Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kamil Stoch: "Są nowe orliki, stadiony, a skocznie niekoniecznie"

Dość nietypowo, bo na hiszpańskiej Fuerteventurze, polska kadra narodowa spędziła tegoroczne Święta Wielkanocne, przygotowując się jednocześnie do nadchodzącego dużymi krokami sezonu olimpijskiego. Decyzją Stefana Horngachera, oprócz członków polskiego zespołu, na Wyspy Kanaryjskie udały się także partnerki i dzieci naszych reprezentantów. Podczas zgrupowania nad Oceanem Atlantyckim, rozmowę z liderem Biało-Czerwonych - Kamilem Stochem, przeprowadził portal Eurosport.Onet.pl. Do zapoznania się z jej fragmentami zapraszamy poniżej.


Eurosport.Onet.pl: Pod koniec marca w Planicy zakończył się długi i wyczerpujący sezon, a selekcjoner Stefan Horngacher dał Wam tylko tydzień wolnego. Nie za mało?

Kamil Stoch: Z jednej strony chciałoby się dłużej odpocząć, posiedzieć z rodziną, czy nawet gdzieś wyjechać. Generalnie odciąć się od skakania. Z drugiej jednak strony uważam, że to jest dobry system, który przecież sprawdził się już w poprzednim sezonie. Ani razu w ostatnich miesiącach nie miałem wątpliwości, że to była odpowiednia droga. Nie było żadnego powodu, aby podważać decyzje trenera. Dlatego wierzę w program, który mam przypisany na ten rok. Ufam, że szkoleniowiec wie, co robi. Z doświadczenia wiem, że im dłuższa przerwa, tym potem trudniej się zebrać do ponownej pracy, a tak ciało dochodzi do siebie szybciej po pierwszym impulsie. Oczywiście poczułem pierwsze zajęcia i to nawet dosyć mocno. Wiem, że to jest poniekąd potrzebne, aby organizm się nie zastał.

Jesteście na Fuertaventurze. Więcej jest treningu czy jednak relaksu?

Jest jedno i drugie. Jest również integracja, bo mieliśmy możliwość zabrania rodzin. Także jest szansa lepszego poznania się ze sztabem trenerskim. Pamiętajmy, że w grupie są osoby, które dołączyły do sztabu w zeszłym roku. O ile, my zawodnicy oczywiście znamy się dobrze, o tyle fajnie, aby rodziny także się ze sobą poznały. To po pierwsze. Po drugie jest także odpoczynek. Odpoczywa przede wszystkim głowa. Wyjeżdżając w inne miejsce, nie muszę myśleć o tym, co mam w domu. Po sezonie miałem przecież też obowiązku u siebie. A po trzecie, mamy także normalny treningi, co drugi dzień, a na pewno trzy razy w tygodniu. Jesteśmy tu od poniedziałku przez dwa tygodnie.

Kadra B miała, delikatnie mówiąc dość mizerny sezon. Widzi pan kogoś, kto może dołączyć do czołówki. Uda się zdążyć przed kolejnym sezonem PŚ?

Wydaje się, że ten ostatni, nie najlepszy obraz można zmienić w ciągu kilku miesięcy. Tak naprawdę w kadrze B tylko miniony sezon był słabszy. Można powiedzieć, że my mieliśmy w pierwszej drużynie taką samą sytuację rok wcześniej. Myślę, że potencjał jest spory. Wystarczy spojrzeć na nazwiska zawodników, którzy zapewne będą w tamtym zespole. To jest kwestia poukładania pewnych rzeczy. Może po prostu położenia większego nacisku na bezpośrednie zaplecze. Może potrzebna jest lepsza komunikacja. Ja też nie chcę wchodzić głębiej w te sprawy, bo nie śledzę tego jakoś bardzo mocno.

Nie ma pan wrażenia, że skoczkowie tacy jak Murańka, Zniszczoł czy Stękała po odstrzeleniu z pierwszej drużyny, nieco stracili zapał?

Może tak być, ale wcale nie musi. To jest trudna sprawa, nie potrafię tego do końca ocenić, bo nie siedzę w ich głowach. Nie mogę jednak wykluczyć, że po przeniesieniu do kadry niżej, tak się właśnie dzieje. Ale przecież to nie jest nawet żadna degradacja. Latem trenujemy wszyscy razem praktycznie zawsze. Rzadko mamy oddzielne zgrupowania. Potem wszystko i tak jest weryfikowane jesienią. Wtedy są ustalane składy na Puchar Świata i Puchar Kontynentalny. Rotacja też jest w trakcie sezonu. Możliwość startu w zawodach najwyższej rangi powinna być motywacją, a nie miejsce w kadrze A. Tak naprawdę to nie ma znaczenia, w której jest się drużynie. Mamy podobne możliwości i materiał do treningu. W ten sposób powinno się do tego podchodzić.

Pana kariera potrwa jeszcze kilka lat, tak samo Piotra Żyły. Nieco dłużej Macieja Kota. Nie obawia się pan, że następców nie będzie?

Tutaj trzeba się pytać bardziej ministerstwa sportu i PZN, jaki oni mają pomysł na zaplecze. Trzeba zaczynać od podstaw, od klubów i naborów dzieci. Myśleć, w jaki sposób przekonać najmłodszych do uprawiania tego sportu. Uważam, że najlepszą zachętą są same obiekty. Jeżeli dziecko zobaczy, że skocznia jest super i na najwyższym poziomie, to będzie chciało przychodzić na treningi. A kiedy jest wszystko zaniedbane, to nawet trenerom nie chce się zachęcać dzieci. Są nowe orliki, stadiony, a skocznie niekoniecznie. W Szczyrku są dobrze zarządzane małe obiekty, podobnie jest w Wiśle, gdzie są nowe skocznie. W Zakopanem powinny być całkowicie zmodernizowane małe obiekty. Dzieci chętnych do zajęć tam nie brakuje. My z żoną w klubie Eve-nement mamy teraz dwudziestkę. Co chwilę dostajemy telefony z nowymi kandydatami. Fizycznie nie jesteśmy w stanie tego w tym momencie ogarnąć, bo musielibyśmy zatrudnić większą liczbę trenerów. Być może w przyszłości to się uda. W tych zawodnikach jest potencjał, ale nie chcę na razie zapeszać.

Pełny zapis rozmowy Krzysztofa Srogosza z Kamilem Stochem możecie przeczytać >>>TUTAJ<<<.