Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz o powrocie Roberta Kubicy do F1

W ostatnich dniach polskie i zagraniczne serwisy sportowe zdominowała informacja dotycząca Roberta Kubicy, który po siedmiu latach nieobecności wraca do stawki kierowców Formuły 1. Przed zawodami z cyklu Pucharu Świata w skokach narciarskich w Ruce o komentarz w tej sprawie poprosiliśmy innego wybitnego polskiego sportowca - Adama Małysza. Temat sportów motorowych nie jest obcy 40-latkowi, który po zakończeniu kariery skoczka, w latach 2012-2016, pięciokrotnie stawał na starcie legendarnego Rajdu Dakar. Jego najlepszym wynikiem na mecie była 13. pozycja wywalczona na początku 2014 roku.


- Powrót Roberta to super wiadomość! Od kilku lat zaciekle o to walczył, w 2018 roku był kierowcą testowym Williamsa, a teraz wraca do ścigania, czego już nie mogę się doczekać. Jestem kibicem F1, ale przyznam, że większym byłem za czasów Roberta Kubicy. Podobnie jak większość Polaków, śledziłem jego karierę w F1, choć sam sport teoretycznie nie należy do grona najciekawszych. Jeśli na torze jest niewiele akcji, polega on na jeżdżeniu w kółko. Do niedzielnego obiadku zdarzało mi się obejrzeć start wyścigu, następnie zdrzemnąć w jego trackie, po czym budziłem się na kilka ostatnich okrążeń <śmiech>... Były jednak wyścigi, w których dochodziło do częstych zmian pozycji i wówczas nie było mowy o spaniu - zaznacza wiślanin.

- Obecność Polaka w F1 jest istotna dla polskiego sportu. Im więcej naszych rodaków prezentuje się na światowych arenach, tym lepiej. Jeśli kiedyś zainteresowanie tą dyscypliną sportu, za czasów pierwszych sezonów Roberta, było duże, to teraz z pewnością powróci. Nigdy nie miałem okazji osobiście poznać Roberta, natomiast zdarzyło mi się... spotkać jego sobowtóra <śmiech>. Miało to miejsce podczas jednego z pobytów w Hinterzarten, gdy odbywały się tam zawody rangi Letniego Grand Prix. Zaskoczył mnie ten człowiek, bo był niesamowicie podobny do Roberta Kubicy - wspomina czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli.

Karierę Kubicy w F1 przerwał poważny wypadek, do którego doszło podczas występu Polaka na jednym z lokalnych rajdów w 2011 roku, jeszcze przed startem sezonu wyścigowego. Czy Adam Małysz pamięta dzień, w którym media poinformowały o tym zdarzeniu? - Doskonale pamiętam ten dzień i wypadek. Dla wszystkich nie były to łatwe dni, gdy Robert walczył o życie. Pilot, który towarzyszył mu w samochodzie, z wypadku wyszedł w zasadzie bez szwanku, a Robert doznał poważnych obrażeń... Wiele osób zastanawiało się wówczas nad tym, jak to możliwe, że Robert w trakcie kariery F1 mógł startować w rajdach? Większość zawodników, uprawiających sport profesjonalnie, ma w kontraktach punkt wykluczający uprawianie innych sportów ekstremalnych. Ja również tak miałem. Robert musiał super sobie wynegocjować, że umożliwiono mu tego typu aktywności.

- Jego wypadek w Ronde di Andora był tragedią, ale nieszczęścia nie da się przewidzieć. Tak samo na chodniku można zostać potrąconym przez samochód, ale sportowiec o tym nie myśli. Sportowiec chce startować, bo potrzebuje zastrzyków adrenaliny. Widać, że Robert był niesamowicie zdeterminowany w swojej ponownej drodze do F1. Chciał się tam znaleźć za wszelką cenę, o czym świadczą jego kolejne ruchy. Po wspomnianym wypadku zaczął pokazywać się w rajdach samochodowych, gdzie wielokrotnie wypadał z trasy, ale to go nie zniechęciło. Po tak traumatycznych przeżyciach trudno dojść do siebie. Uraz nie tylko fizyczny, ale i psychiczny powoduje, że człowiek odpuszcza. Robert Kubica nie odpuścił do końca. Mam nadzieję, że jego plany i marzenia związane z F1 teraz się ziszczą - kontynuuje dyrektor PZN ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej.

- Gdyby fizyczne ograniczenia Roberta generowały niebezpieczeństwo dla kogokolwiek, nikt by go nie dopuścił do jazdy bolidem, a Williams nie wziął pod swoje skrzydła. Jestem przekonany, że da sobie radę, mimo pewnych braków sprawnościowych. W mediach społecznościowych widzimy zresztą, że bardzo dużo jeździ rowerem szosowym. Kolarstwo to kolejna forma treningu - podkreśla Małysz.

Czy Polak w stawce F1 był przed laty bodźcem, który skierował karierę czterokrotnego mistrza świata w skokach narciarskich na trasy Rajdu Dakar? - Nie do końca. Zawsze byłem fanem sportów motorowych, a poszczególne edycje Rajdu Dakar obserwowałem w telewizji. To był punkt zaczepny tej historii, ale nigdy nie przypuszczałbym, że będzie mi dane zmierzyć się z tym wyzwaniem. Na początku chciałem zobaczyć i spróbować, ale jawiło się to jako coś kosmicznego. Przejście ze sportów zimowych do sportów motorowych jest transferem do innej bajki. Trudno mi było to sobie wyobrazić, ale z czasem szło mi coraz lepiej. Był taki okres, czasem dalej jest, że czegoś mi brakuje. To jest jak choroba zakaźna, bo nadal chcę siedzieć w samochodzie i ścigać się z innymi. Chce się poczuć powiew adrenaliny.

Zdaniem utytułowanego skoczka, który miał okazję spróbować swoich sił w sportach motorowych, bardzo ważną rolę w powrocie 33-letniego kierowcy odegrało wsparcie jednego z największych koncernów naftowych naszego kraju. - Mi na pewnym etapie zabrakło tego wsparcia, co uniemożliwiło dalsze starty. Miejmy nadzieję, że Robert na tyle zbuduje swoją pozycję w stawce, że w kolejnych latach nie będzie uzależniony od sponsora. Teraz potrzebował strzału gotówki, która jest niezbędna, aby w ogóle znaleźć się w Formule 1. Życzę mu, aby w przyszłości dostał się do zespołu z czołówki, który umożliwi mu odnoszenie kolejnych zwycięstw. Nic nie jest jednak przesądzone. Kto wie? Może Williams zbuduje na 2019 rok taki pojazd, który będzie konkurencyjny i pozwoli na walkę o podium. W kończącym się sezonie F1 takich szans nie było.

Adam Małysz na starcie Rajdu Dakar to zamknięta karta czy wciąż otwarta kwestia? - Cały czas o tym myślę. Brakuje tego, skoro już raz się w to weszło. Z biegiem lat coraz trudniej będzie mi wrócić do rajdów, ale stale mam zapał do siadania za kierownicę. Kiedy tylko mam możliwość, wciąż staram się jeździć i trenować.

Korespondencja z Ruki, Dominik Formela