Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: "Cały czas wierzę w Kastelika"

Rozpoczynający się właśnie sezon letni, będzie pierwszym dla Adama Małysza w roli dyrektora koordynatora do spraw skoków narciarskich i kombinacji norweskiej. Były skoczek przyznaje, że zawody Letniej Grand Prix nie są dla większości priorytetem, szczególnie z uwagi na zbliżające się igrzyska olimpijskie. Zaznacza również, że w kadrze panuje dobra atmosfera, a najważniejszym decydentem jest Stefan Horngacher. Małysz mówi również o zmianach w kombinacji norweskiej oraz o sytuacji skoków narciarskich kobiet.


- Idziemy do przodu. Sezon letni jest jednak ciężki, ponieważ jest się w trakcie przygotowań do zimy, w trakcie treningu i ta forma cały czas wachluje. To nie tylko w naszej ekipie. ale również w innych krajach. Niektórzy zawodnicy nawet nie przyjechali, bo przygotowują się głównie do zimy i wybrali sobie poszczególne zawody LGP, w których wystartują – powiedział przed rozpoczęciem się czwartkowych kwalifikacji Adam Małysz.

Orzeł z Wisły odniósł się także do zbliżających się igrzysk olimpijskich. - To jest sezon olimpijski, dlatego wszystkie oczy skierowane są na tych najlepszych zawodników. Nie jest łatwo, jeśli chodzi o naszą drużynę, bo póki co jesteśmy tymi najlepszymi i wszyscy na nas patrzą. Wszystkie przygotowania poszły tak, jak Stefan sobie założył, więc jestem całkiem spokojny. Wiem, że atmosfera jest taka, jaka powinna być, a treningi odbywają się i w dobrym nastroju i bez żadnych kontuzji, więc można być spokojnym i z takim spokojem patrzeć na to, co się wydarzy także i tutaj na LGP.

Były skoczek stwierdza, że cały czas są elementy, które należy poprawić. Zaznacza jednak, iż nie jest to powód do obaw, a większym zmartwieniem byłaby sytuacja, gdyby nie było detali wymagających ulepszenia. - Zawodnicy będą robili wszystko, aby do zimy było jak najlepiej. Stając wtedy na rozbiegu, muszą być przekonani, że wykonali super pracę, że są zadowoleni z tego, co zrobili oraz, że forma będzie zwyżkowała. Oczywiście ta kumulacja powinna być na igrzyskach. Wszyscy o tym marzą. Czy ta forma będzie, nie da się tego określić, ale jeśli robi się wszystko w tym kierunku, wierzy się w to, to już jest duży sukces.

Małysz odpowiada też na pytanie dotyczące ograniczonej możliwości odbywania treningów w Polsce z uwagi na modernizację Wielkiej Krokwi i zbliżający się remont skoczni w Wiśle, na której zaplanowano montaż torów lodowych. - Mój plan był taki, żeby jeśli zamknie się Wisła, Zakopane zostało już otworzone. Prawdopodobnie będzie ciężko, aby się to udało, ale będziemy w tym kierunku robić wszystko, aby ta jedna duża skocznia w Polsce cały czas była dostępna.

Podczas dłużej rozmowy na otwarcie weekendu ze skokami w Wiśle, dyrektor sportowy odniósł się jeszcze do współpracy ze Stefanem Horngacherem. - Jest to trener, który konsultuje wszystko ze sztabem szkoleniowym, a następne ja przekazuję to związkowi. Stefan jest oczywiście głównym głosem, więc wszystko spada na jego barki. My jesteśmy tylko wykonawcami i możemy nie podzielać tej opinii, ale nawet jeśli jej nie podzielamy, a jest stosowny argument, to raczej się w końcu zgadzamy.

Adam Małysz mówił również o zmianach, jakie nastąpiły na polu kombinacji norweskiej. Stwierdził, iż jest to ciężka dyscyplina, w której należy wszystko wypośrodkować, ale także zachęcać do jej uprawiania. Pierwszym widocznym przeobrażeniem jest przejęcie polskiej kadry przez niemieckiego trenera Dannego Winkelmanna. - Udało się też pozyskać jednego z topowych serwismenów, o co też było ciężko, bo to są duże pieniądze, ale znaleźliśmy odpowiedni argument. Udało się też pozyskać sponsora, więc moim argumentem było to, że trzeba spróbować, a jeśli to nie zadziała, nie musimy przecież za rok takiej umowy podpisywać.

Były znakomity skoczek stwierdza, że takie działania są niezbędne także do tego, aby być pewnym, że zrobiło się wszystko aby pomóc polskiej kombinacji norweskiej.

- Oczywiście mamy mało zawodników i cały czas trzeba walczyć o nowy nabór, ale myślę, że jeśli pójdzie to do przodu i będą wyniki, tak jak Adam w zeszłym sezonie, który pokazał, że może być nawet w pierwszej dziesiątce, to młodych też będzie łatwiej zachęcić do tej dyscypliny – dodał.

Zapytany o to czy przyzwyczaił się już do swojej roli w związku odpowiada, że słowo dyrektor jest tylko tytułem, a najbardziej ceni sobie pracę oraz to, że może komuś pomóc robiąc to, co lubi. - Argument jest prosty – jeśli chcemy mieć postęp, musimy zainwestować. Tak jest na całym świecie. To u nas zawsze było tak, że najpierw musiał być wynik, a dopiero potem powstawały obiekty.

W rozmowie często przewijał się wątek zbliżających się igrzysk olimpijskich. Czy według Małysza, zawodnicy już odczuwają presję?

- Z własnego doświadczenia, gdzie byłem na czterech igrzyskach powiem, że presja przychodzi dopiero przed samymi igrzyskami. Jeśli ktoś myśli dużo wcześniej, przed sezonem lub w trakcie Pucharu Świata, nie będzie to funkcjonowało. Oni, kiedy pojadą do Pjongczang, wtedy nie unikną już stresu, ale teraz są totalnie wyluzowani – mówił.

Orzeł z Wisły poruszył też kwestie związane z sytuacją w kadrze B. Niemal tuż przed rozpoczęciem czwartkowych kwalifikacji w Wiśle zwrócił uwagę na trudny charakter grupy B oraz na swego rodzaju dziurę, jaka wytworzyła się pomiędzy zwycięzcą ostatnich konkursów LPK – Klemensem Murańką, a resztą reprezentantów Polski. - Rozmawiam z zawodnikami, że muszą uwierzyć, bo wiara czyni cuda. Jeśli się zaangażują i będą w to wierzyć, to jest to już jakiś procent do sukcesu.

Mieszkaniec Wisły został także zapytany o los Dominika Kastelika, którego temat zwykł już poruszać między innymi na łamach swojego fanpage'a na Facebooku. - On nie jest skreślony, ale sam skreśla się swoją postawą i zachowaniem, które reprezentuje. Nikogo nigdy się nie skreśla. Jeśli zawodnik będzie nie tylko na skoczni, ale i osobiście reprezentował dobry poziom, to zawsze dostaje szansę. Zresztą był na FIS Cup, ale z tego co pamiętam został zdyskwalifikowany, czy się przewrócił. To nadal pokazuje, że błędy, które popełniał, popełnia nadal. To jest bardzo trudny zawodnik, chociaż talent ma nieprzeciętny i szkoda by było to zmarnować.

Jeden z najbardziej z utytułowanych polskich sportowców przyznał, że cały czas wierzy w Kastelika. - Jeśli coś dostaje się na talerzu, bardzo prosto, nigdy się tego nie docenia, a jeśli coś się wypracuje ciężką pracą, sumiennością i zaangażowaniem, to wtedy smakuje to dwa razy lepiej. Wówczas wiesz dlaczego ten sukces odniosłeś. Tutaj jest troszeczkę inaczej. Mam nadzieję, że to się zmieni. Ja cały czas wierzę w Kastelika.

Małysz nie zapomniał też o temacie skoków kobiet w Polsce - Nie mamy w tym momencie seniorek, które mogłyby startować i, które gdzieś tam od pięciu, sześciu lat się szkolą. Jest w zasadzie parę dziewczyn, które są już seniorkami, ale i juniorki, dlatego pomysł był taki, żeby stworzyć dwie grupy – tatrzańską i beskidzką. One razem jak najwięcej trenują, później ich drogi będą się rozchodzić, bo jest PŚ, PK, FIS Cup. Nie mamy na ten moment tych dziewczynek na tyle, żeby tworzyć grupę narodową.

Korespondencja z Wisły, Dominik Formela