Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Awans Stocha i spadek Żyły w drugiej serii sobotnich zawodów

Choć na półmetku bliżej uzyskania korzystnego rezultatu był Piotr Żyła, ostatecznie to Kamil Stoch - obok Dawida Kubackiego - zameldował się w czołówce pierwszego konkursu w obwodzie swierdłowskim. Wiślanin po zbyt wczesnym wybiciu spadł z 2. na 24. miejsce, z kolei zakopiańczyk poprawił się o osiem lokat, finiszując 9.


- Po drugim skoku pojawił się uśmiech - nie ukrywa Stoch, nawiązując do próby mierzącej 128,5 metra, która wywindowała go w górę tabeli.

- W sobotę wszystko było w porządku. Czułem, że te skoki były bardzo dobre, choć jeszcze czegoś w nich brakuje. Czegoś, czego nie potrafię do końca sprecyzować czy wyjaśnić. Czegoś, co pozwoli mi jeszcze odlecieć i poczuć większą radość z tego, co robię. Niemniej, jest pozytywnie. Zasłużyłem na tyle, ile dostałem. To skoki na miejsca 5-10, tak czuję. Nie są to próby na wygrywanie. Brakuje im tego, czego bym chciał - zaznacza siódmy zawodnik bieżącej edycji Pucharu Świata.

Kiepskie warunki nie pozwoliły Stochowi nawiązać walki o czołowe lokaty w pierwszej serii. Jak do prześladującego go pecha podchodzi sam zawodnik? - W ogóle o tym nie myślę. To nie pomaga i nie dodaje otuchy, ale wiem, że nie mam na to wpływu. Szkoda tracić energię na roztrząsanie tego.

- Dobrze, że Dawid skacze teraz bardzo dobrze, bo ja trochę odetchnę. Niech się uwaga skupi nieco na nim <śmiech>... Cieszę się, że mamy kolejnego dobrego zawodnika, kolejny z wielu w naszym kraju. To pomaga psychicznie na zawodach. Wiemy, że jesteśmy dobrą drużyną i możemy wzajemnie się motywować.

Podróż w drugą stronę klasyfikacji dnia zaliczył Piotr Żyła, który będzie musiał poczekać na 12. pucharowe podium w karierze. Lot na 112. metr pozwolił mu na zajęcie dopiero w trzeciej dziesiątce. - Odbiłem się zbyt wcześnie w rundzie finałowej, dużo za wcześnie.

- Chyba się podpaliłem... Wiedziałem o tym, że już w piątek miałem z tym duże problemy. Byłem tego świadomy, a jednak znów to zrobiłem. Wyszło nie tak, jak powinno. W pierwszej serii prawie spóźniłem, ale jeszcze złapało próg - mówi 32-latek o 131-metrowym skoku, po którym przegrywał tylko z Peterem Prevcem. 

- Warunki były typowe dla Niżnego Tagiłu. Nad bulą wiało z tyłu, a na dole pod narty, jeśli się tam doleciało. Po drugim skoku dobrze wiedziałem, że popełniłem błąd. Teraz nic już nie zrobię. Trzeba wyciągnąć wniosk, aby nie powtórzyć tego błędu i i w niedzielę czeka nas kolejny dzień.

Korespondencja z Niżnego Tagiłu, Dominik Formela