Strona główna • Norweskie Skoki Narciarskie

Zaginione trofeum Lundby i widmo kryzysu w Norwegii

Wyrównanie wyczynu Adama Małysza i zdobycie trzeciej Kryształowej Kuli było głównym celem Maren Lundby na sezon 2019/20. Zadanie został zrealizowane, jednak zawodniczka do dziś nie doczekała się pucharu. Tymczasem przedstawiciele jej rodzimej federacji szykują się do działania w nowych realiach, które mogą okazać się  wyjątkowo bolesne pod kątem finansowym.


Norwegowie kalkulują, że skutki pandemii spowodują odchudzenie pierwotnie planowanego budżetu nawet o 30% - z 31 mln na 22 mln koron norweskich (NOK). Powodem tego stanu rzeczy są wielomilionowe straty poniesione pod koniec minionej zimy. Dodatkowym ciosem okazało się też nagłe zerwanie korzystnej finansowo współpracy z chińską federacją.

Jak opisywane straty mogą wpłynąć na zespół skoczków? Mniejszy budżet może spowodować rozwiązanie umów z wieloma członkami sztabu szkoleniowego, kadra A może zostać zmniejszona, a liczna kadra B rozwiązana. Trener męskiej reprezentacji Norwegii, Alexander Stoeckl, boi się możliwości podzielenia sytuacji Finlandii, gdzie przez lata cięć budżetowych doprowadzono do kryzysu kadry skoczków. 

- To trudna sytuacja. Nie znamy budżetu, którym będziemy dysponować podczas przygotowań do kolejnego sezonu - mówi austriacki szkoleniowiec na łamach dagbladet.no. - Dniami i nocami pracujemy nad rozwiązaniami, które pozwolą nam przetrwać na dobrym poziomie. To najbardziej wymagająca sytuacja w historii - dodaje Clas Brede Braathen, dyrektor reprezentacji.

Skandynawowie odczuwają niepokój w kontekście możliwego zamrożenia rozwoju technologicznego, który jest szalenie istotny w walce z takimi nacjami jak Niemcy, Austria czy Polska. Brak możliwości pracy w ojczyźnie może skłonić z kolei wielu norweskich szkoleniowców do podjęcia pracy w zagranicznych zespołach. Zdaniem dziennikarzy Dagbladet, Norwegowie składy swoich grup szkoleniowych mają ogłosić po 20 maja.

W tle szykowania kadr na sezon 2020/21 trwa rozwiązywanie niewyjaśnionych kwestii związanych z poprzednią zimą. Maren Lundby, która po raz trzeci z rzędu okazała się najlepsza w Pucharze Świata kobiet, dwa miesiące po przerwaniu rywalizacji nadal nie weszła w posiadanie Kryształowej Kuli.

Panie ostatni konkurs sezonu 2019/20 odbyły 10 marca w Lillehammer. Dzień później skoczyły jeszcze w ramach prologu w Trondheim, po czym musiał zaakceptować informację o końcu walki wynikającym z rozwijającej się pandemii koronawirusa. Po turnieju Raw Air najlepsze skoczkinie świata miały udać się do Rosji, gdzie zima miała zostać zwieńczona mini-cyklem Blue Bird. Do wręczenia nagrody miało dojść 20 marca w Czajkowskim. Niestety, zamiast hucznej ceremonii, Norweżka musiała zadowolić się gratulacjami od swoich oponentek w lobby hotelu w Trondheim.

- W zasadzie nie odczuwam, że coś wygrałam. Wszystko potoczyło się nietypowo. Po prostu wróciłam do domu w Lillehammer, nie czując emocji związanych z sukcesem, jak jest to podczas ceremonii. Niemniej, nie mogę doczekać się momentu umieszczenia trzeciej kuli obok dwóch pierwszych - czytamy słowa Maren Lundby w rozmowie z dagbladet.no. Norweżka zachowuje jednak spokój w sprawie Kryształowej Kuli. - Nie martwię się. Wierzę, że osoby odpowiedzialne za to kontrolują sprawę.

Kryształowa Kula za triumf w Pucharze Świata kobiet 2019/20 prawdopodobnie była już w Rosji, gdzie czekała na swoją odbiorczynię. Czy Norweżka już celuje w wygranie tego cyklu po raz czwarty z rzędu? Priorytetem okazuje się inna impreza. - Najważniejsze będą mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym - podkreśla 25-latka. W Oberstdorfie panie po raz pierwszy w historii zmierzą się nie tylko na skoczni normalnej, ale i dużej. Skandynawka marzy o zgarnięciu złotego medalu na obu obiektach.