Strona główna • Inne

"Po prostu lubię sport" – rozmowa z Markiem Rudzińskim, komentatorem skoków w TVP

Marek Rudziński jest od lat jednym z najbardziej lubianych i cenionych komentatorów sportowych w Polsce. O swojej karierze sportowca, najważniejszych przeżyciach zza mikrofonu, powodach odejścia z Eurosportu oraz o znaczeniu dokonań Adama Małysza i szansach Kamila Stocha na ich powtórzenie opowiedział nam podczas rozmowy, do lektury której serdecznie zapraszamy.


Skijumping.pl: Kibice skoków znają Pana głównie jako komentatora sportowego, natomiast niewiele osób wie, że był Pan w przeszłości czynnym sportowcem. Może Pan opowiedzieć coś o swojej karierze zawodniczej?

M.R.: W przeszłości grałem w koszykówkę. Jako 14-letni chłopak zaczynałem w MKS MDK Warszawa. Grałem tam do 18-ego roku życia, ponieważ klub ten posiadał tylko sekcję juniorską. Potem przeszedłem do Polonii Warszawa, no i przez osiem sezonów byłem w pierwszoligowej drużynie Polonii. Nie byłem, za wyjątkiem dwóch sezonów, podstawowym zawodnikiem, ale miałem przyjemność być w drużynie, która zdobyła v-ce Mistrzostwo Polski w 1976 rok, a rok wcześniej wygrała rozgrywki o Puchar Polski. Równocześnie studiowałem. To były takie czasy, że mieliśmy wtedy tzw. lewe etaty. Ponieważ Polonia była kolejowym klubem, pracowałem na kolei, musiałem też codziennie trenować. Niełatwo było to pogodzić ze studiami na uniwersytecie, ale jakoś dawałem radę. Po skończeniu studiów nie chciałem być dłużej kolejarzem, szukałem pracy w mediach. Wtedy nie było to takie proste, bo była jedna telewizja, jedno radio, kilka gazet, nie było internetu. Poszedłem więc do pracy do Agencji Almatur na Uniwersytecie Warszawskim, ale moje zarobki znacznie spadły w stosunku do tego, co zarabiałem jako kolejarz-koszykarz, więc pracując na Uniwersytecie grałem jeszcze przez dwa sezony w drugiej lidze, w Skrze. Grałem tam szczerze mówiąc dla pieniędzy. W końcu w 1981 roku zacząłem pracę dziennikarza, w "Głosie Pracy", nieistniejącej już gazecie.

Skijumping.pl: Czy do dzisiaj to właśnie koszykówka jest najbliższą Panu dyscypliną sportu?

M.R.: Bardzo lubię koszykówkę w dalszym ciągu, nie ulega wątpliwości, że na niej znam się najlepiej. Często komentowałem koszykówkę pracując w radiu, potem w Eurosporcie. W ubiegłym sezonie cały rok jeździłem po Polsce komentując ekstraklasę koszykarzy. Sprawia mi to dużą frajdę, bo czuję tę grę, wiem, o co w niej chodzi. Wydaje mi się, że trochę łatwiej jest mi komentować znając niuanse tej gry. Ale lubię też wiele innych dyscyplin, zwłaszcza zimowych. Komentuję skoki, biegi narciarskie. Bardzo lubię lekkoatletykę, którą też komentuję od lat. Lubię boks, który wiele lat komentowałem, teraz już właściwie tego nie robię, ale nadal jest on bliski mojemu sercu. Generalnie bardzo lubię sport, w związku z tym każdy sport na dobrym poziomie mnie fascynuje. Lubię oglądać mecze piłki nożnej, piłki ręcznej, które kiedyś komentowałem, rugby, które też przyszło mi komentować. Po prostu lubię sport.

Skijumping.pl: Czy pamięta Pan swój pierwszy konkurs skoków, który Pan komentował?

M.R.: Szczerze powiedziawszy to nie. Na pewno było to w radiu, bo od 1982 roku pracowałem w redakcji sportowej Polskiego Radia. Dosyć szybko zająłem się komentowaniem także skoków, ale pierwszego konkursu nie pamiętam.

Skijumping.pl: A czy był jakiś komentowany przez Pana konkurs albo konkursy, które jakoś szczególnie Pan zapamiętał?

M.R.: Wiele było takich konkursów. Przede wszystkim cała dekada Adama Małysza z Mistrzostwami Świata w Lahti, które bardzo dobrze pamiętam. Często skoki Adama Małysza komentowałem z Warszawy, więc nie byłem tak blisko takich wydarzeń jak choćby igrzyska w Salt Lake City czy w Vancouver. Ale byłem też na wielu konkursach, w których on brał udział i które mogłem oglądać z bliska. Miałem przyjemność komentować ogromną większość konkursów, w których startował. Od dwóch lat, kiedy przeszedłem do Telewizji Polskiej mam możliwość jeszcze częstszego brania udziału w tym, co się dzieje w skokach. Wielką frajdą i niesamowitym przeżyciem były konkursy skoków na igrzyskach w Soczi, które komentowałem razem z Włodkiem Szaranowiczem. Złoty medal olimpijski to coś najcenniejszego dla sportowca i także dla komentatora jest to wielkie przeżycie.

Skijumping.pl: Wspomniał Pan, że pracując w Eurosporcie często komentował Pan ze studia. Czy możliwość wyjazdu na zawody i zdawania relacji bezpośrednio z miejsc ważnych wydarzeń sportowych była jednym z powodów dla których zmienił Pan pracodawcę?

M.R.: Powodów było kilka, ale bez wątpienia możliwość uczestniczenia w wielkich wydarzeniach sportowych jest istotna. Ja w swojej karierze dziennikarskiej uczestniczyłem w ponad 180-ciu wyjazdach sportowych, nie mogę więc narzekać, że nie jeździłem po świecie, ale był taki czas w Eurosporcie, kiedy było tego trochę mniej. Teraz pracując w TVP mam możliwość wzięcia udziału w tych największych wydarzeniach jak choćby w EURO 2012. Co prawda nie komentuję piłki nożnej, ale byłem wówczas w Gdańsku i pracowałem przy tej pięknej imprezie. Byłem na igrzyskach w Londynie i w Soczi. Bez wątpienia dla komentatora istotne jest to, żeby być na zawodach. Możliwość rozmowy z zawodnikami, trenerami z innymi dziennikarzami – trochę inaczej to wszystko wygląda na miejscu, niż jak się to robi sprzed telewizora. Inna sprawa, że czasami, na przykład na skoczni w Harrachowie, stanowisko komentatora jest tak umiejscowione, że i tak dobrze widać wszystko tylko w monitorze, więc w zasadzie w Warszawie widziałbym to samo. Zawsze jednak dużo daje nam możliwość bezpośredniego kontaktu z ludźmi na zawodach.

Skijumping.pl: A czy innym z powodów przenosin do TVP była osoba Włodzimierza Szaranowicza, z którym zna się Pan od wielu lat?

M.R.: Bez wątpienia tak. Z Włodkiem znam się i przyjaźnię, bo tak mogę powiedzieć, od ponad trzydziestu lat. Kiedy ja przyszedłem do radia w 1982 roku, Włodek już tam pracował. Tam się poznaliśmy. Dużo razem przeżyliśmy, mieliśmy dużo wspólnych tematów, Włodek grał kiedyś, podobnie jak ja, w koszykówkę. Spotykaliśmy się zawsze na wielkich imprezach, kiedy ja pracowałem jeszcze w radiu, a Włodek w telewizji. Zresztą ja pracując w Polskim Radiu blisko współpracowałem z Telewizją Polską. Bardzo Włodka lubię, szanuję, cenię i gdy zaproponował mi, żebym przeniósł się do TVP, to zgodziłem się. Uważam że jest wspaniałym człowiekiem, świetnym komentatorem, dobrze mi się z nim współpracuje. A poza tym lubimy się, co też ma spore znaczenie.

Skijumping.pl: Po igrzyskach w Soczi rozgorzała debata, na temat tego który z naszych skoczków, Małysz czy Stoch, osiągnął więcej. Jaka jest Pana opinia w tym temacie?

M.R.: Trochę za wcześnie jest żeby to porównywać. Adam miał dekadę, Adam był pierwszy. Adam dał Polakom coś wielkiego, był nie tylko zjawiskiem sportowym, ale i socjospołecznym. On zdobywał medale olimpijskie, których przez wiele lat nie mieliśmy, wygrywał mistrzostwa świata, Puchary Świata, wygrywał seryjnie konkursy, tysiące ludzi przychodziło na skocznię i jeździło za nim po całym świecie, miliony oglądały go w telewizji – to wszystko było czymś wyjątkowym, w pewien sposób niepowtarzalnym. Kamil tak na dobrą sprawę niedawno zaczął swoją wielką karierę, od trzech lat skacze na bardzo wysokim poziomie. Nie jest już pierwszym, który dostarcza nam wielkich emocji, wielkich przeżyć. No ale zdobycie dwóch złotych medali olimpijskich, zdobycie Kryształowej Kuli może zwiastować karierę, która będzie kiedyś równie wielka jak Adama. No na razie biorąc pod uwagę dziesięć lat trwania wielkiej kariery Adama Małysza trzeba powiedzieć, że on jest póki co największym polskim skoczkiem w historii, a Kamil jest na jak najlepszej drodze do tego żeby osiągać równie wielkie wyniki. Już ma złote medale igrzysk, czego nie ma Adam, ale serdecznie mu życzę, żeby również dorównał Małyszowi pod względem liczby medali mistrzostw świata, liczby zwycięstw w konkursach Pucharu Świata czy zdobytych Kryształowych Kul.

Skijumping.pl: Bardzo Panu dziękuję za rozmowę.

M.R.: Dziękuję również.

Rozmawiał Adrian Dworakowski