Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: "Wielka Krokiew to coś więcej niż skocznia"

Sytuacja wokół wciąż nie rozpoczętej modernizacji Wielkiej Krokwi coraz bardziej niepokoi i wzbudza wiele emocji wśród miłośników skoków. Szczególnie kiedy pojawia się wątek zagrożenia dla organizacji przyszłorocznego Pucharu Świata w Zakopanem. Swoje zdanie na ten temat wyraził też Adam Małysz w felietonie opublikowanym na łamach Przeglądu Sportowego. Czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli nie ukrywa, że zawsze była to dla niego skocznia wyjątkowa.


-Słyszę, że z powodu odwołania przetargu, zagrożona jest organizacja przyszłorocznego Pucharu Świata. Oferty, które złożyły firmy zainteresowane przeprowadzeniem modernizacji, były za wysokie. Czyli jak zwykle – brakuje pieniędzy. Czytałem też rozmowę z Rafałem Kotem, byłym fizjoterapeutą kadry, który krytykował opieszałość w tej sprawie. W jego wypowiedziach było dużo emocji, pewnie nawet za dużo. Dostało się nawet Beskidom. Między wierszami wyczytałem, że teraz tam lepiej rozwijają się skoki, bo inwestuje się więcej pieniędzy. Moim zdaniem, to było nie fair. Lubię Rafała, ale nie sądziłem, że jest zdolny do takich wypowiedzi. Ludzie, którzy siedzą w wyczynowym sporcie wiedzą, że czasem trudno współpracuje się z Centralnymi Ośrodkami Sportu. Te powinny pomagać, ale zdarza się, że coś nie wychodzi – wyznaje czterokrotny Mistrz Świata.

-Słyszałem opinię, że nawet jeśli skocznia nie będzie zmodernizowana, to i tak dostanie Puchar Świata. Nie ma też mowy o zamykaniu obiektu. Spokojnie... Napiszę szczerze, bo wiem, że wszyscy ludzie w środowisku i kibice skoków się denerwują – też chciałbym, żeby wszystko było zrobione jak najszybciej, ale tak się nie da. Można zrobić coś na hura, czy mówiąc brutalniej "na odwal się", tylko po co? Żebyśmy za chwilę znowu domagali się kolejnego remontu? Może więc czasem warto poczekać, wszystko dokładnie przemyśleć i zaplanować? Skocznia w Wiśle Malince co chwilę jest w remoncie właśnie dlatego, że była robiona jak najszybciej. Na już, na teraz, na hura. W Zakopanem wszystko trzeba jakoś pogodzić, bo wszystkim zależy, aby obiekt był nowoczesny i dobry. Bo to coś więcej, niż skocznia narciarska – przyznaje Adam Małysz.

-Wspominam mnóstwo sytuacji związanych z tym miejscem. Nie bez powodu to właśnie tam zorganizowałem swój benefis. Ludzie w Wiśle trochę się nawet na mnie obrazili, że nie wybrałem rodzinnej miejscowości, ale to w Zakopanem wszystko się zaczęło. I chciałem, aby tam się skończyło. Nie potrafię za to wybrać jednego, konkretnego konkursu, który zapamiętałem najmocniej. Podczas wspomnianego już benefisu nie dało się właściwie skakać. Ja i moi koledzy usiedliśmy na belce startowej na własną odpowiedzialność, choć organizatorzy zabronili nam skakać. Jak mogłem jednak nie skoczyć dla tych ludzi, którzy wypełnili cały obiekt? Jak mogłem nie podziękować tak, jak potrafiłem najlepiej, czyli skacząc na nartach? Pamiętam też inne konkursy. Także takie, podczas których było wokół mnie więcej ochrony niż przy prezydencie. Czułem się bezpieczny, ale chodziło o to, że bez tych ludzi wokół, nie dałbym nawet rady się rozgrzać. Zakopane szalało, każdy chciał być blisko – wspomina były skoczek.