Strona główna • Mistrzostwa Świata

Markus Eisenbichler: Dziś zrobiłem wielki krok

Podwójne niemieckie podium w Innsbrucku, na najniższym stopniu Szwajcar. Reprezentanci krajów alpejskich nie pozwolili zawodników z innych zakątków świata cieszyć się z medali. Smakiem musiał się obejść nawet dominujący w Pucharze Świata Ryoyu Kobayashi.


Choć medale zdobyli zawodnicy plasujący się aktualnie odpowiednio na 9, 10. oraz 16. miejscu, to jednak o niespodziance nie może być mowy. Wszyscy trzej skakali świetnie od pierwszego dnia treningów na Bergisel i zawsze plasowali się w czołówce, lub nawet zajmowali w nich pierwsze miejsca. Co więcej - kolejność pierwszych czterech zawodników w kwalifikacjach była identyczna jak w konkursie a podczas serii próbnej przed kwalifikacjami pierwsze cztery miejsca zajęła ta sama czwórka zawodników a jedynie Peier wyprzedził w niej Geigera.

Medale są więc w pełni zasłużone, w pełni zasłużone były też emocje - radość, euforia, satysfakcja i duma. Gdy emocje już opadły przyszedł czas, by skoczkowie powiedzieli kibicom, co czują i myślą.

- Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Wiedziałem, że jestem w dobrej formie. Od dwóch miesięcy byłem w dobrej formie. Cieszyłem się z tego, że stawałem na podium i wcale nie smucił mnie fakt, że najwyżej bywałem drugi a nie mogłem wygrać konkursu, że zwycięstwo było o krok. Wiem, że były pewne rzeczy, które mogłem poprawić w swoich skokach. Ale wiedziałem też, że mogłoby być gorzej. Więc starałem się nie przejmować i być przez cały ten sezon zrelaksowany. Teraz jestem mistrzem świata i to jest zupełnie niesamowite - powiedział Markus Eisenbichler.

- Chciałbym cały czas krzyczeć i cały czas płakać. Do tej pory nie wiedziałem jak to jest, odnieść tak wielki sukces. Dziś zrobiłem wielki krok w kierunku bycia najlepszym skoczkiem. To wspaniałe uczucie. Jest we mnie tyle emocji, że nawet nie wiem, która w tej chwili dominuje - kontynuował Niemiec.

- Wiem, że na skoczni zawsze jestem tym "facetem od emocji". Kocham ten sport i uprawiam go, bo sprawia, że jestem szczęśliwy. Bez względu na to, czy skaczę dobrze, czy źle. To część mego życia - uśmiechał się Eisenbichler.

W Seefeld Markus Eisenbichler i Karl Geiger mieszkają w jednym pokoju. Tej nocy będzie to najszczęśliwszy pokój w Tyrolu. - To naprawdę niesamowite, że mój kolega z pokoju stanął razem ze mną na podium. Nie możemy jednak przesadzać ze świętowaniem, bo jutro też jest konkurs - powiedział Markus.

Nie spałem tej nocy dziś dobrze. Obudziłem się z myślą "o Boże, mam chyba ze sto lat". Ale poćwiczyłem trochę jogę i byłem gotowy do konkursu - zakończył Eisenbichler.

- Dzisiaj jest niesamowity dzień. Szaleństwo. Byłem też niezwykle szczęśliwy z powodu Markusa, który był zawsze blisko zwycięstwa. Dziś zdetonował prawdziwy granat. Byłem niezwykle szczęśliwy z moich skoków i tego, że dały mi one podium. A potem, gdy zobaczyłem skok Markusa, moja radość została jeszcze spotęgowana - powiedział Karl Geiger, wicemistrz świata ze skoczni normalnej.

Pomimo niezwykle emocjonalnych reakcji Eisenbichlera, oraz faktu, że wicemistrzem został przecież Karl Geiger, najbardziej rozemocjonowanym człowiekiem na wybiegu skoczni był dziś jednak Kilian Peier. Gdy na tablicy wyświetlił się wynik, Szwajcar po prostu oszalał z radości. Eksplozję emocji przeżyli tez jego koledzy z drużyny, którzy rzucili się na medalistę. Potem podnieśli go w górę i obnosili przez chwilę na ramionach, jak zwycięzcę.

Podczas konferencji prasowej Peier był już znacznie spokojniejszy, ale nie przestawał się uśmiechać a jego oczy świeciły wewnętrznym blaskiem.

- Niewiarygodne, wciąż chyba jeszcze nie zdaję sobie w pełni sprawy z tego, co się stało. Ale to bardzo dobre uczucie. To było wyjątkowe, aby być ostatnim, który usiadł na belce startowej w drugiej rundzie. Na tym poziomie rywalizacji jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Jestem uradowany moim medalem. To jest dla mnie coś specjalnego, wyjątkowego, fantastycznego. I to jest najważniejsze, że udało mi się ten medal zrobić. To, że dwóch innych skoczków okazało się trochę lepszych ode mnie, to nie jest dla mnie żadnym problemem - powiedział Szwajcar.

Korespondencja z Innsbrucka, Marcin Hetnał