Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Pięciu z sześciu, czyli podsumowanie kwalifikacji na Bergisel w wykonaniu Polaków

Podobnie jak w Garmisch-Partenkirchen, awans do konkursu na Bergisel w Innsbrucku wywalczyło pięciu spośród sześciu członków polskiej kadry narodowej A. Na turniejowe przełamanie nadal czeka Jakub Wolny, który po raz ostatni punkty Pucharu Świata zdobył 15 grudnia w Klingenthal. Jak Biało-Czerwoni skomentowali piątkowe próby?


Dawid Kubacki (6. miejsce w kwalifikacjach; pojedynek z Danielem Huberem):

- Zamierzam spokojnie podejść do sobotniego konkursu i robić swoje. To dla mnie najważniejsze, bo nie muszę nikomu niczego udowadniać.

- Za mną dzień pełen spokoju, ale i wytężonej pracy. Skoki treningowe były porządne, z kolei kwalifikacyjny nieco lepszy. Mam świadomość, że to nie jest szczyt moich umiejętności, więc w sobotę czeka mnie wytężona praca. Mam wrażenie, że piątkowe próby mogły być lepsze, ale muszę to przeanalizować z trenerem. Sam tego nie wywróżę. To nie jest tak, że sam wiem wszystko. Gdyby tak było, na co byłby mi szkoleniowiec?

- Nie muszę dogadywać się z Bergisel. Dogadywałem się z nią wielokrotnie, bo skaczemy tutaj nie tylko na zawodach, ale i trenujemy podczas zgrupowań. To skocznia jak każda inna. Będzie leciało jak na każdej innej, jeśli dobrze wykonam swoją robotę.

Piotr Żyła (9. miejsce w kwalifikacjach; pojedynek z Sondre Ringenem):

- Bardzo fajnie mi się skoczyło, więc jestem zadowolony z kwalifikacji. To był dobry dzień ze skokami na solidnym poziomie. W kwalifikacjach nieco pomogły mi warunki, bo czułem wiatr pod nartami. Czerpałem z tego lotu dużo przyjemności. Dawno mi się tak fajnie wszystko nie zgrało - mówi wiślanin o 131-metrowej próbie.

- Na progu wyglądało to wszystko należycie. Być może mogłem przyłożyć jeszcze bardziej końcówkę i ładniej wylądować. Skupiałem się na telemarku, ale nie wyszło. Spadłem z dość wysoka i narty mi się nieco rozjechały, ale nie jest to duży problem. I tak jestem usatysfakcjonowany z tego, co jest. 

- Ze zdrowiem coraz lepiej. Mam katar, ale jest w porządku. Wiadomo, że nieleczony katar trwa tydzień, a leczony siedem dni. Albo na opak <śmiech>...

- Nie zerkam na klasyfikacje. Chcę realizować swoje założenie na ten turniej, czyli pokazać to, na co mnie stać. Zamierzam dać z siebie maksimum i cieszyć się z rywalizacji.

Kamil Stoch (18. miejsce w kwalifikacjach; pojedynek z Gregorem Schlierenzauerem):

- Bardzo lubię tu być i skakać. Szkoda, że nie przyjechałem do Innsbrucku z taką dyspozycją, jaką bym chciał. Mam na myśli dobre i solidne skoki. Więcej jest szukania czegoś, czego mi brakuje, a co mnie troszkę denerwuje. Trzeba siąść na spokojnie… - relacjonuje 32-latek.

- Wydaje mi się, że w piątek było poprawnie technicznie, ale gorzej z odległością. Skok kwalifikacyjny wyglądał solidnie. Z technicznego punktu widzenia, z mojej perspektywy, był najlepiej wykonany. Zabrakło dobrej energii i odejścia z progu. Przez to straciłem w locie na dynamice - dodaje dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli.

- Stykanie się moich nart za progiem to pewien standard, ale czasami za mocno uderzają o siebie.  Wtedy trudno mi to skorygować w locie, ale dziś było w porządku i nie miałem z tym większych problemów.

- Pojedynek z Gregorem Schlierenzauerem? Żaden pojedynek. Każdy z nas zrobi tyle, ile umie. Mam nadzieję, że obaj wejdziemy do finału.

Maciej Kot (39. miejsce w kwalifikacjach; pojedynek z Markusem Eisenbichlerem):

- Dziś, niestety, było stabilnie. Pocieszające jest to, że zacząłem z niezłego poziomu po Garmisch-Partenkirchen. Nie było znowu problemu z pierwszym skokiem, który był bardzo nieudany, po czym następowała potrzeba budowania czegoś.

- Niestety, na tym poziomie to zostało. Zabrakło kolejnego kroku naprzód i wymiernego efektu. Czucie na skoczni miałem naprawdę fajne, bardzo szybko zaadaptowałem się do obiektu, ale zabrakło potwierdzenia tego.

- Zawsze jest szansa na poprawę. W systemie KO nie będzie łatwo, ale to specyficzna skocznia, na której wszystko jest możliwe. Jutro ma pojawić się wiatr, przy czym każdy scenariusz jest możliwy. Bywało tak, że awans do finału dawały 100-metrowe próby, ponieważ obaj zawodnicy w parze mieli złe warunki. To dla mnie na tyle dobry obiekt, że drobne zmiany mogą spowodować duży przeskok na liście wyników.

Stefan Hula (47. miejsce w kwalifikacjach; pojedynek z Philippem Aschenwaldem):

- To był trudny dzień. Towarzyszyło mi dziwne uczucie wylatywania z progu bez nart. Coś nie grało. Najlepszy był drugi skok treningowy.

- W kwalifikacjach chciałem dać z siebie wszystko, zaryzykować, ale znowu coś nie zagrało. Wyleciałem nie czując nart i w powietrzu była męczarnia, zamiast przyjemności. Mam nadzieję, że w konkursie będzie lepiej.

- Będę musiał zmienić czucie na sobotę, aby próg oddawał mi energię i poczucie spokojnego lotu. Taki jest mój cel na jutro, a wtedy będzie dobrze.

Jakub Wolny (56. miejsce w kwalifikacjach; bez awansu do zawodów):

- Jestem zły. Nie wiem, co mam powiedzieć... Jestem zły na siebie, bo nie po to człowiek przygotowuje się do sezonu, tak bardzo się temu poświęca, żeb była taka kicha... - mówi 24-latek.

- Próbowaliśmy dziś kilku rzeczy, ale żadna z nich nie zafunkcjonowała. Nie dostrzegam plusów w dzisiejszym dniu. W kwalifikacjach wydawało mi się, że polecę dalej, ale... szybko siadłem - kontynuuje mieszkaniec Wilkowic.

- Wydawało mi się, że próg oddał mi energię z odbicia, ale wyszło słabo. To dla mnie przykre, bo staram się i robię wszystko, co w mojej mocy, a nie wychodzi. Może miałem za dużo pomysłów? Wiedziałem, co chcę zrobić, ale nie potrafiłem tego wykonać - dodaje Wolny.

Korespondencja z Innsbrucku, Dominik Formela