Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kolejne plany reaktywacji skoczni w USA. Łotysze otwierają nowe obiekty

W odróżnieniu od Polski, gdzie mimo olbrzymiego zainteresowania skokami narciarskimi od lat nie możemy doczekać się rozwoju na właściwą skalę infrastruktury niezbędnej do uprawiania tego sportu, inne państwa nie zaprzestają w działaniach na rzecz budowy nowych bądź przebudowy już istniejących skoczni narciarskich. W ostatnich dniach w gronie tym pojawiły się Stany Zjednoczone i Łotwa.


Przeżywające mały renesans amerykańskie skoki w ostatnim czasie doczekały się szeregu projektów dotyczących skoczni narciarskich. Część z nich udało się zrealizować (m.in. pokrycie igelitem obiektów w Anchorage), część jest już na ostatniej prostej przed rozpoczęciem prac (m.in. budowa skoczni K55 w Eau Claire, czy skoczni dużej w Red Wing), niektóre udało się zrealizować częściowo (pierwszy etap modernizacji skoczni dużej w Iron Mountain), a część wciąż walczy o znalezienie odpowiednich źródeł finansowania (reaktywacja Copper Peak w Ironwood). W tym miesiące światło dzienne ujrzały plany dotyczące kolejnego obiektu.

Gdy w 2014 roku położoną między miejscowościami Milan i Berlin w stanie New Hampshire noszącą nazwę Nansen Ski Jump skocznię K82 ponownie "odkryto" spod przykrywających ją drzew i dziko rosnącej roślinności nikt nie przypuszczał, że opuszczony od ponad 30 lat obiekt będzie jeszcze kiedykolwiek wykorzystany zgodnie z jego oryginalnym przeznaczeniem. I nic w tym dziwnego – wszak ciężko skakać z rozpadającego się rozbiegu, któremu zdecydowanie bliżej było do miana grożącej zawaleniem ruiny niż obiektu sportowego.

Wszystko zmieniło się jednak kilkanaście miesięcy temu, gdy za sprawą inicjatywy promocyjnej firmy Red Bull (o której pisaliśmy tutaj), wspartej przez lokalną społeczność, wykonano nowe odeskowanie rozbiegu, by w marcu tego roku umożliwić Sarze Hendrickson oddanie skoku na Nansen Ski Jump. Jej próba (obejrzeć ją można tutaj) w najbliższym czasie wykorzystywana będzie w reklamach NBC i Visy emitowanych w telewizji przed igrzyskami w Pjongczang.

Za sprawą dużego zainteresowania jaki wzbudziła wspomniana akcja i jej bardzo pozytywnego odbioru w amerykańskim środowisku powstał projekt jej reaktywacji "na stałe". W ostatnich dniach obiekt wizytował już były kombinator norweski, Jed Hinkley, który w amerykańskiej organizacji odpowiedzialnej za skoki narciarskie i kombinację norweską (USA Nordic) pełni funkcję dyrektora do spraw rozwoju sportu. Pochodzący ze stanu New Hampshire działacz poparł pomysł.

Jeszcze wcześniej, bo na początku listopada, skocznię odwiedzili Ken Barker z Salisbury w stanie Connecticut oraz Dan Warner z Hanoveru w stanie Maine. W ramach ochotniczej pomocy w reaktywacji obiektu dokonali oni wszystkich potrzebnych pomiarów i obliczeń, określając zakres niezbędnych do wykonania działań. Szacunkowe koszty, za sprawą których skocznia spełniłaby wymagania niezbędne do otrzymania homologacji FIS-u, wynoszą około 300 tysięcy dolarów. Dzięki wykonanym w ostatnich miesiącach pracom i wyjątkowo dobrze zachowanej stalowej konstrukcji rozbiegu, która liczy sobie już 80 lat, jest to suma znacznie niższa od spodziewanej, co tylko zwiększa szanse na powodzenie całego projektu.

Wymagane prace wynikają z konieczności zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa zarówno dla wszystkich uczestników przyszłych zawodów. Po pierwsze wykonane muszą zostać drewniane bandy – zarówno na rozbiegu, jak i na zeskoku – tak, aby mogły one zatrzymać zawodnika i jego narty w razie ewentualnego upadku. Na rozbiegu należy także przygotować co najmniej 15 platform startowych, aby można było odpowiednio ustawić belkę startową. Obiekt powinien być również wyposażony w siatkę osłaniającą górną część zeskoku przed wiatrem. Ponadto do skoczni należy doprowadzić zasilanie elektryczne oraz bieżącą wodę z pobliskiej rzeki. Wybudowane musi zostać także nowe stanowisko dla sędziów – to już istniejące zostanie prawdopodobnie wyposażone w dach i płyty pleksiglasowe, a jego nowym przeznaczeniem będzie rola "gniazda trenerskiego". Dodatkowo w pobliżu wybudowana ma zostać nowa, 28-metrowa skocznia z przeznaczeniem dla reaktywacji szkolenia lokalnych adeptów skoków narciarskich.

W ramach ambitnego planu Nansen Ski Jump już w sezonie 2018/2019 ma zagościć w kalendarzu zawodów międzynarodowych rozgrywanych pod auspicjami FIS-u. Ponadto planowane jest utworzenie krajowego Wschodniego Turnieju Czterech Skoczni, który, oprócz skoczni Nansena, miałby obejmować również konkursy rozgrywane w Lake Placid, Salisbury i Brattleboro.

O ile w przypadku obiektu położonego w stanie New Hampshire wszystko wciąż pozostaje na etapie planów inaczej sytuacja wygląda na Łotwie, gdzie w zeszłym miesiącu w Siguldzie otwarto dwie skocznie przeznaczone do szkolenia dzieci. Nowe obiekty, wyposażone w maty igelitowe, zaprojektowane zostały przez lokalnego trenera, Agrisa Kumeliņša. Większa skocznia ma punkt konstrukcyjny umieszczony na 12. metrze. Tym samym miejscowy klub, SK Lidojošais Slepotajs, po kilku latach przerwy (poprzednie skocznie w tym mieście funkcjonowały w latach 2009-2012, po czym zostały wyburzone ze względu na fakt, iż wybudowano je bez odpowiednich pozwoleń) doczekał się obiektów, na których może trenować bez konieczności wyjazdów. Korzystać z nich będzie także niedawno utworzony klub Lidozols z miejscowość Ligatne.

Ceremonia otwarcia nowych skoczni odbyła się 4 listopada. Podczas niej na większym obiekcie pojawił się trzykrotny uczestnik mistrzostw świata, Kristaps Nežborts, który dwukrotnie oddał skoki na odległość 12 metrów, ustanawiając aktualny rekord skoczni. Zdjęcia z pierwszych prób na nowych skoczniach można obejrzeć na stronie łotewskiego związku narciarskiego.

Powstanie nowych obiektów to kolejny element odbudowy łotewskich skoków narciarskich. Po rozpoczęciu działalności przez klub Lidozols Łotysze posiadają już 4 kluby zajmujące się szkoleniem przyszłych skoczków narciarskich (oprócz Lidozols i SK Lidojošais Slepotajs są to SK Ogres stils z Ogre oraz Ikskilec z Ikšķile), a także 2 kompleksy niewielkich skoczni (drugi znajduje się w Ogre), dzięki którym dzieci mogą zaczynać swoją przygodę ze skokami narciarskimi. Kolejnym etapem jest planowana budowa większego obiektu. Mgliste plany takich działań od lat przewijają się w Siguldzie (w latach 60. posiadała ona jeden z pierwszych obiektów pozwalających na oddawanie skoków latem, dzięki czemu trenowali na niej późniejsi radzieccy olimpijczycy). Jednak zdecydowanie bliżej realizacji tego projektu jest miejscowość Ogre, gdzie główny inicjator odbudowy łotewskich skoków, Modris Krūze znalazł już miejsce na budowę skoczni K20, K35 i K50. Wszystko tradycyjnie rozbija się jednak o finanse, których Łotysze póki co nie potrafią zdobyć.