Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Sławomir Hankus: "Liczę, że całe środowisko uwierzy, iż dziewczyny potrafią skakać"

We wtorek w fińskim Lahti odbył się pierwszy oficjalny trening pań przed Mistrzostwami Świata w narciarstwie klasycznym. Niestety, na obiekcie HS 100 wchodzącego w skład kompleksu skoczni Salpausselkae nie oglądaliśmy i nie obejrzymy Polek. Decyzją Prezydium Polskiego Związku Narciarskiego, Biało-Czerwone nie pokazują jeszcze odpowiednio wysokiego poziomu, aby reprezentować nasz kraj na imprezie o tak dużej randze. Na ten, a także inne tematy porozmawialiśmy z trenerem polskiej kadry narodowej kobiet - Sławomirem Hankusem.


Skijumping.pl: Na początku lutego w amerykańskim Park City odbyły się Mistrzostwa Świata Juniorów. Jak Kinga Rajda i Anna Twardosz zniosły tak daleką wyprawę?

Sławomir Hankus: Jeśli chodzi o aklimatyzację, to uważam, że poradziliśmy sobie całkiem dobrze. Lecąc do Stanów Zjednoczonych było normalnie i dość szybko się przestawiliśmy. Nie widzieliśmy większych problemów w kwestii funkcjonowania organizmów. Staraliśmy się nie szaleć z treningami poza skocznią i ogólnie wyszło w porządku. Gorzej było z powrotem do Polski. Tutaj pojawiły się kłopoty ze snem. Zmęczenie dawało się we znaki dziewczynom jeszcze ponad tydzień po powrocie.

Rajda na Utah Olympic Park zajęła 13. pozycję, a więc jedną niżej od zeszłorocznej, wywalczonej w rumuńskim Rasnovie, natomiast Twardosz w debiucie zamknęła czołową "30". Taki rezultat satysfakcjonuje samego trenera?

Wynik nie do końca mnie satysfakcjonuje. Z jednej strony mamy dwie zawodniczki w top 30, a Kinga jest 13. zawodniczką świata w juniorkach, ale pozostaje ogromny niedosyt. Dziewczyny były bardzo zdeterminowane i miały serie skoków na naprawdę wysokim poziomie. Od czołówki dzieliła je niewielka strata. Być może duża presja była głównym powodem słabszych skoków w zawodach, chociaż nie o wszystkich można tak powiedzieć. Kinga skoczyła dobrze w rundzie finałowej zawodów indywidualnych, a w pierwszej serii mikstu wypadła super (Polska zajęła w mikście 7. miejsce - przyp. red.). Patrząc na tabelę konkursu - czołowa "10" zawodniczek startuje regularnie w Pucharze Świata. Konkurs w konkurs, znają się, są obyte w startach międzynarodowych na wysokim poziomie i takie MŚJ traktowały jako normalne zawody. Dla naszych dziewczyn niestety robi się z tego wyznacznik całej formy i dyspozycji, a to powoduje ogromną presję i chęć uzyskania jak najlepszego wyniku. Jest to bardzo dobre zjawisko, ale tylko w takim przypadku, kiedy nie determinuje to wszystkiego, co będzie później.

W tym samym czasie Magdalena Pałasz w Kazachstanie rywalizowała w Zimowej Uniwersjadzie. Jak odebrał Pan jej 6. lokatę i jaka przeszłość czeka najbardziej doświadczoną polską kadrowiczkę?

Liczyliśmy z trenerem Danielem Bachledą, z którym Magda tam poleciała, że zdobędzie medal. Obsada była ku temu sprzyjająca i naprawdę szkoda tej szansy. Raz, że byłaby to dla niej jakaś nagroda za wykonaną pracę, a dwa, iż mogłaby starać się o stypendium, a to w jej wieku pomogłoby w planach dotyczących przyszłości. Na pewno Magda jest fizycznie gotowa do skakania w dalszym ciągu i mając na uwadze to, że mamy tak mało zawodniczek - nie możemy pozwolić sobie na odbieranie którejkolwiek możliwości skakania na nartach. Nie wszystko zależy też od nas, jako trenerów. Sporo decyzji podejmuje się najwyżej - na szczeblu Ministerstwa Sportu i Turystyki. To oni przyznają środki pieniężne Polskiemu Związkowi Narciarskiemu i ściśle określają kogo i w jakim sporcie można nimi finansować. Działa to nieco na zasadzie: "Najpierw coś pokażcie, a my wam damy na szkolenie". Niestety, ale tak to wygląda w całym polskim sporcie. Poczekamy na decyzję Ministerstwa i PZN na wiosnę. Na teraz nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć.

Jak można podsumować występ w Pucharze Świata w Ljubnie, gdzie żadna z trzech Polek ani razu nie awansowała do konkursu głównego?

Owszem, dwukrotnie nie przebrnęliśmy kwalifikacji, ale proszę pamiętać o jednym. To jest Puchar Świata. King była tam piąty raz w życiu, a drugi w tym sezonie. Magda pierwszy raz tej zimy, a Ania debiutowała. Jak to się ma do ilości konkursów w trakcie całego sezonu? Za ten start sporo goryczy wylano zarówno na mnie, jak i same zawodniczki. Oczywiście, że będę się bronił, bo zabrakło nam naprawdę niewiele. Z 8-10 metrów do awansu, aktualnie zbliżyliśmy się na 0,8 - 2,5 pkt, czyli 1-3 metry. Nadrobiliśmy bardzo dużo, ale potrzebujemy startować właśnie na najwyższym poziomie. Po to, żeby się tego nauczyć. Czy męska kadra zawsze przechodzi kwalifikacje? Przypomnę tylko tegoroczny Puchar Świata w Wiśle. Czy po nieudanych kwalifikacjach powiedziano im: "Panowie, to nie wasz poziom"? Nie ma wiary w nasz sukces, dlatego siedzimy w domu, a nie jesteśmy na Mistrzostwach Świata w Lahti. A jak widzimy na liście startowej, skacze tam zawodniczka z Łotwy, która skakała na LOTOS Cup po 50 metrów. Nie było żadnej oficjalnej rozmowy. Na pytanie o wyjazd otrzymałem tylko negatywną odpowiedź. Dlaczego? Ponieważ dla zawodniczek są to za wysokie progi i nie jest to dla nich docelowa impreza sezonu.

Nasze skoczkinie ominął również występ na Zimowym Olimpijskim Festiwalu Młodzieży Europy w Erzurum. Prezydium PZN zrezygnowało z wysłania tam polskich młodych sportowców ze względu na obawy o bezpieczeństwo ekip. Czy zagrożenie w Turcji faktycznie był tak duże?

Temat bezpieczeństwa zawsze będzie budził emocje. Oczywiście nie musiało się nic stać i jak widzieliśmy, wszystko odbyło się bez przeszkód, ale gdyby faktycznie coś się stało, to kto przyjąłby na siebie odpowiedzialność za życie i zdrowie dzieci? Bo to przecież jeszcze dzieci. Druga sprawa, że nie wszyscy rodzice zgodzili się na wyjazd, a już na pewno żaden z nich nie podpisał zgody bez wahania i zastanowienia. Nie wrócimy tego startu. Wieku zawodniczek i zawodników też już nie cofniemy, więc teraz trzeba patrzeć już w przyszłość. Miejmy nadzieję, iż roczniki 2002-2003 będą miały bezpieczniejszą możliwość wzięcia udział w tej imprezie.

Jak wygląda sytuacja we wspomnianych rocznikach wśród polskich dziewcząt?

Liczę na to, że całe środowisko uwierzy w to, iż dziewczyny potrafią skakać. Nikt ich nie usunie z aren międzynarodowych. Ta dyscyplina się rozwija. Na Igrzyskach Olimpijskich w Korei Południowej będzie kolejny konkurs, poziom rośnie, a my startujemy od zera. Budujemy całość wspólnie z trenerami Krystianem Długopolskim w rejonie Zakopanego oraz Wojciechem Tajnerem w rejonie Beskidów. Od tego roku Krystian ma dodatkowo wsparcie i pomoc Andrzeja Zapotocznego oraz Tatrzańskiego Związku Narciarskiego. Mogłoby to tak jeszcze wyglądać w Śląsko-Beskidzkim Związku Narciarskim. Wtedy to wszystko ma szanse funkcjonować. Tylko decyzyjne osoby muszą w to uwierzyć. Tak jak my - trenerzy.

Jak nasze skoczkinie radzą sobie z dorastaniem, co zawsze niesie liczne zmiany w sile czy technice ich skoków?

Okres dojrzewania już prawie kobiet, ale jeszcze jednak dziewczynek, to zawsze burzliwe emocje. Poziom hormonów, biorąc pod uwagę nawet nasze badania krwi, jakie wykonujemy, jest tak kosmicznie różny, że czasem ciężko przewidzieć efekty. Wszystko przestawia się w ciągu chwili. Do tego jest to czas, kiedy dziewczyny rosną, zmienia się BMI, wysokość ciała, jego masa i rozkład tej masy. Trzeba na spokojnie traktować problemy z techniką, z odbiciem czy dynamiką. Wszystko jest w trakcie kształtowania i tego nie da się przeskoczyć. Wierzymy, że spokój, cierpliwość i ciężki trening przyniosą efekty. Chcemy podjąć również współpracę z panią dietetyk, ale trochę kuriozalne jest to, że na to również musimy otrzymać zgodę "z góry".

Ze Sławomirem Hankusem rozmawiał Dominik Formela.