Strona główna • Puchar Świata

Upadki i wzloty - po konkursie w Oberstdorfie

Inauguracja 68. Turnieju Czterech Skoczni padła łupem Ryoyu Kobayashiego, który z niemal 10-punktową przewagą prowadzi po dwóch skokach w całym cyklu nad Karlem Geigerem. Kto w Oberstdorfie zaskoczył pozytywnie, a kto zawiódł? Czas na krótkie podsumowanie w formie rankingu. Czy główni bohaterowie wczorajszej batalii znaleźli się w jego czubie?


Upadki:

5. Killian Peier

Brązowy medalista tegorocznych mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym od początku zimy prezentował niezły poziom. Oprócz wpadki w Ruce punktował w każdym konkursie, a w Niżnym Tagile stanął na drugim stopniu podium, ulegając jedynie Stefanowi Kraftowi. Przedświąteczne zawody w Engelbergu również mógł uznać za udane. Wydawać by się mogło, że w Oberstdorfie nie może go spotkać nic złego, lecz tam już od pierwszej próby wszystko zaczęło się sypać. Treningi ukończył na 58. i 42. pozycji, w kwalifikacjach było niewiele lepiej, bo uplasował się na 40. lokacie. Los za rywala zesłał mu Constantina Schmida i jak się łatwo domyślić, Peier zdecydowanie przegrał tę potyczkę. Co prawda niewiele zabrakło mu do awansu jako szczęśliwy przegrany, lecz 33. miejsce to nie szczyt jego marzeń. W Ga-Pa będzie chciał potwierdzić, że to był jedynie wypadek przy pracy.

4. Jakub Wolny

Jego ostatnie występy nie napawały optymizmem. Zaledwie trzy konkursy tego sezonu zakończone w punktach, dwukrotnie poza „50” w Engelbergu. Pojawiły się głosy, czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby odpuszczenie przez „Szybkiego” wyjazdu do Niemiec celem spokojnego treningu. Trener Dolezal nie zmienił składu. 24-latek w kwalifikacjach spisał się całkiem nieźle – 135 metrów pozwoliło mu na zajęcie 21. lokaty. Niestety, niczym w sportach walki, nieraz mierzyć ze sobą muszą się przyjaciele. Tak było i tym razem, ponieważ czekała go rywalizacja ze Stefanem Hulą. Wolny oddał niezły konkursowy skok, który dałby mu przepustkę do finałowej serii. No właśnie, dałby. Zamiast Q, po paru minutach przy nazwisku Polaka pojawiło się DSQ. Gdyby zawodnik z Wilkowic miał nieco więcej szczęścia, uplasowałby się w „30”, zachowując szansę na niezłe miejsce w końcowej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni. Gdyby ustawił się podczas kontroli sprzętu nieco inaczej, być może przeszedłby ją pomyślnie. Niestety, urządzenia pomiarowe wykazały, że nogawka najmłodszego członka kadry A była zbyt luźna. – Wszyscy mają takie kombinezony. Dyskwalifikacja? Głupia sytuacja – powiedział tuż po zdarzeniu. Jak śpiewał Kazik – gdyby to najczęstsze słowo polskie. Jakubie, życzę Ci, byś już więcej nie musiał gdybać. Przynajmniej w najbliższym czasie. 

3. Kamil Stoch

Przed rywalizacją u podnóża Alp Algawskich media typowały do walki o zwycięstwo w niemiecko-austriackich zmaganiach czterech gigantów. Rywalizacja o Złotego Orła miała się rozstrzygnąć pomiędzy Ryoyu Kobayashim, Stefanem Kraftem, Karlem Geigerem i Kamilem Stochem. Niestety, w tym momencie wydaje się, że ostatni z tego grona nie ma już większych szans na końcowy triumf. Strata ponad 40 punktów do będącego w niesamowitym gazie Kobayashiego wydaje się nie do odrobienia. U Kamila jeszcze w sobotnich treningach wszystko wyglądało jak należy, nawet niedzielna seria próbna pokazała, że przy równych warunkach jest w stanie namieszać w czołówce. O ile w pierwszej rundzie nie sprzyjały warunki (Stoch otrzymał najwyższy bonus za wiatr – 9,9 p – przyp. red.), o tyle w drugiej, pomimo niezłej odległości, ewidentnie zabrakło „tego czegoś”. – Nie zawsze dostaje się wszystko, co się chce – słyszeliśmy z ust naszego mistrza tuż po zmaganiach. Wyglądało to tak, jakby „rakieta z Zębu” korzystała z nieco gorszej mieszanki paliwowej. Przekonaliśmy się już jednak niejednokrotnie, że może odpalić w każdym momencie.

2. Daniel-Andre Tande

Najjaśniej błyszcząca gwiazda początku sezonu zaczyna powoli niknąć. Tande niespodziewanie triumfował w Wiśle i Ruce, wysuwając się na szczyt klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. I wtedy stało się coś niespodziewanego. Niefortunne zdarzenie, w wyniku którego o mało co nie opuścił zawodów w Klingenthal, zupełnie wybiło go z rytmu. Przypomnijmy – Norweg przed oddaniem pierwszego treningowego skoku został przypadkowo uderzony nartą w kostkę. Staw spuchł, lecz 25-latek nie poddał się, ostatecznie biorąc udział w zmaganiach indywidualnych. Od wtedy jest jednak cieniem samego siebie. Wyniki przed Turniejem Czterech Skoczni? 18., 33. i 58. miejsce. Norweg podobną mizerię pokazał na Audi Arenie, gdzie startując z numerem 46 zajął niewiele lepszą niż w kwalifikacjach, bo 43. pozycję. Podopiecznego trenera Stoeckla w ostatnim czasie nie omijają problemy. W obecnej sytuacji ciężko będzie mu o spokojny trening, wszak do 6 stycznia skoczkowie mają już zaplanowany harmonogram. Sam nie ukrywa frustracji. - Po mojej kontuzji powróciłem do świetnej formy. Nagle przydarzył się jeden błąd i wszystko zaczęło się znów sypać - powiedział po konkursie. Czy Tande zdoła poskładać elementy układanki już w Garmisch-Partenkirchen? Gdybym miał postawić pieniądze na to, że aktualny mistrz świata w lotach nagle zacznie odlatywać, na pewno nie byłaby to spora suma.

1. Richard Freitag

Ciężko uwierzyć, że skoczek walczący o Kryształową Kulę w 2018 roku tak obniżył loty. Wydaje się, że punktem zwrotnym w karierze Freitaga był Turniej Czterech Skoczni, który odbył się dwa lata temu. Wówczas, Niemiec, znajdujący się od początku sezonu w ścisłej czołówce był jednym z głównych faworytów do zgarnięcia Złotego Orła. Wszystko układało się idealnie… Aż nadszedł feralny konkurs na Bergisel w Innsbrucku. Upadek przekreślił jego szansę na triumf w Vierschanzentournee. Skoczek z Erlabrunn od tamtego czasu zdołał jedynie raz wskoczyć indywidualnie na podium. Ubiegłą zimę zakończył na 21. miejscu w klasyfikacji generalnej PŚ, a podczas aktualnej spisuje się z konkursu na konkurs coraz gorzej. Niemiecko-austriackie zmagania miały być dla niego przełomowe. I owszem, są – sympatyczny Niemiec pierwszy raz w historii swoich startów nie przebrnął kwalifikacji do turniejowego konkursu, pogrążając się jeszcze bardziej. Nawet zmiana wizerunku w postaci zgolenia szelmowskiego wąsika nie pomogła. Keiichi Sato, Mathis Contamine, Filip Sakala czy Sabirżan Muminow – ci skoczkowie mogą dopisać do swojego CV osiągnięcie pod tytułem „pokonałem wicemistrza olimpijskiego, mistrza świata i medalistę MŚ w lotach”. Drugiego takiego wpisu w ciągu najbliższych dni nie dostaną, bo utytułowany skoczek został wycofany z Turnieju przez trenera Horngachera. Czy to pomoże mu w odnalezieniu rozwiązania, które pozwoli mu powrócić do dawnej dyspozycji?

 

Wzloty:

5. Siergiej Tkaczenko

Lider Kazachów przełamuje coraz więcej barier. Zeszłej zimy jako pierwszy w historii swojego kraju zdobył indywidualny medal młodzieżowej imprezy mistrzowskiej, stając na najniższym stopniu podium MŚJ. Wielu zastanawiało się, czy zawodnik pochodzący z Ridder będzie w stanie przechodzić regularnie kwalifikacje w PŚ, a ta sztuka zaczyna mu wychodzić coraz lepiej. Jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie 14 konkursów, Tkaczenko nie zdołał wejść do najlepszej „50” zaledwie czterokrotnie. Tuż przed świętami zdobył upragnione, pierwsze w karierze punkty, plasując się w nieco szalonym konkursie w Engelbergu na 24. lokacie. Wracając do rywalizacji podczas pierwszego konkursu 68. TCS - kto wie, jak potoczyłby się jego los, gdyby trafił na rywala nieco słabszego niż Simon Ammann? Chociaż… Przegrać z kimś pokroju Simiego, to jak wygrać. A odnoszę wrażenie, że Sierioża już niedługo z takich pojedynków będzie wychodzić zwycięsko – w końcu ma dopiero 20 lat. Cała kariera przed nim.

4. Luca Roth

Ci mniej zagorzali fani skoków mogą tego nazwiska nie kojarzyć wcale. Znany przez niewielu reprezentant gospodarzy postanowił sprawić psikusa. Pokonał w bezpośredniej walce bardziej doświadczonego Anntiego Aalto z Finlandii, plasując się ostatecznie na 27. miejscu. Lecz czy to aby na pewno niespodzianka? Już kilka lat temu Roth jawił się jako objawienie niemieckich skoków, o czym wspominaliśmy na łamach naszego portalu tutaj. Sportowiec pochodzący z Badenii-Wirtembergii mozolnie wspinał się po szczeblach drabiny prowadzącej do Pucharu Świata. Po raz pierwszy w Pucharze Kontynentalnym zapunktował latem 2017 roku. Miniony sezon igelitowy było dla niego jeszcze bardziej udany, bo dwukrotnie otarł się w LPK o podium. Dobre wyniki w tegorocznych zimowych zmaganiach „drugiej ligi” pozwoliły mu się znaleźć w grupie krajowej na TCS. Młodzian wykorzystał tę okazję idealnie, a mając na uwadze fakt, że niemiecka kadra przypomina w tym momencie szpital, zdaje się, że Roth może otrzymać od trenera Horngachera jeszcze niejedną szansę.

3. Simon Ammann

Jeśli już wspomnieliśmy o czterokrotnym mistrzu olimpijskim, to nie sposób pominąć go w tym zestawieniu. Skoczek, który tak naprawdę już nic nie musi, nadal walczy. I to skutecznie. 16. pozycja w niedzielnych zawodach przy całkiem niezłych notach za styl (odpowiednio – 54 w pierwszej i 53,5 punktu w drugiej serii) świadczą, że 38-latek broni póki co składać nie zamierza. Zresztą, niemal przez cały sezon prezentuje stabilną dyspozycję. Co prawda to nie forma, która pozwala rywalizować o miejsca w ścisłej czołówce, lecz nie wolno zapominać, że podczas Turnieju Czterech Skoczni liczy się osiem równych skoków. Grosz do grosza, a będzie kokosza. Szwajcara stać na wskoczenie do czołowej dziesiątki cyklu. Obyśmy mogli oglądać go na skoczniach całego świata jak najdłużej, bo chyba nie ma nikogo, kto cieszyłby się niemal z każdej próby tak ekspresyjnie, jak on.

2. Dawid Kubacki

Kubacki wszedł w ten sezon spokojnie. Do momentu wyjazdu do Szwajcarii wszystko układało się bardzo korzystnie, lecz nasz mistrz świata na Gross-Titlis-Schanze zaprezentował się mizernie, wywożąc stamtąd zaledwie 9 punktów. Słaby występ w Engelbergu spowodował, iż mało kto brał pod uwagę Dawida jako kogoś, kto może zawojować w Niemczech i Austrii. To była woda na młyn dla skoczka z Szaflar. Presja została zdjęta, a on niespodziewanie odfrunął. Pokonać zdołali go jedynie Kobayashi i Geiger, którzy tej zimy nie wypadli jeszcze z czołowej siódemki w zmaganiach indywidualnych. Trzecie miejsce w całym konkursie, najlepszy skok drugiej serii – stary, dobry Mustaf powrócił. Z pewnością ten wynik go uskrzydli i w pozostałej części Turnieju powalczy o coś więcej niż tylko o powtórzenie rezultatu z Schattenbergschanze.

1. Ryoyu Kobayashi

Nie brakowało głosów, iż dominator ubiegłego sezonu nie będzie w stanie powtórzyć wyczynu sprzed roku. „Kiedyś musi się skończyć”. „Nie wytrzyma presji”. „Jest nierówny”. A on udowodnił wszystkim, że się mylili. Być może początek zimy nie był w jego wykonaniu błyskotliwy, lecz Japończyk prezentował się nader stabilnie. 4., 6., 6., 3. – to jego lokaty w czterech pierwszych konkursach indywidualnych. W Klingenthal powrócił na zwycięski szlak, triumfował także na Wielkiej Titlis w Engelbergu. Wczoraj pokonał rywali ponownie. Jeszcze lepiej wygląda bilans, jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie zmagania w ramach TCS. Oberstdorf, Ga-Pa, Innsbruck, Bischofshofen. I znowu Oberstdorf, gdzie skoczył tak jakby od niechcenia, po raz kolejny odlatując rywalom. Zdołałby triumfować nawet bez pomocy sędziów, którzy zdecydowanie zawyżyli noty za jego lądowanie w pierwszej serii. Ale czy w ostatecznym rozrachunku kogokolwiek to interesuje? Istotne jest to, że protokół „Wielki Szlem 2.0” został odpalony. Smok z Hachimantai powrócił.

Podsumowując dodam, że ranking jest absolutnie subiektywny. Być może pominąłem niektórych ze ścisłej czołówki czy tych, którzy zaprezentowali się poniżej wszelkiej krytyki. Zapraszam do sekcji komentarzy – tam możecie przedstawić własne piątki, które zaskoczyły was pozytywnie i negatywnie. Do cyklu powrócimy po noworocznych zawodach w Garmisch-Partenkirchen. Oby wówczas po jasnej stronie mocy znalazło się więcej polskich nazwisk…