Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Bartosz Czyż o powodach zakończenia kariery: Czasem pojawiał się strach

Bartosz Czyż, członek polskiej kadry narodowej B na sezon 2019/20, kończy przygodę ze skokami narciarskimi. - Podjąłem taką decyzję po jesiennym zgrupowaniu w Zakopanem, gdzie oddawaliśmy pierwsze skoki na torach lodowych. To nie była decyzja podjęta w pięć minut, od dłuższego czasu biłem się z myślami - mówi naszemu serwisowi 20-latek.


Sportowiec urodzony w Cieszynie zadebiutował w zawodach FIS Cup w styczniu 2015 roku w słoweńskim Kranju. Wcześniej zbierał doświadczenie m.in. w konkursach LOTOS Cup, gdzie wielokrotnie plasował się w krajowej czołówce. Jak sam mówił, skoki narciarskie zaczął uprawiać w 2006 roku na fali sukcesów Adama Małysa. W kolejnych latach, gdy Czyż trafił do młodzieżowej kadry narodowej, jego idol porównywał go do Thomasa Morgensterna, głównie mając na myśli sylwetkę i ułożenie ciała w locie.

Latem 2016 roku przedstawiciel klubu z Wisły zdobył prawo startu w drugoligowych konkursach, w których zadebiutował kilka tygodni później. Najlepiej spisywał się we Frensztacie pod Radhoszczem, gdzie plasował się na przełomie drugiej i trzeciej dziesiątki. Udane występy na arenie międzynarodowej zaowocowały powołaniem na mistrzostwach świata juniorów w narciarstwie klasycznym, które w 2017 roku odbywały się w Stanach Zjednoczonych. Czyż indywidualnie w Park City był 22., a drużynowo piąty. Z zespołem ten sam wynik powtórzył rok później w szwajcarskim Kanderstegu, gdzie w zmaganiach indywidualnych finiszował 23. W międzyczasie nie tylko zbierał kolejne szlify w Pucharze Kontynentalnym, ale i zadebiutował w Pucharze Świata oraz Letnim Grand Prix, gdzie jednak nie zdobył punktów. 

W sezonie 2018/19 Czyż - na bazie dobrych wyników - został nominowany do kadry narodowej B, którą po Radku Zidku przejął Maciej Maciusiak. Skoczek od początku sezonu letniego zmagał się jednak z dużymi problemami na skoczni, które objawiały się niestabilną sylwetką w locie. Pomimo obniżki formy i słabszej zimy, zawodnik otrzymał jeszcze jedną szansę i ponownie został nominowany do składu zaplecza kadry A na sezon 2019/20. Po kolejnym nieudanym okresie, tym razem tegorocznym sezonie letnim, skoczek nie znalazł się w składzie na inaugurację Pucharu Świata w Wiśle.

Informację o końcu kariery skoczka w środowe przedpołudnie upublicznił Adam Małysz, dyrektor-koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim. - Oczywistym było, że wcześniej czy później ta informacja dotrze do mediów. Zamierzałem podzielić się nią za pośrednictwem portali społecznościowych. Najpierw chciałem jednak poinformować osobiście o swojej decyzji bliskich, bądź osoby, które pomagały mi podczas przygody ze skokami. Nie chciałem, aby dowiedzieli się o tym z mediów.

-  Podjąłem taką decyzję po jesiennym zgrupowaniu w Zakopanem, gdzie oddawaliśmy pierwsze skoki na torach lodowych. To nie była decyzja podjęta w pięć minut, od dłuższego czasu biłem się z myślami. Może wydać się to dziwne, bo zawodnik przygotowuje się całe lato do sezonu zimowego i nagle kończy przygodę ze skokami, ale czułem, żę skoki nie dają mi już tyle radości, co kiedyś. Brakowało mi już motywacji. Długo nad tym myślałem, ale podjąłem decyzję kierując się sercem - tłumaczy Czyż serwisowi Skijumping.pl.

- Zanim trafiłem do kadry narodowej byłem niskim zawodnikiem, długo stałem w miejscu. Z czasem bardzo urosłem, a wszyscy powtarzali mi, że to normalne w tym wieku i trzeba to przeczekać. To nie był łatwy okres. Zdarzały się obozy, po których miałem więcej motywacji i nakręcały mnie do dalszej pracy. Bardzo często przychodząc na kolejny trening, z takim samym podejściem, często wkradał się jednak błąd, po którym traciłem całą prędkość już nad bulą, wskutek przekręcenia sylwetki - dodaje wiślanin.

- Czasem pojawiał się strach. To normalne w skokach i nie trzeba się bać o tym mówić. Za młodu zawodnik przewróci się, wstanie, a następnie idzie na kolejny skok, jednak z biegiem czasu człowiek dostrzega ryzyko i zaczyna inaczej postrzegać życie - kontynuuje Czyż.

Czy wpływ na takich ruch miały sprawy finansowe, popularne w przypadku polskich skoczków kończących karierę? - Kwestia finansowa jest indywidualną sprawą. Wielu zawodników, czy kolegów, ma sponsorów. Ja nie miałem, więc nie było łatwo. Ogromnie pomagali mi rodzice, którym bardzo dziękuję. Wiadomo, za coś trzeba żyć, dochodzą wydatki na własne potrzeby czy paliwo, za które trzeba było dojeżdżać na treningi. 

- Nie chodziłem nigdzie do pracy. Większość środków finansowych pochodziło z moich oszczędności, bądź stypendiów. Jak wspominałem, głównie pomagali mi rodzice, za co jeszcze raz im dziękuję. Często zastanawiałem się nad praca pomiędzy skokami, ale wolnego czasu nie było za dużo. Trudno było dostać pracę, skoro większość czasu spędzało się na zgrupowaniach czy wyjazdach, zwłaszcza w sezonie zimowym - dodaje 20-latek.

- Rozmawiałem z trenerem Maciejem Maciusiakiem w cztery oczy. Była to moja decyzja, którą uszanował. Na pewno przyjdzie jeszcze czas na to, aby usiąść z całym sztabem i porozmawiać o wszystkim, gdy opadną emocje. Co dalej? Przez chwilę chcę od tego wszystkiego odpocząć i nie myśleć o niczym - kończy 20-latek.

Z Bartoszem Czyżem rozmawiał Dominik Formela