Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Apoloniusz Tajner: "Nie zakładaliśmy startu naszych skoczkiń w Lahti"

W ostatnich dniach głośnym echem odbił się brak polskiego zespołu w konkursie drużyn mieszanych, który w niedzielę odbył się w Lahti w ramach Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym. Były to już trzecie zawody tego typu w historii MŚ, a zarazem trzecie bez Biało-Czerwonych. O nieobecności polskich skoczkiń w Finlandii oraz odczuciach dotyczących pierwszej połowy tegorocznego światowego czempionatu porozmawialiśmy z Prezesem Polskiego Związku Narciarskiego - Apoloniuszem Tajnerem.


- Na razie wrażenia mam całkiem niezłe. Skoczkowie potwierdzili wysoki poziom w konkursie indywidualnym na obiekcie normalnym. Mamy trzy lokaty w czołowej ósemce, jednak tak się ułożyły zawody, że zabrakło medalu, ale to nie jest koniec. Chłopacy mogą być bardzo blisko tego medalu w kolejnych próbach, co potwierdzili treningami na dużej skoczni. Nadal się będą liczyć w walce o podium. Nawet dwóch zawodników może wskoczyć na podium, ale równie dobrze może być kolejne 4. i 5. miejsce, co tylko potwierdzi ich wysoki poziom sportowy - twierdzi Tajner.

- Cieszę się, że media dość neutralnie przyjmują dotychczasową część Mistrzostw Świata, a nie skupiają się na krytyce. Ja jestem usatysfakcjonowany z postawy zawodników. Czuję się dobrze, bo w tym roku zarażają spokojem, a zawsze to oni musieli szukać spokoju we mnie, jako grupa. Wszyscy zdają sobie sprawę ze swojego potencjału. Będą chcieli to wykorzystać i pokazać na obiekcie HS 130. Rywale naciskają i bez wątpienia groźni będą reprezentanci Niemiec oraz Austrii, jednak moim zdaniem jesteśmy porównywalnie mocni. Spokojnie, bez skrajnych emocji czekamy na dalszy rozwój wydarzeń. Widać już skutki pracy Stefana Horngachera i Adama Małysza, który dołączył jesienią. To jest świetne, że go mamy - dodaje.

Jak Prezes PZN odniesie się do braku polskich skoczkiń w Lahti, co poskutkowało absencją Biało-Czerwonych w niedzielnym mikście? - Patrząc na wyniki sportowe, siódme czy ósme miejsce mogło być w naszym zasięgu, gdyby skakali Kot i Stoch, ale tu nie chodzi o sam wynik. Już 30 grudnia podjęliśmy decyzję w kwestii ilościowego składu na Lahti. Nie zakładaliśmy startu naszych skoczkiń, obserwując ich stratę do ścisłej czołówki, która wynosi około 20 metrów. Jest to bardzo dużo. Potencjał te nasze dziewczyny mają, ale są trochę za ciężkie. Zostawiliśmy sobie jednak furtkę, że po Mistrzostwach Świata Juniorów, gdzie startowały Rajda i Twardosz, przyjrzymy się raz jeszcze tej sprawie, bo w każdej chwili można było dodać je do składu. Po imprezie w Park City zadecydowaliśmy, że ten poziom jest zbyt niski. W Lahti bywają wietrzne warunki i nawet pomimo skoczni 90-metrowej, te nasze dziewczynki nie są jeszcze gotowe do takiej rywalizacji. Biorąc pod uwagę tych parę elementów, uznaliśmy, że nie będziemy szukać tych miejsc 7-9 w mikście, tylko zostaną w kraju. Były Mistrzostwa Świata Juniorów, gdzie należało osiągnąć lepsze rezultaty.

- Nie można patrzeć przez pryzmat tego, że awans do drugiej serii był możliwy. Więcej zyskają nieobecnością w Lahti niż startem tutaj. Potencjał dziewczyny mają, ale muszą popracować nad masą ciała. Muszą też zbliżyć się do skoków naszych mężczyzn, a ich trenerzy nie za bardzo korzystali z możliwości współpracy. Jest szansa, że poszerzymy kadrę kobiet, bo pojawiły się dwie kolejne, utalentowane skoczkinie. Mamy rok do Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Powtórzę, cieszę się, że mamy Adama Małysza, bo on się tym zajmie. Teraz będziemy patrzeć pod kątem potencjału wynikowego i zaczniemy traktować to poważnie, a wówczas miejsce 7-8, a może nawet i lepsze, będzie w naszym zasięgu w Pjongczangu - zakończył 62-latek.

Dodajmy, iż w programie XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w południowokoreańskim Pjongczangu nie znalazł się konkurs drużyn mieszanych, a panie rywalizować będą tylko w konkursie indywidualnym na obiekcie normalnym.

Korespondencja z Lahti, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela