada wyzwanie. Łukaszowi Kruczkowi od początku pracy na stanowisku trenera reprezentacji polskich skoczków nie było łatwo. Przez długi czas miał więcej krytyków niż zwolenników. Jednak dzięki ambicji, uporowi, odporności na presję, szerokiej wiedzy, nieustannemu dążeniu do podwyższania swoich trenerskich umiejętności stał się trenerem docenianym nie tylko w naszym kraju, ale również za granicą.


Łukasz Kruczek mając 7 lat wstąpił do klubu LKS Klimczok Bystra, tam pod okiem trenera Bronisława Porębskiego rozwijał swe sportowe umiejętności. Specjalizował się początkowo w kombinacji norweskiej, był trzy lata z rzędu Mistrzem Polski w kategorii juniorów. Wróżono mu pasmo sukcesów w tejże dyscyplinie, lecz wtedy pojawił się problem. Sytuacja finansowa PZN uniemożliwiła stworzenie grupy szkoleniowej dla "kombinatorów", toteż po namowach szkoleniowców został skoczkiem specjalistą.

- W kombinacji mogłem osiągnąć znacznie więcej niż jako skoczek – uważa dziś Łukasz Kruczek.

Drużynowy sukces w Villach

Jego debiut w Pucharze Świata przypadł na styczeń 1996 roku, kiedy to zawody gościło Zakopane. Ogólnie rzecz biorąc w konkursach tego prestiżowego cyklu przez całą swoją karierę błysnął tylko raz. W grudniu 2001 roku razem z Adamem Małyszem, Robertem Mateją i Wojciechem Skupniem stanął na trzecim stopniu podium podczas drużynowych zawodów Pucharu Świata w Villach.

- Konkurs drużynowy ułożył się nam doskonale od samego początku – wspominał po latach swój największy drużynowy sukces Łukasz Kruczek - Jako pierwszy skakał Robert i skoczył bardzo dobrze. Potem Wojtek i ja także nie zepsuliśmy swoich skoków. Na „deser” pozostał Adam. 99 metrów w pierwszej próbie to było tylko o pół metra krócej od rekordu skoczni. W drugiej serii także skakaliśmy bez wpadek, a to w rywalizacji drużynowej jest niezmiernie ważne. Mieliśmy także trochę szczęścia. Niemcy nie wystawili będącego w wysokiej formie Schmitta, Austriacy popełniali błędy… Nasz sukces przypieczętował Adam, ale na świętowanie nie mieliśmy czasu. Szybko spakowaliśmy się, pojechaliśmy na samolot i pamiętam, że już w domu słuchałem o naszym trzecim miejscu w wieczornych wiadomościach TVP.

W zawodach indywidualnych zaledwie czterokrotnie w przeciągu całej swojej kariery plasował się w "trzydziestce". Najwyższą lokatę, 14, uzyskał podczas jednoseryjnego, loteryjnego konkursu w Kuopio w 2000 roku. O absurdalności tych zawodów świadczyć może fakt, że w czasie ich trwania zaledwie czterech skoczków na skoczni dużej przekroczyło setny metr...

Z racji niewielkiej konkurencji na krajowym podwórku Kruczek bez trudu dostał się do reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie w Nagano w 1998 roku. Zajął tam po skoku na 102 metry 45 miejsce na dużej skoczni oraz ósmą pozycję na tym samym obiekcie w konkursie drużynowym. Pojechał też na kolejną olimpiadę, do Salt Lake City, którą oglądał jednak wyłącznie z perspektywy kibica. Kruczek wystąpił też trzykrotnie na Mistrzostwach Świata (w tym jednych w lotach), ale kończył je w czwartej bądź piątej dziesiątce.

Mistrz studentów

W Pucharze Kontynentalnym bohater niniejszego tekstu czterokrotnie (w tym raz drużynowo) znalazł się na podium. Na krajowej arenie swój największy dzień przeżył 27 lutego 2001 roku. Wówczas, podczas nieobecności chorego Adama Małysza zdobył złoty medal Mistrzostw Polski. Ma ponadto w swoim dorobku cztery srebrne medale, dwa brązowe oraz jeden brązowy letnich mistrzostw.

Największe jednakże sukcesy zawodnika z Buczkowic wiążą się z rozgrywaną co dwa lata Zimową Uniwersjadą czyli zmaganiami sportowców-studentów. Po raz pierwszy Kruczek wziął udział w tej imprezie w 1997 roku w Koreańskim Muju. Na normalnej skoczni wywalczył złoty medal, dając tym samym początek swej bogatej dziś kolekcji uniwersjadowych trofeów. Dwa lata później Uniwersjadę organizował słowacki Poprad, a Łukasz Kruczek obronił tytuł na normalnym obiekcie, zwyciężąjąc ex-aeqo z Austriakiem Fabianem Ebenhochem. W Zakopanem w 2001 roku był najlepszy zarówno na dużej jak i normalnej skoczni, a dwa lata później w Tarvisio wraz z Grzegorzem Śliwką i Krystianem Długopolskim zdobył brązowy medal w drużynie.

"Brakowało mu trochę talentu"

Co ciekawe Kruczek pierwszą propozycję zostania asystentem trenera otrzymał będąc jeszcze młodym zawodnikiem. Złożył mu ją były trener polskiej kadry, Czech Pavel Mikeska.

- Jako skoczek był ograniczony swoimi możliwościami fizycznymi, ale nie znałem nikogo, kto by nad sobą więcej pracował i tyle poświęcał skokom. On sam wie, że jego osobę widziałem jako własnego asystenta - ale on chciał dalej skakać – opowiada Mikeska.

- Był ambitnym zawodnikiem, zawsze dobrze przygotowanym motorycznie, ale po prostu brakowało mu trochę talentu - uważa trener Jan Szturc, wujek i pierwszy trener Adama Małysza.

Co ciekawe prezes PZN-u, Apoloniusz Tajner, który dziś w samych superlatywach wypowiada się o Kruczku jako trenerze, bardzo krytycznie mówił o nim jako o zawodniku. Bez ogródek twierdził, że jest to zawodnik pozbawiony parametrów do skakania i co jakiś czas odsuwał go od pierwszej reprezentacji.

- Na temat Kruczka nie chcę już rozmawiać. Pomogliśmy mu przed Uniwersjadą, ale teraz nie widzę dla niego miejsca w kadrze – mówił stanowczo ówczesny trener kadry pytany o powołanie Kruczka na Mistrzostwa Świata w Lahti w 2001 roku.

Było jednak coś co w Kruczku imponowało Tajnerowi.

- Na zawody woził ze sobą książki. Gdy inni odpoczywali, on się dokształcał. Był pracowity. Od początku było widać, że ma zadatki na dobrego trenera - opowiada prezes PZN.

- Bardzo mi to imponowało, że godził starty z nauką - podkreśla Andrzej Wąsowicz, szef Śląsko-Beskidzkiego Związku Narciarskiego, który pamięta Kruczka jeszcze z lat 80-tych - W tym względzie był w Polsce prekursorem, wyznaczył trend. Proszę spojrzeć, dziś studiujący skoczek to norma.

Sprzedawał telefony komórkowe

Pod koniec swojej kariery zawodniczej Łukasz Kruczek był pracownikiem jednej z sieci telefonów komórkowych i być może związałby się na dłużej z tą branżą. Los chciał jednak inaczej. PZN zatrudniał właśnie nowego trenera kadry B, Austriaka Heinza Kuttina. Kruczek jako absolwent AWF znający trzy języki obce idealnie pasował do roli jego asystenta. Towarzyszył austriackiemu trenerowi podczas szczęśliwych dla nas Mistrzostw Świata Juniorów w Stryn, z którego nasi młodzi skoczkowie przywieźli dwa medale. Po sezonie 2003/04 Kuttin został szkoleniowcem pierwszej reprezentacji, którą prowadził do końca sezonu 2005/06. Nie był to najlepszy okres zarówno dla Adama Małysza jak i pozostałych naszych skoczków. Przez cały ten czas Kruczek asystował Kuttinowi, a pod koniec współpracy doszło między oboma panami do zgrzytów i rozstali się w nie najlepszej atmosferze.

- Czuję się trochę rozczarowany i zawiedziony postępowaniem Łukasza. Problemy zaczęły się po Turnieju Czterech Skoczni. On jest pewnego rodzaju łącznikiem, porusza się w przestrzeni pomiędzy mną, związkiem, dziennikarzami. Dał się wciągnąć w grę prowadzoną przez Apoloniusza Tajnera. Prosiłem Łukasza, żeby w tym nie uczestniczył, ale widzę, że mnie nie posłuchał. Jestem pewien, że "Polo" obiecał mu coś w zamian. - żalił się na łamach prasy Heinz Kuttin.

- Jestem zażenowany tymi wypowiedziami – odpowiadał Kruczek - Nie będę się zniżał do poziomu Kuttina. Naprawdę nie rozumiem go. Sam nas uczulał, żeby nie biegać z problemami do prasy, żeby załatwiać je we własnym gronie. Po czym zaatakował mnie publicznie. Bez sensu. Nauczyłem się od niego bardzo dużo, Kuttin wniósł zupełnie nowe standardy szkoleniowe do naszej kadry. Jestem nim natomiast bardzo rozczarowany jako człowiekiem.

"Chyba trochę za szybko"

Dwa kolejne lata Kruczek spędził jako asystent Hannu Lepistoe. W sezonie 2006/07 Adam Małysz sięgnął po czwarty tytuł Mistrza Świata oraz czwartą Kryształową Kulę, Jednak kolejna zima okazała się klęską polskich skoków. Zarząd PZN-u podjął wtedy decyzję o nieprzedłużaniu kontraktu z fińskim trenerem. Następcą Lepistoe został właśnie Łukasz Kruczek. Było to wydarzenie bez precedensu. Szkoleniowcem kadry został młody, 33-letni zaledwie trener, który nigdy samodzielnie nie prowadził żadnej drużyny, Miał w dodatku przywrócić do formy wielkiego mistrza, Adama Małysza, który jeszcze kilka lat wcześniej był jego kolegą z kadry. Zdumienia takim obrotem sprawy nie krył Hannu Lepistoe.

- Skoro po tym jak mnie pogoniono pan Tajner mówił, że moim następcą będzie znany zagraniczny trener i padały naprawdę poważne nazwiska, to jak mam oceniać teraz wybór Łukasza Kruczka? Jest to dla mnie oczywiście spore zaskoczenie - podkreślał Fin zastanawiając się, czy Kruczek ma odpowiednie doświadczenie. - Gdy ja obejmowałem polską kadrę, ustaliłem z szefem związku, że Łukasz ma się kilka lat ode mnie uczyć, żeby potem mnie zastąpić. Widocznie uznano, że ten moment właśnie teraz nastąpił. Chyba jednak trochę za szybko. Łukasz kiedyś na pewno będzie dobrym trenerem, bo chce się uczyć i rozwijać. Ale pozostaje pytanie, czy już teraz będzie w stanie samodzielnie prowadzić polskich zawodników, czując olbrzymią presję ze strony mediów i kibiców.

Początek pracy Łukasza Kruczka jako trenera reprezentacji polskich skoczków udany nie był. Nasi zawodnicy w pierwszych konkursach Pucharu Świata w sezonie 2008/09 prezentowali się fatalnie, a będący w totalnej rozsypce Adam Małysz opuścił Turniej Czterech Skoczni, by udać się z rozpaczliwą misją do Finlandii. Szukał tam pomocy ze strony Hannu Lepistoe. Wkrótce najlepszy polski skoczek zrezygnował ze współpracy z Kruczkiem i rozpoczął indywidualne treningi ze słynnym fińskim szkoleniowcem.

- Czas pomyśleć o sobie. Potrzebuję doświadczonego trenera, takiego jak Hannu Lepistoe – motywował swoją decyzję Małysz - Z Łukaszem Kruczkiem i resztą kadry chcę współpracować, nie rywalizować. W pewnym momencie jednak Łukasz nie był mi już w stanie pomóc. Dziś wiem, co znaczą słowa Hannu "Jest za wcześnie, by powierzać Adama Łukaszowi". Łukasz to dobry trener i ja go szanuję. Ale radzi sobie, póki wszytko idzie dobrze. Gdy pojawiają się kłopoty – brakuje mu doświadczenia.

Mogło się wtedy wydawać, że dni Łukasza Kruczka jako trenera polskiej kadry są policzone. Kruczek wyszedł jednak obronną ręką z opresji dzięki stosunkowo udanym dla polskich skoczków Mistrzostwom Świata w Libercu. Kamil Stoch zajął tam na normalnej skoczni sensacyjne czwarte miejsce, tę samą lokatę wywalczył polski zespół w konkursie drużynowym, będąc o krok od zdobycia brązowego medalu. Na zakończenie sezonu na Letalnicy w Planicy podczas "drużynówki" nasza ekipa wskoczyła na drugi stopień podium. Łukasz Kruczek mógł odetchnąć z ulgą... Jego pozycja jako trenera kadry stała się niezagrożona.

Stały progres wyników

O ile jeszcze sezon olimpijski 2009/10 był w wykonaniu polskich skoczni przeciętny, o tyle następny, 2010/11, mimo trudnego początku można już uznać za niezły. Łukasz Kruczek obudził wreszcie ogromny talent drzemiący w Kamilu Stochu. "Rakieta z Zębu" zdołała wygrać trzy konkursy Pucharu Świata, w Zakopanem, Klingenthal i Planicy. Polscy skoczkowie dwukrotnie, w Willingen i Lahti, stanęli na najniższym stopniu podium w konkursach drużynowych. Zajęli też czwartą lokatę podczas zawodów zespołowych na normalnej skoczni w Oslo podczas Mistrzostw Świata.

Następną zimę notujący stały progres Kamil Stoch zakończył na piątym miejscu w klasyfikacji generalnej, dorzucając do swojej kolekcji kolejne dwa pucharowe triumfy. Piotr Żyła zajął w generalce wysoką 19 pozycję (tu jednak zaznaczyć trzeba, że spory udział w dobrych wynikach uzyskiwanych przez Piotra miał Jan Szturc), a Maciej Kot, który przez ponad cztery lata walczył o punkty Pucharu Świata, został sklasyfikowany na 35 miejscu.

Sezon 2012/13 był z całą pewnością jednym z najlepszych w historii polskich skoków. Złoty medal Mistrzostw Świata Kamila Stocha, brązowy polskiej drużyny, trzecie miejsce Stocha w klasyfikacji generalnej PŚ, piętnaste Piotra Żyły, osiemnaste Macieja Kota, dziesięciu punktujących skoczków, dwa drużynowe pucharowe miejsca na podium – to skrótowy bilans poprzedniego sezonu. A zaczęło się od falstartu. Po serii słabych występów na początku sezonu Kruczek rozważał nawet rezygnację. Na szczęście zawodnicy stanęli murem za swoim trenerem, szybko znaleziono też przyczynę słabszych startów.

Fortuna jest po jego stronie

- Jest niespokojnym duchem. Cały czas szuka nowinek, czyta książki, grzebie w internecie, analizuje. Bez przerwy chce coś w skokach poprawiać – mówi z uznaniem o Kruczku Apoloniusz Tajner - Jeśli chodzi o wiedzę i orientację w temacie to już dawno mnie przerósł. To teraz jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy trener na świecie. Satysfakcja ogromna, bo do tego to nasz wychowanek.

- Wykonał ogromną pracę, żeby środowisko zaczęło go doceniać. I to mu się udało, dzięki ambicji i zaangażowaniu. Teraz w tym polskim gnieździe trenerskim jest uważany za świetnego fachowca - twierdzi Andrzej Wąsowicz, przyznając że przez ostatnie lata kilka wraz z Tajnerem bronili Kruczka przed zwolnieniem. - Nawet jak nie szło tej kadrze, wychodziliśmy z założenia, że trzeba dać mu czas. I teraz wyszło na nasze i jego. Powiem wręcz - i nie będzie w tym przesady - że Łukasz ma teraz trenerskie papiery na wielki świat.

Dzięki świetnym rezultatom polskich skoczków Łukasz Kruczek przekonał do siebie nawet zajadłych krytyków. Jeszcze w ubiegłym sezonie Mistrz Olimpijski z Sapporo, Wojciech Fortuna chciał jego dymisji. Dziś wypowiada się o Kruczku w zupełnie innym tonie:

- Fakt, mówiłem mocne słowa, ale to było dwa lata temu. Może moja krytyka przyniosła skutek i wzięli się do roboty? Kruczek teraz ma moje wsparcie. Nie chcę być drugim Jankiem Tomaszewskim i mącić przed ważną imprezą, igrzyskami w Soczi. Chcę, żeby polski skoczek po 42 latach usłyszał Mazurka Dąbrowskiego. Bo stać nas na medal, nawet dwa – przekonuje Fortuna.

Oczywiście przesadą byłoby stwierdzenie, że ostatnie sukcesy polskich skoczków to tylko i wyłącznie zasługa Łukasza Kruczka. Na wyniki naszych zawodników pracuje przecież szeroki sztab specjalistów. Ogromny wpływ na podniesienie się poziomu polskich skoków miał bez wątpienia wielki boom na skoki wywołany przez Adama Małysza, który prędzej czy później musiał zebrać swoje owoce .Ale Kruczek był tym, który poukładał wszystkie klocki na właściwe miejsce. Miejsmy wszyscy nadzieję, że to dopiero początek jego trenerskich sukcesów.

Opracowano na podst.:

"Megaprzemiana Łukasza Kruczka. Z lichego skoczka w trenera mistrza" – Tomasz Wiśniowski, tvn24.

"Łukasz Kruczek - wódz naszych śnieżnych orłów" - Przemysław Franczak, Gazeta Krakowska

oraz źródła własne.