Strona główna • Historia Skoków Narciarskich

Faszystowskie Włochy, wielka skocznia i "Recordo Mondiale" Bronisława Czecha

Predazzo, dokąd już w najbliższy weekend przenosi się karuzela Pucharu Świata to kawał historii włoskich i... polskich skoków. Miasto położone w prowincji Trydent trzykrotnie gościło mistrzostwa świata w klasycznej odmianie narciarstwa, wielokrotnie zawody Pucharu Świata, a Polakom nasuwa oczywiste skojarzenia związane z licznymi sukcesami naszych fruwających sportowców. Zanim jednak przeniesiemy się do malowniczej Doliny Płomieni, proponujemy rzut oka w przeszłość na inną włoską skocznię. Dziś niesłusznie zapomnianą, ale dla włoskich skoków posiadającą status legendarnej.


Mussolini i sport

W przedwojennych, faszystowskich Włoszech sport, jak każda inna dziedzina życia, został wprzęgnięty w służbę reżimowi. Najważniejszą rolę odgrywał, rzecz jasna, futbol. Na Półwyspie Apenińskim zorganizowano w 1934 roku drugie Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej wygrane zresztą przez gospodarzy (co jakiś czas pojawiają się teorie, że turniej był ustawiony, wciąż brakuje jednak na to twardych dowodów). Duży prestiż zyskuje wówczas wyścig kolarski Giro d'Italia, ogromną popularnością cieszą się widowiskowe wyścigi samochodowe dookoła kraju – Nuvolariego i Mille Miglia. Z Letnich Igrzysk Olimpijskich Włosi przywożą worki medali, plasując się w czołówce klasyfikacji medalowej. Dyktator Benito Mussolini stawia też na narciarstwo. Wiele potencjalnych frontów przyszłej, ewentualnej wtedy jeszcze, wojny znajdowało się w terenach górskich. Jako że włoska doktryna wojenna początkowo zakładała tylko wojnę obronną, sprawne poruszanie się na dwóch deskach mogło okazać się kluczowe podczas górskich batalii. Ogromne propagandowe znaczenie miało mieć postawienie olbrzymiej jak na tamte czasy skoczni narciarskiej. Dyscyplina ta raczej nie mogła być włoskiemu wodzowi nieznana. W archiwach zachowała się fotografia z 7 marca 1929 roku, na której 11-letni wówczas syn Mussoliniego, Bruno, oddaje skok na malutkiej skoczni w miejscowości Limone Piemonte podczas zawodów opisanych jako Mistrzostwa MVSN. Swoją drogą "latanie" na nartach nie zaspokoiło jego głodu przestrzeni. W 1935 roku jako 17-latek został najmłodszym pilotem we Włoszech, sześć lat później zginął w wypadku lotniczym... Przechodząc do meritum – w 1929 roku gotowa była jedna z największych wówczas skoczni na świecie – Trampolino del Littorio w Ponte di Legno.

Z przytupem i pompą

Ponte di Legno zostało w 1912 roku nazwane, przez powstały rok wcześniej miejscowy Touring Club, pierwszym prawdziwym włoskim ośrodkiem narciarskim. Skocznię zbudowano na wysokości 1258 m n.p.m. w dolinie Valcamonica. Była w całości naturalna. Różnica poziomów między szczytem najazdu a końcem zeskoku wynosiła 120 metrów. Zgodnie z oczekiwaniami przyniosła małej miejscowości międzynarodowy rozgłos. Oficjalne otwarcie połączone z międzynarodowym konkursem skoków odbyło się w 24 lutego 1929 roku. Uczestniczyła w nim córka dyktatora, Edda Mussolini, która została matką chrzestną obiektu. Pierwszym zawodom towarzyszyła niezwykle pompatyczna atmosfera, trybuny zostały wypełnione przez 20 000 widzów, a w celu zwiększenia prestiżu zmagań postarano się o wysokie nagrody dla najlepszych i najodważniejszych. Sponsorem wydarzenia zostały duże włoskie firmy i organizacje paramilitarne. Najdłuższy skok dnia oddał Włoch Vitale Venzi, olimpijczyck z Sankt Moritz z 1928 roku i dwukrotny uczestnik mistrzostw świata, który największy międzynarodowy sukces odniósł podczas czempionatu w Cortinie d'Ampezzo. Zakończył tam rywalizację na szóstej pozycji, niemal do końca zachowując szanse na medal. Jego odległość z inauguracyjnego konkursu w Ponte di Legno nie była oszałamiająca. Venzi uzyskał 65 metrów. W kolejnych latach skakano tam już jednak znacznie dalej. Celem dla opiekunów skoczni z czasem stało się ustanowienie rekordu świata. Należy pamiętać, że początkiem lat 30. zapanowała prawdziwa mania bicia światowego rekordu w długości skoku. Najpierw w 1930 roku w szwajcarskiej Pontresinie Austriak Adolph Badrutt uzyskał 75 metrów i tym samym pobił o dwa metry rekord należący od pięciu lat do Amerykanina Nelsa Nelsena. Następnie już w 1931 roku w norweskim Odnes na odległość 76,5 m. pofrunął Birger Ruud. Niedługo potem jego rodak, Alf Engen, w Salt Lake City o pół metra poprawił ten wynik.

Recordo Mondiale

O słynnym pojedynku o rekord świata, jaki w 1935 roku na Velikance w Planicy stoczył Stanisław Marusarz z Norwegiem Raidarem Andersenem słyszał niemal każdy kibic skoków. Nie każdy jednak wie, że rekord globu mógł paść łupem któregoś z polskich skoczków już kilka lat wcześniej. W 1931 roku do Polskiego Związku Narciarskiego wpłynęło zaproszenie do wzięcia udziału w dużych międzynarodowych zawodach w Ponte di Legno. Na Półwysep Apeniński wybrało się trzech naszych zawodników: Stanisław Marusarz, Bronisław Czech i Karol Szostak. Cała wyprawa została przez PZN nie tyle zorganizowana, co zaimprowizowana. Ekipa w daleką podróż wyruszyła pociągiem, jadąc dwa dni w wagonach trzeciej klasy z dwoma przesiadkami, a dotarła na miejsce później niż pozostałe reprezentacje. Mimo tych niedogodności cała trójka spisała się w mocno obsadzonych zawodach, obserwowanych przez 10-tysięczną publiczność, bardzo dobrze. Czech zajął drugie miejsce, Marusarz czwarte, a Szostak siódme. Gdy oficjalne zawody dobiegły końca, gospodarze nie ukrywali rozczarowania, że na ich dużej, pięknej skoczni nie padł rekord świata, na który ostrzyli sobie zęby. "Była to największa skocznia, jaką dotychczas widziałem" – pisał potem Marusarz w swoich wspomnieniach. Jej rekord wynosił 74 metry. Po zakończeniu zawodów Czech i Marusarz zgłosili chęć walki o nowy rekord. Skocznia z uwagi na niekorzystne warunki nie była perfekcyjnie przygotowana i nikt z pozostałych uczestników zawodów nie przystąpił do batalii o najlepszy w historii wynik. Jako pierwszy ruszył Czech i kapitalny lot zakończył na 79 metrze. Zakończył niestety upadkiem już po wylądowaniu, wskutek którego stracił przytomność i doznał pęknięcia torebki stawu skokowego. Włosi koniecznie chcieli nadać wyczynowi Czecha miano rekordu świata, argumentując, że zakopiańczyk wylądował poprawnie, a upadek przydarzył mu się na odjeździe. Polakowi wręczono puchar z napisem Recordo Mondiale. Biorąc pod uwagę ogólnie przyjęte kryteria, skok nie mógł jednak zostać uznany za rekord. Chwilę po upadku Czecha w dół skoczni ruszył Marusarz. Uzyskał 74 metry, niestety również upadł przy lądowaniu, na szczęście nie odniósł żadnych obrażeń. Nie pozwolono mu już jednak na oddanie kolejnych prób i walkę o rekord, choć zakopiańczyk miał na to wyraźną ochotę. Na wieczornym rozdaniu nagród organizatorzy mieli zamiar wręczyć Czechowi czek na 15 tysięcy lirów za pobicie rekordu skoczni i, według nich, świata, ale polski skoczek honorowo go nie przyjął.

Dalsze losy

Cztery lata później Włosi doczekali się rekordu świata w Ponte di Legno. 17 marca 1935 roku, dwa dni po wspomnianej na wstępie batalii Marusarza z Andersenem na Velikance, Szwajcar Fritz Keinersdorfer uzyskał tam odległość 99,5 m.  Tego samego dnia Norweg Olav Ulland skoczył 103,5 m, ale upadł podczas lądowania. W 1936 roku włoski skoczek Bruno da Col, dwukrotny olimpijczyk, jako pierwszy oddał na tej skoczni ustany skok powyżej setnego metra, lądując pół metra dalej od magicznej wtedy granicy. Za swój wyczyn otrzymał złoty medal od samego duce Mussoliniego. Po wojnie skocznia została przebudowana i przemianowana na Gigante Corno d'Aola, a cały kompleks rozbudowany o dwie mniejsze skocznie. Jedna z nich, jako pierwsza we Włoszech, otrzymała nawet igelit. Pomimo modernizacji i powiększenia włoski niedoszły mamut pozostał jednak daleko w tyle za innymi ośrodkami, które za cel postawiły sobie śrubowanie rekordu świata. Poza tym zainteresowanie skokami na Półwyspie Apenińskim z każdym rokiem mocno spadało, co finalnie przełożyło się na zakończenie żywota skoczni w 1966 roku. Najdłuższy oddany na niej skok miał wynosić 114 metrów, podczas gdy w latach 60. na mamucich skoczniach przekraczano już 140 metr. W 2011 roku, podczas obchodów stulecia miejscowego klubu, skocznia została odtworzona w pierwotnym kształcie. Grono wolonatariuszy z byłymi skoczkami na czele uwolniły zawłaszczone i zahibernowane przez naturę miejsce po skoczni. Uroczystości towarzyszyły iluminacje i pokazy laserowe, a na dużym telebimie wyświetlano filmy dokumentujące historię Gigante Corno d'Aola.

Opracowano na podstawie:

Alfons Filar: "Laury na śniegu"

Stanisław Marusarz: "Na skoczniach Polski i świata"

Terrazzani-zoanno.org

Ilgiorno.it

Wojna-mussoliniego.pl

Źródła własne