Strona główna • Norweskie Skoki Narciarskie

DJ, syn utytułowanego trenera i mistrz świata juniorów, czyli nowe karty w talii Stoeckla

Kadra Norwegii - wobec plagi kontuzji oraz serii sportowych emerytur, które nastąpiły w szeregach drużynowych mistrzów olimpijskich - przed sezonem 2019/20 przeszła gruntowne odmłodzenie. Miejsce w ośmioosobowym zespole otrzymali m.in. Marius Lindvik, Robin Pedersen i Thomas Aasen Markeng, a więc trio mające podgryzać bardziej doświadczonych i utytułowanych podopiecznych trenera Alexandra Stoeckla.


Za wspomnianą trójką pracowity lipiec oraz sierpień. Norwegowie - za sprawą zmienionej polityki startowej - często pojawiają się na starcie zawodów rangi Letniego Grand Prix, co jest okazją do zbierania cennego doświadczenia przez Lindvika, Pedersena i Markenga. Najwięcej szans na igelicie otrzymał dotąd Pedersen, który nie pojawił się tylko na obiekcie HS108 w Hinterzarten. Pozostałe konkursy kończył w czołowej "20", najlepiej spisując się w Zakopanem i Hakubie - kolejno 12. oraz 11. miejsce. Lepsze wyniki notował rzadziej występujący Lindvik. Najlepszy młodzieżowiec świata z 2018 roku w Hinterzarten i Courchevel zajmował 9. miejsce, najlepsze w dotychczasowej karierze. Na drugim biegunie znajduje się aktualny mistrz świata juniorów - Markeng. 19-latek - pomimo pojawienia się w Niemczech, Francji i Polsce - nadal nie zdołał wywalczyć premierowych punktów LGP, co nie udało mu się również przed rokiem, podczas debiutu w Hakubie.

- Poprzedni sezon był naprawdę udany. Celem były styczniowe mistrzostwa świata juniorów, gdzie zdobyłem to, co chciałem, a więc złoto. Następnie miałem możliwość zadebiutowania w seniorskich mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym. Bycie częścią reprezentacji podczas imprezy rozgrywanej w Seefeld było wspaniałym doświadczeniem i niesamowitą nauką. Właśnie takie rzeczy motywują do dalszej pracy - mówi Markeng, który otrzymał szansę pokazania się w szalonych zawodach na skoczni normalnej, gdzie zamknął drugą dziesiątkę, choć na półmetku plasował się na siódmej lokacie. - Wszystko działo się bardzo szybko. Zaczęło się od złota w Lahti, następnie były podia Pucharu Kontynentalnego w USA, pierwsze punkty Pucharu Świata w Willingen, a następnie nieoczekiwany wyjazd do Tyrolu na mistrzostwa świata. Nie wierzyłem, że to prawda, kiedy dowiedziałem się powołaniu. Bałem się, iż to zbyt wcześnie - wspomina Markeng, który w marcu po raz pierwszy w karierze przekroczył granicę 200 metrów na Vikersundbakken.

Najstarszy - spośród nowych - jest Pedersen. 23-letni Robin to syn Tronda Joerana Pedersena, który w przeszłości sam skakał na nartach, a także zajmował się szkoleniem innych. Jako zawodnik raz zajął miejsce na podium zawodów z cyklu Pucharu Świata, co miało miejsce w 1985 roku w Harrachovie, natomiast jako trener w 1994 roku doprowadził do olimpijskich medali Espena Bredesena i Lasse Ottesena, którzy w Lillehammer zdobywali krążki ze złota i srebra. Rok później prowadzony przez niego Tommy Ingebrigtsen został mistrzem świata na dużej skoczni w Thunder Bay.

Minionej zimy Robin zaznał smaku rywalizacji w Turnieju Czterech Skoczni oraz turnieju Raw Air, gdzie największym przeżyciem okazał się konkurs drużynowy na Holmenkollen. Pomimo upadku Lindvika, ekipa gospodarzy z Pedersenem w składzie wygrała zawody, które z powodu zbyt silnego wiatru zostały przerwane i zakończone już po pierwszej rundzie. - Ostatni sezon podniósł mnie na duchu. To była bardzo fajna zima. Najbardziej cieszy mnie fakt, iż skakałem stabilnie od jej początku do samego końca, co do tej pory mi się nie zdarzało. Teraz będę chciał kontynuować ten trend - zdradza drużynowy wicemistrz świata juniorów z 2016 roku.

- Wspaniale było wziąć udział w Turnieju Czterech Skoczni. Pierwsze zawody w Oberstdorfie dały mi dużo radości. Szkoda, że w Innsbrucku zostałem zdyskwalifikowany, ale to nauka na przyszłość - uważa Norweg. - Na przyszłą zimę nie stawiam konkretnych celów. Chcę skakać dobrze i mierzyć się z najlepszymi na świecie. Jeśli będą prezentował wysoką formę, wówczas będę w stanie z nimi rywalizować. Nie będzie to jednak łatwe zadanie, gdyż w naszym zespole jest wielu, którzy będą o to walczyć. Mam nadzieję, że będę wykorzystywał nadarzające się okazje. Zawodnicy z Pucharu Świata to też normalni ludzie, nic mnie tam nie zaskoczyło. Kluczem jest koncentracja na swoich zadaniach, a nie kibicach czy telewizji - uważa Pedersen.

We wspomnianych zawodach w stolicy Norwegii Pedersen skakał w drugiej grupie, a więc przed 21-letnim już Lindvikiem. Zwycięzca Pucharu Kontynentalnego 2017/18 i mistrz świata juniorów z 2018 roku poszybował poza rozmiar legendarnego obiektu w Oslo, uzyskując 135,5 metra. Zarówno wtedy, jak i kilka dni później w Lillehammer, zaliczył wywrotkę. Historia powtórzyła się pod koniec miesiąca w Planicy, gdzie Lindvik nie ustał swojej treningowej  próby na Letalnicy. Po bolesnym finale zimy, na szczęście bez większych konsekwencji zdrowotnych, zawodnik pasjonujący się muzyką elektroniczną przystępuje do kolejnej kampanii z nowymi siłami.

- Co mogę powiedzieć? Moje lądowania były naprawdę złe. Nie do końca rozumiałem, co robię. Tego lata dużo pracuję nad tym elementem i już czuję, że przynosi to efekty. Dotąd chyba zbyt wcześnie kończyłem fazę lotu, przez co spadałem na zeskok z dużej wysokości. Skupiam się na tym, aby wytrzymywać lot do samego końca, aby optymalnie i bezpiecznie podchodzić do lądowania, dzięki czemu stanie się ono łatwiejsze do ładnego wykończenia. Trudno obiecać cokolwiek, ale zrobię wszystko, aby uniknąć kolejnych upadków - zapowiada Lindvik.

- Bycie DJ-em to bardziej hobby niż plan na karierę. Zacząłem około trzy lata temu, gdy pod choinkę otrzymałem konsoletę do miksowania, po czym na poważnie rozpocząłem naukę grania. Zajmuję się tym, kiedy najdzie mnie ochota, choć muzyką interesuję się odkąd pamiętam. Prawdopodobnie mógłbym zostać DJ-em, gdyby nie kariera skoczka. To dobry plan B - śmieje się Norweg. - Marząc o występach na dużych festiwalach, najpierw trzeba stać się wielkim artystą i tworzyć własne piosenki. Pomyślę nad tym po przejściu na sportową emeryturę... Cóż, David Guetta ma ponad 40 lat i nie przestaje działać. Jestem fanem Martina Garrix, Mike'a Williamsa czy Kygo - kontynuuje Lindvik. 

- Fajnie jest być częścią kadry A. Tutaj otrzymuje się pełne wsparcie i każdy chce ci pomóc w dalszym rozwoju. W kadrze B otrzymujesz sprzęt, w którym możesz skakać, natomiast tutaj jest on optymalizowany zależnie do potrzeb każdego skoczka. Wszystko, co jest związane z kombinezonami, nartami czy wiązaniami jest od razu poprawiane. Dzięki temu łatwiej jest skoncentrować się na tym, co ma się do zrobienia - zakończył 21-latek.

Wiosną tego roku austriacki trener Norwegów powołał ośmioosobową kadrę A na sezon 2019/20. Oprócz Lindvika, Markenga i Pedersena nominację otrzymali Anders Fannemel, Johann Andre Forfang, Halvor Egner Granerud, Robert Johansson oraz Daniel-Andre Tande. Tylko tego lata kontuzji doznali już Fannemel i Tande, o czym informowaliśmy kolejno >>>TUTAJ<<< i >>>TUTAJ<<<.