Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: Pjongczangu nic nie przebije

Nie opadają emocje związane z piątkową rywalizacją skoczków narciarskich o tytuł mistrza świata na obiekcie normalnym. Adam Małysz, który zdobywał na tej imprezie cztery złote medale i jeden brązy, porównuje zamieszanie w Seefeld do zeszłorocznego konkursu w Pjongczangu, gdzie Kamil Stoch i Stefan Hula wylądowali tuż za podium, a Dawid Kubacki nie wszedł do drugiej serii.


- Naszych skoczków było stać na to, żeby wygrać te zawody w normalnych i sprawiedliwych warunkach. Z tego powodu byliśmy rozgoryczeni i wściekli po pierwszej serii. Wszyscy widzieliśmy reakcje Stefana Horngachera. W życiu nie widziałem, żeby się tak zachowywał na półmetku konkursu. To oczywiste, że nikt z naszego zespołu nie mógł być szczęśliwy. Mieliśmy w swoich szeregach faworytów do medali, będących w super formie. Nie wyszło w Innsbrucku i teraz znów ma nie wyjść w Seefeld? Co tu jest grane…

- Pierwsza seria nie była sprawiedliwa. Druga? Nie do końca, ale była równiejsza od pierwszej. Oczywiście, mieliśmy trochę szczęścia, że zawodnicy jechali jako jedni z pierwszych, ale skoro zabrakło go w pierwszej próbie, trzeba walczyć do końca. Jak się okazuje, można zdobyć tytuł mistrza świata atakując z 27. pozycji…

- Myślę, że bardziej szalony był tylko konkurs olimpijski na skoczni normalnej. Tego, co działo się w Pjongczangu, nic nie przebije… Tam mieliśmy pecha, a tutaj los uśmiechnął się do nas w finale. Tak trzeba to odbierać, bo szczęście sprzyja lepszym.

- Takiego scenariusza nikt nie był w stanie przewidzieć czy wyśnić. Gdy Dawid Kubacki stał na pozycji lidera, wierzyłem na miejsce w czołowej "10" czy nawet "6". Na półmetku było sporo nazwisk przed nim, które nie wiadomo skąd się wzięły. W pewnym momencie przyszedł Piotr Żyła, który powiedział, że Dawid z pewnością to wygra, a Kamil będzie na podium…

- Czy my wierzyliśmy w sukces do końca? Wiadomo, że trzeba wierzyć, ale i trzeba być realistą. Straty poniesione w pierwszym skoku dawały nam świadomość tego, że będzie ciężko. Wiedziałem, że stać ich na spory awans, ale wydawało się, że Killian Peier, Karl Geiger i Ryoyu Kobayashi są pewniakami do podium w takiej sytuacji. Musieliśmy liczyć na cud, a ten się zdarzył.

Korespondencja z Seefeld, Dominik Formela