Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz o konkursie w Innsbrucku: Freitag popełnił błąd

Jedynym dotąd Polakiem, który do konkursu w Bischofshofen przystępował w roli lidera Turnieju Czterech Skoczni był Adam Małysz. Triumfatora 49. edycji tego wydarzenia poprosiliśmy o podsumowanie zmagań na obiekcie Bergisel w Innsbrucku.


- Śmiało można powiedzieć, że Kamil zdeklasował rywali. Nerwy miały wpływ na to, jak skoczył dziś Richard Freitag. To był daleki lot, ale my wiedzieliśmy, że Kamila puścimy z krótszego najazdu, aby bezpiecznie wylądował. Lepiej skoczyć dwa-trzy metry bliżej i dostać lepsze oceny sędziowskie niż przeskoczyć obiekt i przewrócić się, jak Freitag - mówi dyrektor-koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.

Niemiec popełnił błąd? - Po pierwsze, trener mógł obniżyć mu belkę, a po drugie, jury trochę zawaliło. Od samego początku, za bardzo pozwalano na dalekie skoki. Tym bardziej przy takich warunkach, kiedy od 120. metra robiła się taka "dziura", bo niemal wszyscy tam lądowali, a od 130. było bardzo twardo. Kamil i Richard jeszcze przed konkursem mówili, że tam jest twardo, narty biją i się rozjeżdżają. Oczywiście, Freitag popełnił błąd, bo był za bardzo przechylony do przodu przy lądowaniu. Narta została z tyłu i zawinęło mu ją, ale te wszystkie rzeczy nałożyły się na siebie. Nie możemy cieszyć się z czyjegoś upadku, ale cała sytuacja jest, dla nas, bardzo dobra. Kamil oddał normalne skoki i, przed Bischofshofen, inni mają więcej nerwów niż my.

- W pierwszej serii, kiedy Kamilowi podbiło nartę, serce zadrżało, bo pamiętamy wydarzenia sprzed roku, kiedy to Kamil upadł w serii próbnej. Między innymi przez to, że zeskok był źle przygotowany, ale nie można o tym myśleć. Zawodnik musi takie rzeczy wyrzucić z głowy. Koncentracja Kamila była skupiona na dwóch dobrych skokach. Stres zawsze jest na górze skoczni, ale ogromne doświadczenie Kamila daje o sobie znać. Potrafi skoncentrować się na dobrych skokach i to jego przewaga, a do tego jest w bardzo dobrej formie. Wtedy wszystko dzieje się automatycznie - dodaje Polak.

Adam Małysz zna uczucie podróżowania do Bischofshofen w roli lidera TCS. Jak w takim momencie skoczek może odciąć się od ciążącej na nim presji? - Odciąganie dziennikarzy od Kamila jest naszą robotą, aby możliwie odciąć go od całej otoczki Turnieju Czterech Skoczni. Jeśli chodzi o presję ciążącą na skoczku, każdy jest inny i każdy inaczej to odbiera. Każdy ma własne sposoby na przygotowanie się na to. Będą te nerwy, ale Kamil to doświadczony człowiek, który współpracował z psychologami, a do tego, ma wokół siebie osoby, które stale go wspierają. To powoduje, że łatwiej jest sobie z tym wszystkim poradzić. Największy stres jest już na rozbiegu, kiedy czeka się na skok. Ja sobie powtarzałem, że w danym momencie jestem najlepszy. Trzeba być zdystansowanym do tysięcy kibiców. Kluczowa jest koncentracja na luźnym wykonaniu dobrego skoku.

Wyrównanie rekordu Svena Hannawalda jest możliwe? - Musimy poczekać. Nie chcę niczego zapewniać, bo nie jestem cudotwórcą i jasnowidzem. Jest na dobrej drodze ku temu, ma na to największe szanse i rozumiem media, ale nie ma człowieka, który może dać taką deklarację. Jeśli powiedziałby to Kamil, to bym mu uwierzył, ale nikomu innemu, bo pozostali tylko mogą gdybać.

Korespondencja w Innsbrucku, Dominik Formela