Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: Liczymy na to, że nie przyjechaliśmy do Ruki na marne

Drugi weekend z Pucharem Świata w skokach narciarskich 2018/2019 rozpoczął się od falstartu. Z powodu zbyt silnego wiatru jury zawodów postanowiło odwołać wszystkie zaplanowane na piątek serie. Przed sobotnimi kwalifikacjami i konkursem indywidualnym porozmawialiśmy z Adamem Małyszem, który w Ruce na podium stawał trzykrotnie, każdorazowo zajmując drugą pozycję.


- Do typowej Ruki, kojarzonej z wiatrem, tym razem doszedł jeszcze brak śniegu… Kiedy wraz z członkami sztabu stałem na dole skoczni, przy szatniach, wówczas pogoda wydawała się idealna. Gdy wjechaliśmy jednak na górę, aby sprawdzić temperaturę torów najazdowych, urywało głowę. Siła podmuchów znacznie przekraczała 10 m/s, więc wiatr był zbyt niebezpieczny - podkreśla wiślanin.

- Nasi skoczkowie nie pojawili się dziś na skoczni. Byłem tylko ja, nasi serwisanci, a także kombinatorzy norwescy, więc stale byliśmy w kontakcie z kadrą narodową skoczków narciarskich. W ten sposób uniknęliśmy ich zbędnych rozgrzewek czy krążenia między hotelem a skocznią. Już na odprawie technicznej uczulano nas, że będzie trudno o rozegranie oficjalnego treningu i kwalifikacji oraz informowano o możliwości przeniesienia tych serii na sobotni poranek - kontynuuje dyrektor kadry.

Pomimo złych prognoz, na skoczni pojawił się m.in. Jewgienij Klimow, a więc lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. - W każdej grupie inaczej to funkcjonuje. U nas rozgrzewki przeprowadzane są w hotelu, bądź na sali gimnastycznej, po czym następuje przyjazd na obiekt. W Ruce jest o tyle ułatwiona sytuacja, że z hotelu na skocznię można dostać się pieszo, już rozgrzanym. To plus, który wyklucza zbędne opuszczanie hotelu przy niesprzyjającej pogodzie.

Jak zdaniem Adama Małysza przez lata zmieniła się Ruka? – Pamiętam czasy, kiedy stał tutaj tylko jeden hotel przy stoku narciarskim, a w okolicy były wyłącznie dwa sklepy. Teraz cały kurort został bardzo rozbudowany, przez co prezentuje się okazale.

Przed nami długa sobota z kilkoma seriami skoków narciarskich na Rukatunturi. Podobnie zdarzało się podczas kariery czterokrotnego zdobywcy Kryształowej Kuli. Jak wspomina on tego typu rozwiązania? – Często korygowano tutaj program zawodów. Bywało, że jeszcze wcześniej zaczynaliśmy skakać, bo już w okolicach godziny 8 czasu lokalnego. Dalsza część dnia jest pewnego rodzaju męczarnią, bo składa się ona z ciągłego przechodzenia z jednego miejsca na drugie. Po porannej sesji szybko idzie się coś zjeść, a następnie znowu wraca do szatni na skoczni. Niekiedy trzeba było tam siedzieć i cały dzień. To na pewno nie jest proste, ale taki jest ten sport.

- Prognozy mówiły o tym, że w piątek faktycznie miało być bardzo wietrznie. W sobotni poranek ma być dużo lepiej, ale w godzinach popołudniowych znowu ma się pogorszyć. Zobaczymy, w 2015 roku nie odbył się tutaj ani jeden konkurs. Liczymy jednak na to, że nie przyjechaliśmy tutaj na marne - zakończył Małysz.

Korespondencja z Ruki, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela