Strona główna • Igrzyska Olimpijskie

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Teatr Jednego Aktora i krótka lekcja ekonomii

Tak wygrywają tylko najwięksi. Tak wygrywając przechodzi się do historii. 12,7 punktu przewagi na skoczni normalnej. Dwa najdłuższe skoki. Dwie najwyższe noty. Jedyny zawodnik, który za styl dostał „20” i to aż od dwóch sędziów.

Liczmy dalej. Przewaga 12,7 pkt. nad drugim Prevcem, to różnica większa, niż między Prevcem a dwunastym w konkursie Anssi Koivurantą! Popatrzmy sobie na dotychczasowe konkursy na skoczni normalnej podczas Igrzysk Olimpijskich (pomijam fakt, że kiedyś skocznie duże były mniejsze od dzisiejszych normalnych i skupiam się tylko na Olimpiadach, na których rozgrywano już po dwa konkursy, a więc od 1964 roku). Tylko trzykrotnie mistrz miał większą przewagę nad wicemistrzem.
Austriak Toni Innauer w 1980 roku w Lake Placid nad ex-aequo Manfredem Deckertem z NRD i Hirokazu Yagi z Japonii - 17, 1 pkt., Matti Nykänen nad Pavlem Plocem w Calgary – 17 pkt. oraz Espen Bredesen nad Lasse Oesenem w Lillehammer - 14 pkt. Na Mistrzostwach Świata na skoczni normalnej podobny nokaut widzieliśmy w Sapporo, gdy Małysz pokonywał o 21,5 punktu Simona Ammanna.

Jeszcze o stylu: suma punktów za styl z obu skoków – 116 punktów! Prevc? 113,5. Bardal? 111. Morgenstern? 110,5 Wellinger? 110. Schlierenzauer? 110. Dodatkowo pamiętajmy – Kamil był chory rano – zastanawiał się nawet, czy nie odpuścić konkursu, by przygotować się lepiej do zawodów na dużej skoczni.

Jak by to powiedzieć w skrócie? Mógłbym napisać, że Kamil wciągnął ich nosem, ale ponieważ jestem zdeklarowanym przeciwnikiem wszelkich narkotyków, napiszę że rozsmarował ich po zeskoku jak marmoladę po grzance a potem chapnął jednym kęsem. I to na przystawkę, bo tak właśnie traktuję konkurs na skoczni normalnej – jak przystawkę przed konkursem na dużej.

Ileż to się nasłuchaliśmy, że na dużej, to może Stoch będzie miał medal, ale na normalnej to on nie istnieje. Ile można było usłyszeć głosów zaraz po serii próbnej, że nici z medalu, bo Stoch miał dwunasty wynik. Że koniec marzeń, że na pociechę zostanie owa duża. O niewierni! O malkontenci! O marudy i histerycy! Czy mogło być źle? Wystarczyło zauważyć spokój zawodnika, pewność siebie trenera. Po kwalifikacjach Kamil nazwał skocznię normalną „koleżanką z wojska”. Czy koleżanka z wojska zrobiłaby krzywdę Kamilowi? Szczerze mówiąc, już mniejsza o to, za to nie miałbym nic przeciwko temu, by być w takim wojsku, gdzie są koleżanki...

W ogóle bojowo i wojskowo się zrobiło. Ten kask... W czasach wolności i demokracji a zarazem globalizującego się świata i integracji europejskiej coraz rzadziej pojawia się potrzeba a jednocześnie i okazja, by w naszych piersiach wzbierały uczucia patriotyczne. Polski sportowiec startujący w takim kasku, zwyciężający w kraju z którym łączą nas tak skomplikowane stosunki i tak zwichrowana historia? Piękna symbolika, piękne zwycięstwo. Tak, to był fantastyczny pomysł z tym kaskiem. Nie od dziś wiadomo, że Kamil jest z samolotami za pan brat. Wystarczy wspomnieć jego sesję fotograficzną z dwupłatowcem w tle.

***

Zawsze miałem problem z tym złotem olimpijskim. Zawsze coś się we mnie buntowało na myśl, że jest on uznawany za trofeum najcenniejsze. Przecież o tym, kto jest najlepszy, nie może decydować jeden konkurs. O tym, kto był najlepszy danej zimy decyduje Puchar – kto potrafił najwięcej razy zwyciężyć, uzbierać najwięcej punktów, być najlepszym w przekroju całej zimy. Więc czemu nawet najwięksi mistrzowie tak bardzo go pożądali? Dlaczego czterokrotny zwycięzca Pucharu Świata, czterokrotny Mistrz Świata i trzykrotny wicemistrz olimpijski Adam Małysz powiedział, że oddałby swoje cztery medale za jeden złoty?

I w końcu mnie olśniło. Ekonomia głupcze! Cenne jest to, co jest rzadkie. Dlatego kobiety obwieszają się złotem, nie puszkami aluminiowymi. Na ulicy każdy ogląda się za Maserati, nie Fiatem. Gdy czegoś jest mało, cena rośnie. A tytuł mistrza olimpijskiego można zdobyć tylko dwa razy co cztery lata. Tu jest klucz do zrozumienia.

I potem sobie pomyślałem tak: Kamil ma już złoty medal olimpijski (raz na cztery lata) i złoty medal Mistrzostw Świata. Nie zapeszajmy, ale lideruje w Pucharze (co rok, ale zdecydowanie najtrudniejszy do zdobycia) i jest w gazie przed zbliżającymi się Mistrzostwami Świata w Lotach (co dwa lata). Gdyby tak ten sezon ułożył się dla niego tak cudownie, jak układa się do tej pory, to wieku 27 lat z trofeów zabrakłoby mu tylko Turnieju Czterech Skoczni, który jest co roku... Nie, nie zapeszam, rozmarzam się tylko. Każdemu wolno marzyć.

W trakcie swojej kariery te pięć trofeów zgarnął tylko Matti Nykänen. Thomas Morgenstern niby też, ale Mistrzem Świata w Lotach jest tylko w drużynie. Było wielu innych wybitnych skoczków, ale każdemu brakowało choć jednego elementu Narciarskiego Pokera. (Skoro Wielki Szlem składa się z czterech elementów to ja właśnie samozwańczo nadaje tytuł tej układance. Poker ma przecież pięć. Wolno mnie cytować.) Weißflogowi i Bredesenowi brakuje tytułu Mistrza Świata w Lotach, choć obaj mają z tej imprezy srebrne medale. Ammannowi Turnieju Czterech Skoczni (dwa razy drugi!). Funakiemu - Pucharu Świata (w sezonie 1997/1998 przegrał go z Peterką o 19 punktów!). Schlierenzauerowi - złota olimpijskiego (dwa brązy w Vancouver). Małyszowi - tego samego plus lotów, Golbergerowi złotych medali ZIO i MŚ a Ahonenowi ZIO i MŚwL.

Czy gdyby Kamilowi Stochowi udało się skompletować cały Poker, automatycznie stałby się największym skoczkiem wszechczasów? Nie. Byłby wielki inaczej. Bo wielkość też można osiągnąć na wiele sposobów. Dla mnie zresztą Kamil już jest wielki. I wciąż tyle przed nim.

Cytat trochę na temat:
"Fly away to a rainbow in the sky,
Gold is at the end for each of us to find
There the road begins, where another one will end
Here the four winds know who will break and who will bend
All to be the master of the wind"

Akt pierwszy za nami. Teraz konkurs na skoczni dużej. A tam tylko jedna rzecz jest pewna. Ale nie będę Wam mówił. Sport bez emocji, to nie sport.