Strona główna • Puchar Świata

Skoczkowie komentują sytuację w Norwegii. "Decyzja o kontynuowaniu zawodów nie należy do nas"

Na skoczniach w Norwegii wprowadzono szczególne środki ostrożności. Między innymi ograniczono liczbę osób, które mogą przebywać na ich terenie, nie ma mowy o żadnych konferencjach prasowych z zawodnikami. Kibice nie będą wpuszczani na skocznie aż do zakończenia sezonu. Pod znakiem zapytania nadal stoi organizacja mistrzostw świata w Planicy. Jak na obecną sytuację reagują skoczkowie z całego świata? Czy ich zdaniem jest się czego bać?


Napięcie związane z sytuacją zdrowotną na świecie odczuwalne jest również w świecie skoków narciarskich. Koronawirus postępuje już w prawie każdym europejskim państwie. Podczas turnieju Raw Air publiczność pojawiła się tylko pod skocznią w Lillehammer. Do końca sezonu zawodnicy będą rywalizować wyłącznie w obecności swoich drużyn i mediów.

- Nie stresuje mnie sama sytuacja, w której się znaleźliśmy. Uważam, że organizatorzy podjęli dobrą decyzję. Jeśli jesteś młody i zdrowy, tak jak jesteśmy my, skoczkowie, wątpię, żeby ryzyko zachorowania było duże. Dlatego się nie boję - kometuje Andreas Schuler. - Turniej odbywa się bez kibiców, co jest najbardziej bezpieczną opcją w tym momencie. Nie mamy żadnych potwierdzonych informacji o tym, że w ekipie Raw Air jest ktoś zarażony. Moim zdaniem jesteśmy tutaj dobrze chronieni. Staramy się zachować bezpieczeństwo, najlepiej jak potrafimy.

Czy zawodnicy upewniają się, czy ich rodziny są bezpieczne? - Zawsze mam kontakt z rodziną. Na całe szczęście w regionie, w którym żyję, nie ma wysokiego niebezpieczeństwa. Sytuacja na pewno wygląda lepiej niż we Włoszech - kończy reprezentant Szwajcarii.

Podobnie zdanie w tej kwestii ma Severin Freund. - Koronawirus jest już wszędzie, nie tylko w Norwegii. Podobno osoby, które nie chorują na nic poważnego, nie przechodzą zarażenia aż tak źle. Mam nadzieję, że uda mi się pozostać zdrowym przynajmniej do końca sezonu. Moim zdaniem w ciągu najbliższych paru lat większość z nas i tak zachoruje, ale nie będziemy mieli świadomości, że jest to koronawirus. Uważam, że turniej powinien być kontynuowany. Wśród nas nie ma przypadków zarażenia. Zostały nam ostatnie dni sezonu. Tak długo, jak nie jesteśmy w krytycznym momencie, powinniśmy kontynuować zawody. Możemy umrzeć nawet z powodu grypy. Życie w strachu nie jest dobrą opcją. Dzwonię często do rodziny, oczywiście, ale my zawsze dużo piszemy i rozmawiamy, kiedy wyjeżdżam. Podróżujemy po Europie już od początku informacji o obecności koronawirusa w Europie. Myślę, że teraz też uda nam się wrócić do domu. Musimy zachować spokój.

Decyzja o pozostaniu na zawodach nie leży jednak po stronie samych zawodników. - To oczywiste, że chcę skakać, ale jednocześnie muszę zaakceptować ustalenia innych. Te decyzje nie należą do mnie - mówi Mackenzie Boyd-Clowes.

- Nie jestem odpowiednią osobą, aby komentować, czy kontynuowanie turnieju jest dobrą opcją - stwierdził słoweński skoczek, Anze Semenic.

- Trudno mi odpowiedzieć, czy to dobra decyzja, że nadal bierzemy udział w konkursach. Na pewno ryzyko zakażenia jest duże, gdziekolwiek byśmy nie poszli. Nie chcę komentować tych uzgodnień. Tak długo, jak inni ludzie przekażą nam, że branie udział w zawodach jest dobrą decyzją, my musimy im zaufać. Dyskusje na ten temat nie odbywają się z nami - mówi Norweg, Johann Andre Forfang.

Korespondencja z Trondheim, Dominika Wierzba