Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Wypowiedzi Macieja Kota i Piotra Żyły po inauguracji 66. TCS w Oberstdorfie

Maciej Kot i Piotr Żyła początku 66. Turnieju Czterech Skoczni nie zaliczą do najbardziej udanych. Zakopiańczyk po skokach na 120 i 126 metrów uplasował się finalnie na 15. pozycji, natomiast aktualny wicemistrz Polski na półmetku rywalizacji znajdował się w pierwszej dziesiątce. Słabsza próba w drugiej serii spowodowała jednak znaczny spadek i Piotr Żyła zakończył rywalizację na 25. miejscu. Co nasi reprezentanci powiedzieli po inauguracji w Oberstdorfie?


Maciej Kot (15. miejsce; 120 i 126 metrów):

- Z jednej strony mamy tu jakiś pozytywny akcent, bo jest lepiej, niż było wczoraj. Z drugiej jednak wynik nie może mnie zadowalać i szczerze mówiąc, zmieniliśmy troszkę podejście do dzisiejszego konkursu. Z tymi problemami, na przykład sprzętowymi i tą nie do końca dobrą formą, ciężko byłoby tu wygrać. Dlatego właśnie trzeba pamiętać o tym, co będzie w przyszłości i każde zawody wykorzystać do tego, by krok po kroku zbliżać się do osiągnięcia swojego celu - ocenił 26-latek.

- Wcześniej były takie myśli, by powalczyć, bo miejsce jest jednak istotne. Rzecz jasna nie chodziło mi to po głowie w trakcie skoku, bo wtedy zawsze najważniejsze jest zadanie. Podejście, w którym nie mówię, że ta forma musi być tu i teraz, umożliwia mi rzeczywiście tę pracę na przyszłość, krok po kroku nie patrząc na wynik. Wiadomo, że bywa ciężko, bo jest on dla mnie bardzo istotny, ale jednak zmiana tych priorytetów pozwoliła mi dzisiaj troszkę spokojniej podejść do tego konkursu i z zimną głową przeanalizować moje skoki.

Dzisiejszemu konkursowi na Schattenbergschanze towarzyszyły intensywne opady deszczu. Czy zawody w takich warunkach znacznie różnią się od innych? – Muszę powiedzieć, że z torami nie ma większych problemów, ponieważ są one nowoczesne. Problem pojawia się wtedy, kiedy jest dłuższa przerwa. Jeśli organizatorzy nie puszczą przedskoczka, to w prędkości może być nawet kilometr różnicy i to jest jedyny kłopot jeśli chodzi o rozbieg. Poza tym skoki w deszczu nie należą do przyjemnych, ale nie sprawiają też większych problemów. Myślę, że tutaj rolą zawodników przed i po skoku jest to, by postarać się, aby ten kombinezon jak najmniej nasiąkł. Wiadomo, że jest to trudne, ale trzeba się chować przed tym deszczem, ubierać płaszcze, co jak widać, wszyscy czynią.

Na ile minut przed skokiem trzeba taki płaszcz z siebie zdjąć? – Gdyby czekać do ostatniej chwili, to musimy wszystko ściągnąć do kontroli, a ta odbywa się zazwyczaj do dwóch zawodników przed tym, zanim nastanie nasza kolej. To jest jakieś dwie, trzy minuty. Myślę, że cztery czy pięć minut przed skokiem to takie minimum, kiedy musimy te warstwy ochronne z siebie ściągnąć. Można spróbować przedłużyć to o minutę, ale to też mógłby być problem, bo każdy zawodnik potrzebuje określoną liczbę czasu, by przygotować kombinezon do kontroli, skoncentrować się i podejść.

– Dla mnie bardzo ważne jest teraz to, by tych zawodów nie traktować jako Turniej Czterech Skoczni, ale podchodzić do każdego konkursu z osobna. To jest też podstawa tej filozofii "krok po kroku" - chodzi o to, żeby każde zawody były lepsze. Trzeba traktować to troszkę bardziej treningowo – poprawiać technikę, szukać rozwiązań sprzętowych, które umożliwiłyby lepsze skakanie i nie patrzeć na tę klasyfikację generalną. Ona zawsze gdzieś tam będzie i może te dobre, równe skakanie da finalnie dobre miejsce, ale bardziej zależy mi na tym, by w każdym konkursie był widoczny postęp, by cały czas iść do przodu.

Co jeszcze można powiedzieć o panujących na skoczni warunkach atmosferycznych? – Myślę, że teraz jest nieco lepiej jeśli chodzi o wiatr. Pierwsza seria i ta próbna były bardzo loteryjne. Co prawda, większość zawodników miała wiatr w plecy, ale te punkty też nie były do końca adekwatne, bo czasem tzw. "przeciąg za progiem" był bardzo mocny. Nawet jeśli później zawodnik miał dobre warunki, powiedzmy za setnym metrem, to i tak nie był w stanie już odlecieć i mamy tu paru zawodników, którzy byli takimi pechowcami. Trzeba jednak powiedzieć, że ci najlepsi są z przodu i mam nadzieję, że wszystko było fair play. Troszkę szczęścia trzeba było mieć.

Turniej Czterech Skoczni to dziewięć dni, w czasie których rozgrywa się niejako aż osiem konkursów, gdyż zawodnicy czterokrotnie muszą stawić się do kwalifikacji, a następnie do zawodów. Jak wyczerpujący jest ten turniej? – Pochłania on bardzo dużą ilość energii, bo właściwie mamy tylko jeden dzień przerwy przed Innsbruckiem. Dziś przyjedziemy do hotelu, zjemy kolację i jedziemy do Garmisch, a jutro przed południem mamy już treningi, także to jest bardzo mało czasu. Kluczem do przetrwania tego turnieju pod względem fizycznym jest wykorzystywanie każdej minuty na regenerację i właściwie teraz po skoku muszę myśleć już o jutrzejszych kwalifikacjach. Nie skupiam się na tym, co będę robił tego wieczoru, jaki obejrzę film, tylko mam w głowie kolejne zawody i muszę robić wszystko, by już od tej chwili się regenerować. To jest bardzo ważne. Im więcej regeneracji, tym zawodnik ma więcej energii. Do tego dochodzi też taka taktyka podejścia do treningów i kwalifikacji. Szczególnie chodzi tu o rozgrzewkę - nie należy wykorzystywać całych sił na przygotowanie na przykład do serii próbnej, tylko trzeba umiejętne gospodarować tą energią.

Czy brak możliwości odpuszczenia kwalifikacji jest dla skoczków uciążliwy? – Być może będziemy rezygnować z jakichś serii. Wiadomo, że nie z kwalifikacji, ale z pierwszej czy drugiej serii treningowej, bądź próbnej. Są pewne możliwości, ale to zobaczymy już w trakcie. Ja raczej niczego odpuszczał nie będę, bo te skoki są mi potrzebne, ale być może chłopaki zrezygnują z kilku z nich.

Piotr Żyła (25. miejsce; 127,5 i 109,5 metra):

- Trudno jest się nie cieszyć. Można powiedzieć, ze drużynowo był to dla nas super konkurs – Kamil wygrał, Dawid na podium, Stefan zaraz poza, a dla mnie… chyba za wcześnie się odbiłem. To jest najgorsze, lepiej spóźnić. Jak za szybko wyjdziemy z progu to później zawsze jest problem, narty nie chcą wyjść, próg w ogóle nie oddaje. Tak się stało u mnie - podsumował.

- Na pewno jest to sport indywidualny. Tak już jest, że nie zawsze wychodzi tak, jakbyśmy tego chcieli i trzeba walczyć dalej.

W ostatnich dniach Maciej Kot musiał zmienić swoje nastawienie względem obecnie prezentowanej formy. Czy Piotr Żyła również przyjechał tu ukierunkowany wyłącznie na Igrzyska Olimpijskie w Pjongczangu? – Nie. Dla mnie były to zawody jak każde inne. Miałem bardzo dobre podejście do tego startu i walczyłem najlepiej jak umiałem, ale nie stało się tak, jak powinno.

Po pierwszej serii Piotr Żyła zajmował 9. lokatę, jednak finałowy skok na odległość 109,5 metra zaowocował spadkiem na 25. pozycję. Był to błąd jednorazowy czy raczej jakiś większy problem, który pojawia się częściej w skokach naszego reprezentanta? – Powiem tak – czasem mi się taki błąd przytrafia i pech chciał, że stało się to akurat teraz. Nie ma co się nastawiać na ten turniej i super wyniki w nim, tylko trzeba dalej robić swoje i walczyć w kolejnych zawodach.

W rozmowie z Maciejem Kotem mogliśmy usłyszeć, że nasza reprezentacja boryka się z pewnymi problemami sprzętowymi. Czy testy, jakie przeprowadzano podczas zgrupowania w Zakopanem, nie przyniosły oczekiwanych efektów? – Nie wiem, o czym on mówił.

Korespondencja z Oberstdorfu, Dominik Formela