Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Bartłomiej Kłusek: Ludzie nie rozumieją skoków narciarskich

- Wszystko fajnie ogląda się z kanapy przed telewizorem, ale ta dyscyplina jest ogromem pracy, który trzeba wykonać poza blaskiem kamer - mówi Bartłomiej Kłusek, który ostatnie skoki na arenie międzynarodowej oddał jesienią 2017 roku. Dziś 26-latek opowiada nam o swojej nowej roli w środowisku narciarskim, a także wspomina lata prób przebicia się do światowej elity.


- Podjąłem decyzję, że po cichu zakończę karierę. W zasadzie, to nie była kariera. Nazwałbym to przygodą ze skokami narciarskimi, ponieważ nie odniosłem spektakularnych sukcesów. Na osłodę zostają mi medale mistrzostw Polski seniorów, podia czy zwycięstwo w Pucharze Kontynentalnym, a do tego kilka miejsc w czołowej "10" Letniego Grand Prix. Pojawiło się zatem kilka niezłych wyników, natomiast w Pucharze Świata nie szło tak, jak powinno... - wspomina Kłusek.

Mieszkaniec Buczkowic siedemnaście razy występował w zawodach rangi Pucharu Świata, jednak nigdy nie zdobył w nich choćby punktu. Blisko tego osiągnięcia był w 2016 roku w Oslo Holmenkollen, gdzie po 120-metrowym skoku w gęstej mgle przerwano rywalizację, a konkursie ostatecznie odwołano. - Tamten dzień nie ciągnie się za mną. Pewnie zdobyłbym punkty, gdyby dokończono serię, ale warunki były tak złe, że sam nie miałem pojęcia, ile skoczyłem metrów. Można było się zatem spodziewać, że zawody nie zostaną dokończone. Nie wracałem do takich sytuacji, bo zawsze patrzyłem przed siebie i stale chciałem rozwijać swoje umiejętności. Cóż, jednak nie wyszło do końca tak, jak mogło wyjść. W pewnym momencie czarę goryczy przelały kwestie finansowe, ale taki jest sport.

- W tamtym okresie, w sezonie 2015/16, skakałem nieźle. Chwilami miałem pecha do warunków, ale często to mi nie wychodziły skoki konkursowe. Różnie było. Brakowało nieco szczęścia, ale i chłodnej głowy - uważa były przedstawiciel LKS Klimczok Bystra, a obecnie trener dzieci trenujących w tym klubie.

Kłusek próbował swoich sił w Pucharze Świata w latach 2012-2017. Czy we wspomnianym czasie docierały do niego opinie z internetu, gdzie sporo osób wyliczało mu kolejne nieudane podejścia do punktowanej "30"? - Każdy zawodnik zagląda na Skijumping.pl. Śledzimy tę stronę i sam czasem czytałem komentarze, ale czy to było dobre? Na początku te opinie jakoś na mnie wpływały, natomiast później przestało to na mnie robić jakiekolwiek wrażenie. Pewnego dnia przestałem czytać komentarze na swój temat. Skupiałem się na swoich zadaniach.

- Ludzie piszący prześmiewcze komentarze na forach internetowych nie rozumieją skoków narciarskich. Wszystko fajnie ogląda się z kanapy przed telewizorem, ale ta dyscyplina jest ogromem pracy, który trzeba wykonać poza blaskiem kamer. To miesiące trzymania odpowiedniej diety, ciężkich treningów, poświęceń i wyrzeczeń, których te osoby nie widzą. Później pozostaje kilkanaście sekund na skok konkursowy transmitowany w telewizji, na bazie którego powstaje ocena. Na górze starałem się o tym nie myśleć. Nerwy zawsze się wkradały, ale najważniejsze było to, co trzeba było zrobić w danej chwili. Dużo zależało od dyspozycji dnia - zaznacza były członek kadry narodowej B.

- W skokach szalenie istotna jest pewność siebie. Kiedy skoki wychodzą należycie, a forma jest ustabilizowana na wysokim poziomie, wówczas na zawodach wszystko przychodzi łatwiej. Skacząc w kratkę, podczas rywalizacji w głowie pojawiają się różne myśli, przez co podczas konkursu jest zdecydowanie trudniej. Przygotowanie mentalne odgrywa ważną rolę. Sukcesy w konkurasch niższej rangi, choćby z cyklu Pucharu Kontynentalnego, budują w przypadku problemów w Pucharze Świata. Dają wiarę we własne umiejętności - uważa dwukrotny wicemistrz świata juniorów w drużynie, który w 2013 roku otarł się o medal konkursu indywidualnego w Libercu, plasując się na 4. lokacie.

- Jeżeli ktoś jest w kadrze A oraz ma sponsora indywidualnego, wówczas może trenować na spokojnie, natomiast w kadrach B i C nie ma środkow finansowych. Nie posiadając sponsora, można liczyć wyłącznie na wynagrodzenie z zawodów, gdzie jest z kolei trudniej. Startuje się z repsją wynikającą z braku pieniędzy na podstawowe wydatki, jak paliwo czy opłaty samochodu. Po chłopakach widać jednak, że niektórzy dają radę. Jak Klemens Murańka czy Andrzej Stękała, który radzi sobie coraz lepiej, pomimo pracy w Zakopanem. Widać, że kadra B czyni progres pod okiem trenera Macieja Maciusiaka. Wygląda to obiecująco i fajnie patrzy się na to z boku. Ważne, że chłopaki robią postępy, a nie cofają się - kontynuuje były zawodnik.

Pomimo nieudanej kariery skoczka, Bartłomiej Kłusek postanowił pozostać przy tej dyscyplinie. - Jakiś czas temu zrobiłem kurs trenerski, a propozycję szkolenia młodzieży otrzymałem od swojego trenera klubowego z Bystrej, a więc Jarosława Koniora. Zaproponował pomoc w prowadzeniu klubu, do którego teraz garnie się dużo dzieciaków. Nie zastanawiałem się długo, ponieważ spędziłem w skokach całe życie. Można powiedzieć, że prawie dwadzieścia lat, bo zacząłem skakać w wieku sześciu lat. Tym się żyło i cieszę się, że mogę dzielić się swoim doświadczeniem i wiedzą z adeptami sportu, aby ci osiągali kiedyś sukcesy jak Kamil Stoch czy Dawid Kubacki. Teraz dzielimy obowiązki między siebie, ponieważ Pan Konior jest też dyrektorem w szkole. Trenowanie młodzieży łączę z codzienną pracą.

- Wydaje mi się, że nie ma już kryzysu w najmłodszych kategoriach wiekowych w polskich skokach. Bardzo dużo dzieci próbuje swoich sił na skoczni, więc uważam, że nie musimy bać się o przyszłość tej dyscypliny. W Polsce wciąż jest jednak niewiele skoczni, zwłaszcza tych małych. Nowego kompleksu doczekał się Chochołów, a i w Zakopanem trwają prace budowlane. W Wiśle i Szczyrku też są obiekty, natomiast w Bystrej powoli przydałby się remont - zauważa 26-latek. 

Po rozstaniu ze skocznią Kłusek zszokował zdjęciami z siłowni, gdzie dało się dostrzec znaczącą przemianę jego sylwetki. Z czego wynikał taki ruch? - Zawsze chciałem trochę przypakować po karierze skoczka, pochodzić na siłownię. Solidnie zacząłem trenować, jednak w ostatnim czasie musiałem spuścić z tonu, gdyż z powodu nadmiaru obowiązków brakuje mi czasu. Kiedy jednak nadarzy się okazja, staram się zajrzeć na siłownię.

Z Bartłomiejem Kłuskiem rozmawiał Dominik Formela