Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Dawid Kubacki: "Dobry skok jest konkretnym celem"

Dawid Kubacki potwierdza, że przeniesienie do kadry B wzbudziło w nim sportową złość. Na szczęście dobrze ją ukierunkował. Tak, że stała się impulsem do jeszcze cięższej pracy. Takiej, która jak widać, przynosi zamierzone efekty.


Kubacki ma za sobą bardzo udane występy w lecie, które śmiało można nazwać najlepszym w jego karierze. Zwyciężał w konkursach Letniego Grand Prix, Letniego Pucharu Kontynentalnego i w mistrzostwach Polski.

Jak jednak zapewnia, cieszy się nie tylko z wygranych. - To lato jest dla mnie wyjątkowe również dlatego, że praca, którą wykonałem z trenerem Maciusiakiem, całym sztabem szkoleniowym oraz panią psycholog, szybko zaczęła przynosić oczekiwane efekty – twierdzi zawodnik i dodaje: - A to potwierdza, że jestem na właściwej drodze do realizacji moich celów.

Co zatem jest jego celem w nowym sezonie? - Dobry skok, a nie chęć zajęcia danego miejsca, jest konkretnym celem. Dlaczego? Bo wiem co zrobić by był on dobry, więc realizowanie tego jest najprostszą drogą do dobrych wyników w zimie – tłumaczy - Nie mogę sobie np. założyć - chcę być piąty – bo weź tu celuj człowieku w miejsce, kiedy nigdy nie wiesz co zrobią inni.

25-letni skoczek podkreśla, że, aby wspomniany cel zrealizować, trzeba pracować zarówno nad techniką skoku, jak i nad psychiką. - Podczas przygotowań w lecie skupiliśmy się nad doskonaleniem techniki na progu, bo był to element w którym miałem największe rezerwy. I mimo tego, że pracowałem nad nim już wcześniej, to jakoś nie mogłem się przemóc, nie wszystko funkcjonowało tak jak trzeba – wyjaśnia.

Co zatem blokowało go przed oddawaniem dobrych skoków? - Przeszkadzała mi głównie głowa. Już w sezonie zimowym, zdałem sobie sprawę, że potrzebuję współpracy z psychologiem, podjąłem ją i nie żałuję. Przynosi zamierzone efekty i doskonale współgra z ulepszaniem techniki – podkreśla.

Poza tym przyznaje, że do jeszcze cięższej pracy zmotywowała go decyzja o przeniesieniu do kadry B. - To było dla mnie takim kopem w tyłek i sprawiło, że zastanowiłem się nad czym powinienem więcej popracować – zauważa i dodaje, że za tę sytuację nie obwinia trenerów - Owszem, pojawiła się sportowa złość. Pomyślałem: "Pokażę im, dam radę, popracuję tak, żeby wszystko zadziałało". Ale po dłuższych przemyśleniach doszedłem do wniosku, że to był efekt moich błędów z poprzedniego sezonu. To z kolei stało się pozytywnym napędem do zmian, które szybko zaowocowały – ocenia.

Daleki jest jednak od samozachwytu. Dlatego nie potwierdza, że po świetnych występach w lecie, a zarazem słabszej dyspozycji Kamila Stocha, można go nazywać nowym liderem polskiej kadry. - Nie poczuwam się do takiego tytułu, a jedynie ciesze się, że moja praca jest skuteczna. Zresztą pozycja lidera kadry to trochę fikcyjna rola, która może tylko przynieść większe zainteresowanie mediów i związaną z tym presję. Na pewno to czy będę tak nazywany, czy nie, nie zmieni nic w moich skokach – podkreśla.

Zapewnia też, że ze spokojem podchodzi do inaugurujących ten sezon zawodów. - Wiem, że to, co wypracowałem sobie w lecie dobrze funkcjonuje, może nie w stu procentach, ale w większej części tak – opowiada Kubacki – Zdaję też sobie sprawę, że na wynik końcowy składa się wiele rzeczy, także tych nieprzewidywalnych, jak np. warunki pogodowe.

Na skocznię zawsze będzie więc szedł, aby po prostu zrealizować swoje zadanie – oddać dobry skok. - A nad wynikiem, jaki pokaże się tam na dole, będę myślał dopiero później, w kategorii czy zrobiłem wszystko, co mogłem, czy jednak można było zrobić coś więcej - podsumowuje.

Korespondencja z Krakowa, Tadeusz Mieczyński