Strona główna • Słoweńskie Skoki Narciarskie

Jurij Tepes: "Czasami wolałbym, żeby ktoś inny zapalał zielone światło"

Warunki nie rozpieszczały skoczków podczas konkursów Pucharu Świata w Niżnym Tagile. "Pusty los" na wietrznej loterii trafił się m.in. Słoweńcowi Jurijowi Tepesowi, który już nie raz, za puszczenie go w złych warunkach, obwiniał swojego ojca Mirana.


26-letniemu skoczkowi nie powiodło się w drugiej serii niedzielnego konkursu. Zaraz po wyjściu z progu otrzymał silny podmuch wiatru i tylko dzięki swoim umiejętnościom, uniknął upadku. Szansy na powalczenie o dobry wynik jednak nie było. - To nie są skoki narciarskie, to freak show – skomentował po starcie zawodnik, który z zajmowanego po pierwszej serii 10. miejsca spadł na 30. pozycję w konkursie.

Dzień później emocje opadły i ponownie wypowiedział się w tej kwestii. - Byłem rozczarowany, bo po raz kolejny nie miałem szans z powodu warunków w jakich skakałem. Mój drugi skok w tych zawodach był jeszcze lepszy niż pierwszy, ale pojawił się boczny wiatr i nie mogłem dalej odlecieć. Mam nadzieję, że będę miał więcej szczęścia w przyszłości – powiedział.

Sytuacja jest szczególna, ponieważ osobą odpowiedzialną za zapalanie zielonego światła, a zatem pozwalanie skoczkowi wystartować w określonych warunkach, jest Miran Tepes, ojciec Jurija. Skoczek nie raz i nie dwa wyrażał swoje niezadowolenie z jego decyzji. Z kolei ten twierdzi, że rozumie zdenerwowanie zawodników.

- Wiadomo, że każdy z nich chce wystartować w jak najlepszych warunkach. Te w Niżnym Tagile nie były łatwe. W większości przypadków nie mieliśmy problemów z wiatrem, ale czasami bywało też niebezpiecznie – wytłumaczył - Ze swojej strony mogę tylko przeprosić tych, którzy tym razem nie mieli szczęścia. Ale skoki narciarskie to sport rozgrywany na otwartym powietrzu, więc takie rzeczy się zdarzają.

Miran Tepes skomentował także warunki panujące na obiekcie podczas drugiego skoku jego syna. - Było kilka momentów z silnym wiatrem bocznym, ale tego nie dało się przewidzieć. Gdybym mógł to zrobić, nie zapaliłbym zielonego światła nie tylko jemu, ale również żadnemu innemu skoczkowi – zapewnił.

Asystent Waltera Hofera dodał też, że na skoczni traktuje swojego syna jak każdego sportowca. Jurij z kolei stwierdził: - Czasami jest to dla mnie trudna sytuacja i wolałbym, żeby ktoś inny o tym decydował i, żebym to na niego był wściekły.

Dyskusje między nimi są więc nieuniknione. - Czasami Jurij przychodzi do mnie po zawodach i przedstawia swoją opinię, a bywa bardzo emocjonalny i wtedy mówi mi, co mogłem zrobić lepiej – zdradził – Muszę żyć z tym, że sportowcy, którzy nie mieli szczęścia do warunków, później mają pretensje do mnie. Ale kiedy po pewnym czasie omówimy daną sytuację z ich trenerami, zwykle się uspakajają. Może po prostu kolejnym razem będą mieli więcej szczęścia i wiatr im będzie sprzyjał.