Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Maciusiak: Najważniejsze, żeby w Pucharze Świata startowali najlepsi polscy skoczkowie

Trener Maciej Maciusiak, przez wielu typowany na następcę Stefana Horngachera, rozpoczął kolejny rok pracy z zapleczem elity polskich skoków. Do nadmorskiego Cetniewa na wiosenne zgrupowanie zabrał dwóch juniorów i pięciu seniorów, którzy przez najbliższy rok będą tworzyć kadrę B. W rozmowie z 37-letnim szkoleniowcem poruszamy aspekty dotyczących minionej i przyszłej zimy, nie tylko w kontekście prowadzonej przez niego grupy.


Kadra narodowa B w Centralnym Ośrodku Sportu we władysławowskim Cetniewie pojawiła się w dwunastoosobowym składzie. Od 12 do 17 maja na Pomorzu przebywali Bartosz Czyż (1999), Kacper Juroszek (2001), Klemens Murańka (1994), Tomasz Pilch (2000), Andrzej Stękała (1995), Paweł Wąsek (1999) oraz Aleksander Zniszczoł (1994). W przygotowaniach zawodników do sezonu, oprócz trenera Macieja Maciusiaka, udział biorą Radek Zidek (trener techniczny), Daniel Kwiatkowski (asystent), Michał Górny (fizjoterapeuta) oraz Kamil Skrobot (serwisant).

Skijumping.pl: Dlaczego wracamy do Cetniewa? Przed rokiem Pana grupa szlifowała formę w innym kaszubskim ośrodku, zlokalizowanym w Gniewinie.

Maciej Maciusiak: Grupy kierowane przeze mnie wielokrotnie gościły w Cetniewie. Tutejszy ośrodek oferuje wszystko, czego potrzebujemy na tym etapie przygotowań. Gniewino również posiada wysoki standard i zaplecze treningowe, natomiast w tym roku postanowiliśmy wrócić do Cetniewa. Kto wie? Być może za rok spróbujemy czegoś innego.

Czego potrzebują skoczkowie narciarscy w maju?

Ważnym aspektem jest zmiana klimatu. Nad Bałtykiem mamy możliwość powdychania jodu, przez co rokrocznie pojawiamy się nad polskim morzem. Do tego potrzebujemy siłowni i sali gimnastycznej, to podstawa naszych potrzeb w tym okresie. Po treningach staramy się urozmaicać czas zawodników różnymi zajęciami, ponieważ regeneracja jest bardzo ważna.

Tegoroczny okres formowania kadry B przebiegał w spokojny sposób?

Myślę, że tak. Chyba po raz pierwszy wszystko jest już gotowe i mamy ustalony plan przygotowań o zimy. Oczywiście, musimy reagować na aktualną dyspozycję zawodników. Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne i logistyczne, na tę chwilę jest bardzo dobrze. Działamy już na pełnych obrotach.

Niestety, niemal co roku polskie skoki narciarskie tracą kolejnych zawodników, których kariera nie zdążyła się na dobre rozpocząć. Tym razem z uprawiania sportu zrezygnował Przemysław Kantyka. Jak zareagował Pan na tę decyzję?

Nie byłem zszokowany tym ruchem, ponieważ już wcześniej rozmawiałem z Przemkiem o jego sytuacji. Jednym z powodów było jego zdrowie, które jest najważniejsze. Sport się kończy i trzeba dalej żyć. Przemek dociągnął sezon do samego końca, po czym zrezygnował z dalszych treningów. Szkoda. Choć miniony sezon nie był cudowny w jego przypadku, był to solidny zawodnik.

>>> Kliknij, aby przeczytać kwietniową rozmowę z Przemysławem Kantyką <<<

W Czajkowskim, gdzie Kantyka oddawał ostatnie skoki w karierze, kadra B świętowała historyczne podium Aleksandra Zniszczoła w klasyfikacji generalnej Pucharu Kontynentalnego. Historyczne, ponieważ pierwsze dla polskich skoków w sezonie zimowym. Co dla Pana oznacza ten wynik?

Tak, było to historyczne podium. Uważam, że sezon zimowy zakończyliśmy z przytupem. Ostatnie weekendy Pucharu Kontynentalnego były bardzo dobre w naszym wykonaniu. Finisz ostatniej zimy był dobrym wprowadzeniem do tego sezonu. Dobre wyniki korzystnie wpłynęły na motywację zawodników. Obserwując ich teraz, widzę w nich dużo chęci do treningów. Jestem bardzo zadowolony z wykonywanej przez nich pracy.

Często mówi się o Panu jako cudotwórcy, który w krótkim okresie potrafi znacząco poprawić stan danej kadry. Nie inaczej było w przypadku kadry B, gdzie do wyraźnego progresu wystarczyło dwanaście miesięcy pod Pana okiem.

Nie nazywałbym tego cudem… Sam zawodnik i trener niczego nie zdziałają. Na wyniki pracuje wiele osób działających przy kadrze. Cały sztab szkoleniowy musi dawać z siebie wszystko i być pełen wiary w to, że robi się to dobrze. Komunikacja na linii zawodnik-trener-sztab musi funkcjonować bez zarzutu. Wszystkie cegiełki muszą być należycie poukładane i uważam, że wykonaliśmy kawał dobrej pracy. Zarówno sztab, jak i zawodnicy. W nowym sezonie będziemy to kontynuować i chcemy wykonać kolejny krok naprzód. Wówczas wszyscy będą zadowoleni. Skoczkowie, my i kibice.

Bartosz Czyż i jego kryzys w ostatnim sezonie w roli juniora to największa bolączka minionego sezonu?

Dla nas był to szok. Nie potrafiliśmy mu pomóc, choć do końca zimy starał się, jak tylko mógł. Najgorsze jest to, że od połowy sezonu letniego miał problemy w locie. Staraliśmy się znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy i jednym z wniosków była zmiana parametrów ciała. Od początku chcieliśmy dopasować mu sprzęt do obowiązujących przepisów, przez co zaczął skakać na zbyt krótkich nartach. Przy 173 cm używał nart mających 225 cm, na jakich skaczą 12-latkowie… Następnie staraliśmy się wydłużyć mu narty, ale nie przyniosło to efektów. Wszyscy, wraz z Bartoszem, pracujemy nad mocniejszym wejściem w sezon letni. Chcemy, aby zaczął z innego pułapu niż ten, na którym kończył zimę. Mowa o świetnym zawodniku. Przytrafił się mu słabszy sezon, ale wszyscy byli za daniem mu jeszcze jednej szansy. Myślę, że Bartosz ma świadomość tego, że poprzedni sezon był fatalny. Zrobimy wszystko, aby skakał zdecydowanie lepiej.

Oczekiwanego postępu nie poczynił Tomasz Pilch, będący polskim objawieniem sezonu olimpijskiego. Ile prawdy jest w teorii mówiącej o ciążącym mu kasku potężnego sponsora?

Wszystko odbywałoby się książkowo w przypadku Tomka, gdyby zamienić mu dwa ostatnie sezony kolejnością. To bardzo perspektywiczny zawodnik, który udowadniał już swoje możliwości. Zima 2017/18 była dla niego wyśmienita, czego nie można powiedzieć w przypadku poprzedniej. Za nim gorszy sezon, ale wciąż dokonuje postępów motorycznych. Nabrał doświadczenia i też pójdzie do przodu. Nie raz pokazywał, że potrafi skakać i to może mu tylko pomóc. Wie, że się da.

Wkradający się do elity Paweł Wąsek, odradzający się Aleksander Zniszczoł czy powrót Andrzeja Stękały? Co sprawiło Panu najwięcej satysfakcji w ostatnim czasie?

Nie zastanawiałem się nad tym. Jestem zdania, że jeśli ktoś z przekonaniem wykonuje pracę na sto procent i wkłada w to wszystko, wówczas wyniki muszą przyjść. Zapomnieliśmy już o poprzednim sezonie, trzymamy się pozytywów i z wielkim zapałem przystępujemy do kolejnego etapu. Były mniejsze czy większe sukcesy, ale teraz liczy się ciężka praca.

Kadra narodowa A do sezonu 2019/20 przystąpi w niezmienionym składzie, jeśli chodzi o zawodników. Czy któryś z Pana podopiecznych miał szansę na awans do kadry Michala Dolezala?

Były dyskusje na ten temat, ale wszystkich zawodników powołuje zarząd Polskiego Związku Narciarskiego. Trenerzy wyrażają swoje opinie i nie wszyscy muszą się z nimi zgadzać. Moi zawodnicy, z kadry B, mają warunki do odnoszenia sukcesów. Najważniejsze, żeby w Pucharze Świata startowali najlepsi polscy skoczkowie, a wtedy wszystko będzie w porządku.

Co sądzi Pan na temat następcy Stefana Horngachera – Michala Dolezala?

Michal również stoi za sukcesami chłopaków, które osiągali w ostatnich trzech sezonach. Od samego początku jest bardzo zaangażowany w tej projekt, co udowadnia fakt, iż już na przełomie kwietnia i maja dopięliśmy wszystkie szczegóły dotyczące funkcjonowania kadr w sezonie 2019/20. Wiadomo – korekty jakieś się znajdą, ale fundamentalne kwestie są poukładane. Moim zdaniem Polacy zrobią pod jego wodzą postęp.

Jak duże znaczenie ma dla Pana dr Harald Pernitsch, będący dość tajemniczą osobą dla kibiców?

Dr Pernitsch współpracuje ze mną już drugi rok. Swego czasu byliśmy u niego w domu, ale i on pojawia się na konsultacjach. Teraz mamy spotykać się jeszcze częściej. Dwa-trzy tygodnie temu byliśmy u niego z Michalem, więc wszystkie sprawy ustalane są na bieżąco. Każda informacja na temat treningu kadry A czy B jest szeroko omawiana. Cieszę się, że został i nadal będzie współpracował tylko z polską federacją. To ważne.

Paweł Wąsek otwarcie przyznał, iż jest Pan najlepszym polskim trenerem. Czy możliwość awansu do kadry A – w roli szkoleniowca - jest Pana celem?

Różnie w życiu bywa, ale do tej pory nie skupiałem się na tym, żeby za wszelką cenę poprowadzić kadrę A. Znam wymagania panujące na tym poziomie skoków narciarskich, szczególnie ze strony kibiców. Ciśnienie jest ogromne, przez co to bardzo trudne zajęcie. Zdecydowanie łatwiej prowadzi się kadrę B, gdzie oczekiwania nie są tak wygórowane. Na tę chwilę nie ma takiego tematu. A w przyszłości? Dlaczego nie!

W sezonie 2015/16 również prowadził Pan kadrę B, a jednym z jej członków był Dawid Kubacki. Czuje się Pan współautorem jego sukcesu w Seefeld?

To był niesamowity konkurs. Byliśmy w drodze na zawody Pucharu Kontynentalnego. Pierwszą serię śledziliśmy na telefonach, a już w hotelu dołączył do nas koordynator tego cyklu z ramienia FIS – Horst Tielmann. Kiedy do końca rundy finałowej zostało dziesięciu skoczków, śmialiśmy się, iż dwa medale trafią do Polaków. Tielmann zaprzeczał do chwili, gdy na górze pozostała szóstka. Wtedy stwierdził, iż zdobędziemy jeden krążek <śmiech>… Szczerze? Sam nie wierzyłem, że tak to się potoczy, więc wielkie gratulacje dla chłopaków, którzy po to trenują, żeby piąć się przez szczeble kadr PZN, aby w kadrze A święcić największe sukcesy. Każdy po drodze ma w to swój wkład. To na tyle małe środowisko, że wszyscy się tu znają, włącznie z rodzinami. Sukcesy na arenie międzynarodowej to duża satysfakcja dla każdego z nas.

Na innym biegunie wylądował inny z członków wspomnianej kadry B sprzed czterech lat – Maciej Kot. Zakopiańczyk nie został powołany na mistrzostwa świata, a w trakcie światowego czempionatu został dokooptowany do Pana ekipy, walczącej w Pucharze Kontynentalnym. Krótkoterminowa współpraca z tym zawodnikiem była sporym wyzwaniem, wobec jego problemów na skoczni?

Nie ma o czym mówić, tym bardziej wyzwaniu. Nie przygotowaliśmy mu specjalnego planu treningowego. Realizowaliśmy plan zlecony przez dr Pernitscha, a na skoczni Maciek był podporządkowany naszej grupie. Staraliśmy się analizować każdy trening i skok, aby było lepiej.

Podczas naszej rozmowy nie wspomnieliśmy jeszcze Klemensa Murańki i Kacpra Juroszka. Pierwszy z tego duetu nareszcie będzie miał okazję przepracować pełny okres przygotowawczy, a drugi to nowa twarz i wyróżniający się polski junior w minionym sezonie. Jaka jest Pana perspektywa na tę dwójkę?

Mogę zapewnić, iż dołożymy wszelkich starań, aby Klimek się odbudował. Postawiliśmy mu cele już na sezon letni i jestem pełen podziwu w kwestii jego podejścia do nowego sezonu. Sezon letni powinien zacząć na znacznie lepszym poziomie niż skończył zimowy. Już teraz widzę, że tak będzie. Nie chcę zapewniać, ale widać w nim ogromną motywację. Z Kacprem współpracowałem już dwa lata temu w kadrze młodzieżowej i to chłopak ze sporym potencjałem. Wiemy, jakie błędy mu się przydarzają i nad czym musi nadal pracować. To młody zawodnik, ale chcemy, aby regularnie rozwijał swoje umiejętności. Jego forma zapewne będzie falowała, ale jeśli przypilnuje aspektów technicznych, wtedy będzie dobrze.

Jakie nagłówki chciałby Pan przeczytać po sezonie 2019/20 w kontekście kadry B, choćby na serwisie Skijumping.pl?

Mówiące o tym, że wykonaliśmy świetną pracę i osiągaliśmy dobre wyniki przez cały sezon.

Korespondencja z Cetniewa, Dominik Formela