Strona główna • Norweskie Skoki Narciarskie

Daniel Andre Tande - historia mistrza, który wygrywa z lękiem

Tytuł najlepszego lotnika świata, lęk wysokości, przyszłość modela, łzy Ruuda, a w tle rodzinny dramat. Oto historia największego bohatera Mistrzostw Świata w lotach w Oberstdorfie, Daniel Andre Tandego.


Rok temu Norweg jechał do Bischofshofen jako lider Turnieju Czterech Skoczni, zwycięzca konkursów w Garmisch-Partenkirchen oraz Innsbrucku. Świadomość rywalizacji o cenne trofeum tak bardzo go przytłoczyła, że omal nie spadł poza podium. Musiał czekać 12 miesięcy na pierwszy wielki triumf. Od początku lotów w Oberstdorfie jawił się jako główny kandydat do złotego medalu. Prowadził po pierwszej serii, po drugiej i po trzeciej. Do czwartej nie doszło. Kiedy koledzy z reprezentacji wypuścili go z objęć, zamiast skakać ze szczęścia, zakrył twarz i w zadumie, głęboko wzruszony, uświadamiał sobie, że właśnie został trzecim, po Ole Gunnarze Fidjestoelu i Roarze Ljoekelsoeyu, norweskim mistrzem świata w lotach narciarskich. Taki jest Tande. Emocjonalny. Ale życie go nie rozpieszczało.

O krok za młodszymi

Do sukcesów dochodził długo. W juniorskich skokach się nie wyróżniał. Nie było o nim tak głośno jak o Matsie Soehagenie Berggaardzie, Phillipie Sjoeenie czy Johannie Andre Forfangu z rocznika 1995. Medal Mistrzostw Świata Juniorów zdobył tylko w drużynie. Indywidualnie nie doskoczył wyżej niż do 14. miejsca w Val di Fiemme w 2014 roku (do zwycięzcy, Jakuba Wolnego, stracił ponad 20 punktów). Wcześniej, w Libercu, nawet nie wszedł do drugiej serii. Kiedy debiutował, był już po dziewiętnastych urodzinach. W Pucharze Świata pierwszy raz pojawił się kilka dni przed dwudziestymi. Nie przysparzał powodów, by nazywać go złotym dzieckiem norweskich skoków, mimo, że szlify zbierał w kuźni norweskich sław. Tak jak on, w klubie Kongsberg IF trenowali wielcy mistrzowie sprzed lat - słynni bracia Birger i Sigmund Ruud. Hans Beck czy Petter Hugsted.

Alexander Stoeckl dostrzegł w nim jednak "to coś" już przed poprzednimi igrzyskami. Wystarczyły cztery występy, w tym dwa zakończone zdobyczą punktową, i Tande, dotychczas bliżej nikomu nieznany zawodnik, pojechał do Soczi. Kosztem Toma Hildego, co trzykrotnemu zwycięzcy zawodów Pucharu Świata było w niesmak. - Uważam, że mam więcej wiary w siebie niż Tande, ale rozumiem decyzję – komentował wybór trenera. Austriak od razu objaśniał, że wysyła nową twarz norweskich skoków po naukę. Tande skakał w treningach, ale w zawodach szansy nie dostał. Zaufanie Stoeckla w kolejnym sezonie zdobywał stopniowo. Przełomu nic nie zwiastowało, bo w wieku 21 lat uciułał 81 punktów w 15 konkursach, na co złożyły się w dużej mierze trzy występy – 8. miejsce w Niżnym Tagile, 14. w Bischofshofen i 19. w Vikersund.

Trzy słowa i łzy Ruuda

Pierwszą wiktorię w Pucharze Świata świętował, niespodziewanie, na inaugurację sezonu 2015/16 w Klingenthal, godząc dwóch wielkich faworytów – Petera Prevca i Severina Freunda. Po zaskakującym otwarciu nastała szara rzeczywistość, czyli przeplatanka miejsc w drugiej, trzeciej, a czasem i w czwartej czy piątej dziesiątce. Norweg czekał blisko dwa miesiące, nim wrócił na podium w Lahti. W międzyczasie, razem z kolegami, sięgnął po złoty medal MŚ w lotach na Kulm – wtedy drużynowo. Był pierwszoplanowym aktorem sezonu 2016/17, obok Stefana Krafta i Kamila Stocha, za plecami których ukończył klasyfikację generalną Pucharu Świata. Drugi konkurs w karierze również wygrał w Niemczech. Był najlepszy w Garmisch-Partenkirchen.

Na Grosse Olympiaschanze tajemnicze słowa pozwoliły mu zalecieć na 142. metr w 2. serii. - W mojej głowie zapanowała pustka. Ale nim odbiłem się od belki, powiedziałem sobie trzy słowa. Nie chcę mówić jakie, bo to sekret – tłumaczył dziennikarzom "Dagbladet" po noworocznym sukcesie. Podopiecznego za pozytywną przemianę poza skocznią komplementował Stoeckl. - Podejście Daniela się zmieniło, jest bardziej pokorny. Wcześniej odpowiadał "poprawię to". Teraz jest ostrożniejszy, bardziej zaangażowany, wstrzemięźliwy. Dojrzał – mówił austriacki trener.

Tande, wygrywając na przebudowanej Olympiaschanze, wyświadczył piękną przysługę Rogerowi Ruudowi, jednemu z 10 norweskich zwycięzców konkursu noworocznego. Triumfatorowi z 1982 roku po sukcesach na skoczni zostały tylko mgliste wspomnienia. Pamiątki zamieniły się w popiół. Pożar w wigilię Bożego Narodzenia zabrał mu wszystkie wycinki z gazet, które zbierał. Rok po tragicznych zdarzeniach oglądał u podnóża Große Olympiaschanze, jak jego rodak frunie po wygraną. Kiedy usłyszał norweski hymn, nie mógł się powstrzymać od łez. - Nie ma nic ponad zwycięstwo w Garmisch-Partenkirchen i na Holmenkollen – powiedział na łamach "Dagbladet".

Nie tylko łzy szczęścia

Z równie wielką lekkością i gracją co w powietrzu radzi sobie przed obiektywem. W Norwegii pojawiały się już głosy, że po zakończeniu kariery skoczka będzie miał co robić, bo jako model nie zginie. Ale spośród wszystkich skoczków Tandego najbardziej wyróżnia... lęk wysokości. - Kiedy stoję na górze, staram się nie patrzeć w dół – nie ukrywa. Akrofobia (fachowa nazwa) bywała powodem problemów na skoczni. - Gdyby nie to, minąłbym już 200 metrów - żalił się, kiedy loty na Kulm przed paroma laty kończył z rekordem życiowym 197,5 metra.

Lęk odczuwa nie tylko Tande. - Umieram ze strachu przed każdym jego skokiem – przyznała jego mama, Trude Tande, w wywiadzie dla norweskiego dziennika, który ukazał się tuż po zwycięstwie w Garmisch-Partenkirchen. Kiedy o Danielu zrobiło się głośno, do mamy z prośbą o rozmowę zgłaszało się wielu dziennikarzy. Znalazła się w nowej dla siebie sytuacji. Tak jak i syn. - Denerwuję się. Ale kiedy pytają Daniela, czy on jest nerwowy, odpowiada "mama się tym zajmuje" - opowiadała.

Jeszcze niedawno mistrz świata z Oberstdorfu mieszkał z nią w Kongsbergu. - To dobry chłopak. Pomaga mi utrzymać dom – przedstawiała syna z innej strony. Ale rodzina Tande już nigdy nie będzie taka jak wtedy. Parę miesięcy temu, we wrześniu ubiegłego roku, Daniel wraz z bliskimi przeżyli niewyobrażalną tragedię. Nagle zmarł jego brat, Håkon-Kristoffer, który też marzył o pięknej karierze skoczka narciarskiego.

Czas zmian

Za kilka dni, dokładnie 24 stycznia, Tande skończy 24 lata. Dojrzał nie tylko na skoczni. Przed sezonem zamienił pokój w rodzinnym domu na mieszkanie z wybranką serca, Anją Nymoen Søberg, w Oslo. Stał się jeszcze większym profesjonalistą. - Daniel nauczył się lepiej regenerować, lepiej odżywiać, lepiej planować odpoczynek, dbać o higienę snu. Mam nadzieję, że jeszcze bardziej się ustabilizuje – chwalił go przed rozpoczęciem sezonu Stoeckl w rozmowie z “Dagbladet". Na skoczni 23-latek też dokonał zmiany. Wreszcie wygrał konkurs inny niż Pucharu Świata. Zdobył pierwszy indywidualny medal w karierze. I od razu złoty. Igrzyska w Pjongczangu niedługo, a Norwegowie mają prawo liczyć, że jeśli ktoś ma nawiązać do sukcesów Birgera Ruuda, to człowiek, który jest wychowankiem tego samego klubu.