Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kamil Stoch o odejściu Horngachera: Rozegrano je tragicznie

- Nie chcę dłużej dawać rywalom przewagi w postaci jednego czy dwóch kilometrów na godzinę, które tracę na progu - mówi Kamil Stoch, który od pierwszego zgrupowania przed sezonem 2019/20 pracuje nad poprawą pozycji najazdowej. 32-latek podzielił się z nami spostrzeżeniami z premierowych tygodni pracy Michala Dolezala na stanowisku głównego trenera kadry narodowej, a także w krytyczny sposób podsumował sagę związaną z odejściem Stefana Horngachera do reprezentacji Niemiec. Zawodnik odniósł się też do angielskiego finału piłkarskiej Ligi Mistrzów, przy okazji którego będzie trzymał kciuki za ekipę z miasta Beatlesów.


- Nadal jest we mnie ogień do uprawiania skoków narciarskich. Po sezonie zimowym dostałem trochę wolnego, dzięki czemu udało mi się odpocząć. Dostałem czas na odbudowę głowy, wyczyszczenie emocji oraz regenerację organizmu. Do treningów wróciłem z nowymi siłami i uśmiechem na twarzy - przekonuje trzykrotny mistrz olimpijski. 

- Druga część sezonu nie była dla mnie łatwa. Borykałem się z problemami technicznymi, szczególnie z pozycją najazdową, od której wszystko się u nas zaczyna. Problem narastał, ja traciłem pewność siebie, a co za tym idzie - dużo energii. Końcówka wyglądała... różnie i kosztowała mnie sporo. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Trenerzy to widzieli i zrozumieli moją potrzebę odpoczynku po finale sezonu - mówi Stoch, który Puchar Świata 2018/19 zakończył na trzeciej lokacie.

- Pierwsze wrażenia ze współpracy z nowym szkoleniowcem są pozytywne. Michal Dolezal to nowy-stary trener, który dobrze zna nie tylko nas, ale i system działania grupy. To ważne, że nie uczymy się czegoś nowego, lecz kontynuujemy pewną pracę. Teraz Michal może wdrażać swoją wizję skakania każdego z nas. Po objęciu kadry nie zmienił się, bo to nie jest jego pierwszy rok pracy. Doświadczenie zdobył choćby w Czechach, gdzie przez pewien czas prowadził reprezentację. W Polsce jest trochę inaczej, bo dochodzi większa presja, ale wspólnie damy sobie radę - zapewnia 32-latek.

- Odejście Stefana Horngachera nie było dobrze rozwiązane. Powiedziałbym nawet, że organizacyjnie było to rozegrane tragicznie. Wystarczyło z góry wyznaczyć termin ogłoszenia decyzji o odejściu, bądź pozostaniu trenera. Zawodnicy w ogóle nie powinni być w to mieszani, a tutaj stało się odwrotnie. Staliśmy się łącznikiem komunikacyjnym między sztabem szkoleniowym a mediami. To było bardzo złe i każdy z nas to odczuwał, w mniejszym czy większym stopniu - kontynuuje aktualny wicemistrz świata ze skoczni normalnej.

Jakie odczucia towarzyszą Stochowi po oddaniu pierwszych skoków na igelicie? - Bardzo czekałem na skoki. Nad siłą i motoryką trenuję od połowy kwietnia, więc byłem bardzo ciekawy swojej dyspozycji na skoczni. Z trenerem Dolezalem wprowadziliśmy pewne zmiany w technice i cieszy mnie to, że efekty są zauważalne od pierwszych prób. Mam jednak świadomość ogromu pracy, która mnie czeka. Wspomniane zmiany są bardzo subtelne i każdy milimetr jest dla mnie odczuwalny. Gołym okiem w zasadzie nie widać tych zmian. Z sezonem letnim wiążę nadzieje dobrego przygotowania do zimy, ale i chciałbym wystartować w kilku konkursach, aby mieć porównanie z innymi zawodnikami oraz poczuć adrenalinę związaną z rywalizacją. Bardziej nastawiam się jednak na przestawienie się i budowanie dobrej techniki, zwłaszcza na najeździe. 

- Nie chcę dłużej dawać rywalom przewagi w postaci jednego czy dwóch kilometrów na godzinę, które tracę na progu, bo to duża różnica. Mam świadomość rezerw tkwiących w tym aspekcie i to najwyższy moment, aby coś z tym zrobić. Na ile uda mi się to zrobić? Nie wiem, ale włożę wszystkie siły w poprawę pozycji najazdowej i prędkości na progu. Tutaj tracę za dużo. Gdybym jeździł w okolicach średniej prędkości konkursowej, wówczas moje szanse wzrosną - kontynuuje dwukrotny triumfator Turnieju Czterech Skoczni.

- Nie chcę mieć poczucia fajnie przepracowanego okresu, bo "fajnie" można różnie rozumieć. Powinienem mieć poczucie dobrze przepracowanego czasu i tego będę od siebie wymagał. Z takim poczuciem, a także z pewnością siebie, zamierzam przyjechać na inaugurację Pucharu Świata. To da mi siłę i energię do rywalizacji na najwyższym poziomie - twierdzi mistrz naszego kraju w skokach narciarskich.

W najbliższą sobotę w Madrycie zostanie rozegrany finał piłkarskiej Ligi Mistrzów, w której Liverpool podejmie Tottenham. Czy Stoch jest pewien sukcesu The Reds, którym kibicuje od lat? - Absolutnie nie <śmiech>... Nigdy nie można być o tym przekonany, będąc fanem Liverpoolu <śmiech>... Wierzę jednak w ten zespół, bo ma bardzo duży potencjał i możliwość realizacji założonego celu. Jak będzie? Przekonamy się, ja jestem tylko kibicem. Miałem plan wylotu do Hiszpanii, ale po sprawdzeniu cen biletów uznałem, że moja miłość do tej drużyny ma swoje granice <śmiech>... Mecz obejrzę przed telewizorem, dla zasady. I też będzie super!

Korespondencja ze Szczyrku, Dominik Formela i Tadeusz Mieczyński