Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz wspomina koniec kariery: Miałem tego święcie dość, choć kochałem ten sport

- Zainteresowanie skokami może nie jest mniejsze niż za moich czasów, ale jest pewien problem - mówi Adam Małysz, który w środowy wieczór był gościem Tomasza Smokowskiego w programie Hejt Park na antenie Kanału Sportowego i WeszłoFM. Dyrektor-koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim (PZN) odniósł się również do spraw bieżących, które trapią kibiców tej dyscypliny w naszym kraju.


- Zima w ostatnich latach nie dopisuje, a konkursy często są przekładane i odwoływane, co ma niewątpliwy wpływ na popularność dyscypliny. Wielu ludzi zniechęciło się do skoków narciarskich po wprowadzeniu przeliczników za wiatr. Niejeden kibic nie do końca rozumie te przepisy. Oczywiście, po sukcesach naszych zawodników zainteresowanie wzrasta, bo tak działa patriotyzm i każdy chce utożsamiać się z sukcesem oraz polskimi zawodnikami. My, jako naród, potrzebujemy tego i wspieramy sportowców.

Doświadczona czołówka reprezentacji skłania do pytań dotyczących przyszłości skoków w Polsce. Czy fani tej dyscypliny nie powinni obawiać się podzielenia losów biegów narciarskich, gdzie po złotych latach Justyny Kowalczyk nastała pustka? - Trzeba wziąć pod uwagę, że może się tak wydarzyć, natomiast robimy wszystko, by do tego nie doszło. Kombinacja norweska niemal się rozpadła, co niektórzy przypisują mojej osobie. W skokach odnosimy sukcesy, natomiast kombinacja to skoki oraz biegi. To piękna, lecz bardzo trudna dyscyplina. W pewnym momencie zawodnicy wybierają, bo nie są w stanie biegać i skakać. Często decydują się na tę drugą ścieżkę, bądź kończą karierę. Nie da się nikogo zmusić do uprawiania dwuboju - mówi Adam Małysz w odpowiedzi na pytanie Tomasza Smokowskiego z Kanału Sportowego.

- W samych skokach też może pojawić się podobny problem. Mamy talenty, które próbują się przebić, ale nie udaje im się to. Dobrze, że wiekowi liderzy kadry nadal są w światowej czołówce, dzięki czemu młodzież ma od kogo czerpać wiedzę. Juniorzy rozwijają się do 21. roku życia, do kiedy zmieniają się parametry ich ciała. Tak było w przeszłości u Klemensa Murańki, który bardzo urósł w wieku nastoletnim. Wszystko się zmieniło, co jest bolesne dla skoczka narciarskiego. Mieliśmy wielu perspektywicznych skoczków, ale wielu z nich nie jest w stanie utrzymać poziomu z wieku juniorskiego, na co wpływa sporo czynników - dodaje czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli.

W minionych latach wielu skoczków postanowiło zakończyć karierę. Tak było choćby w przypadku przywołanych przez jednego z widzów Jana Ziobry i Dominika Kastelika. - Jan Ziobro był talentem, ale jednocześnie był bardzo trudnym zawodnikiem. W jego przypadku zawsze rodziły się jakieś problemy. Wychodził z założenia, że pewne rzeczy mu się należą i dążył do tego. Trenerzy nie mogli na to pozwolić, mając na uwadze całą grupę. Tu narodził się konflikt, którego na dłuższą metę nie dało się rozwiązać. Tydzień czy dwa było dobrze, po czym wszystko się sypało. My, jako Polski Związek Narciarski, nie byliśmy w stanie powstrzymać jego końca kariery. Dominik Kastelik również był bardzo dużym talentem, ale to wszystko go przerosło. Pewne rzeczy, które robił, były bardzo szkodliwe. Dla niego i grupy, co uświadomił sobie na pewnym etapie. Po wyciągnięciu w jego kierunku pomocnej dłoni, szybko wracało zakorzenione w nim zło. Nie był w stanie się od tego uwolnić, nie dało się z nim dogadać. Po odsunięciu od kadry poddał się. 

Niejeden polski skoczek łączy treningi z pracą. Czy istnieje rozwiązanie mogące pomóc tej grupie zawodników, która aspiruje do wskoczenia na wyższy poziom? Adam Małysz podczas Hejt Parku odniósł się do styczniowej burzy mózgów, która miała miejsce w Zakopanem. - Doszliśmy do porozumienia z premierem oraz minister sportu, aby wiosną odbyć na ten temat rozmowę w Warszawie. To jest problem, jednak pandemia powstrzymała nasze plany i postawiła znak zapytania przy budżecie związkowym na kolejny sezon. Lepszym systemem od stypendiów byłoby stworzenie programu podobnego do funkcjonującego w Niemczech czy Austrii, gdzie skoczkowie należą do klubów policyjnych, wojskowych czy celnych. Zawodnicy mogą przechodzić szkolenia poza sezonem, bądź pracować w tym zawodzie, a do tego mieć zapewnioną pensję. Będziemy próbowali wdrożyć to w Polsce.

Adam Małysz pożegnalny skok oddał w marcu 2011 roku. Czy przez kolejne lata nie pojawiały się myśli o powrocie na rozbieg? - Do zakończenia kariery przygotowywałem się dwa lata, natomiast pomogła mi pasja motoryzacyjna. Podszedłem do niej bardzo profesjonalnie i chciałem osiągać tam sukcesy. Jako sportowiec wiedziałem, że będzie to bardzo trudne. Rajdy pomogły mi jednak odciągnąć myśli od skoków. Wielu zawodników biło się z myślami i wracało, popełniając błąd. Uważam, że rok przerwy to koniec dla skoczka. Nie było chyba w skokach przypadku, aby ktoś po roku przerwy - niezwiązanym z kontuzją - wrócił na swój poziom, ponieważ świat idzie do przodu. Ja potrzebowałem zdystansować się od skoków, które uprawiałem przez 27 lat. Czasami miałem tego święcie dość, choć kochałem ten sport. Byłem zmęczony ciężkim treningiem, serią wyrzeczeń oraz dietą. Psychika odgrywa bardzo dużą rolę w sporcie, a na skoczni coraz częściej coś mnie męczyło, a jeśli nie mogłem sobie z tym poradzić, wówczas dobijało. Młodzi radzili sobie lepiej z pewnymi zmianami na skoczni. Rajdy nauczyły mnie radzenia sobie samemu w pewnych sytuacjach. W skokach wiele rzeczy jest podanych na dłoni, czego mogą pozazdrościć przedstawiciele innych dyscyplin. Nigdy nie żałowałem decyzji o zakończeniu kariery - przyznał czterokrotny mistrz świata w trakcie środowego spotkania z widzami Kanału Sportowego i słuchaczami WeszłoFM.

Kliknij, aby obejrzeć Hejt Park z udziałem Adama Małysza >>>