Strona główna • Niemieckie Skoki Narciarskie

Jasny plan Stefana Horngachera: "Startujemy wszędzie" [wywiad]

O formie niemieckich skoczków przed zbliżającym się sezonem zimowym wiemy wyjątkowo mało. Czołowi podopieczni Stefana Horngachera odpuścili rywalizację w Letnim Grand Prix w Wiśle, nie spotykali się również z zagranicznymi zespołami podczas zgrupowań. Serwisowi Skijumping.pl były szkoleniowiec polskich skoczków opowiedział o treningach swoich podopiecznych oraz przewidywaniach dotyczących zbliżającej się zimy.

Skijumping.pl: Czy przygotowania niemieckiej kadry do zimy przebiegają bez zakłóceń?


Stefan Horngacher: - Jak na razie wszystkie przygotowania do sezonu realizujemy zgodnie z planem. Wszyscy zawodnicy są zdrowi, nie trapią nas kontuzje, a to najważniejsze. Trudno powiedzieć coś na temat poziomu samych skoków czy formy zawodników, ponieważ nie mieliśmy okazji porównać się z rywalami - ani na zawodach, ani na treningach.

Pandemia przysporzyła jakichś problemów?

Na samym początku mieliśmy trochę kłopotów organizacyjnych, bo nikt nie wiedział jak to wszystko się ułoży. Na jakich obiektach będzie można skakać? Ilu zawodników może uczestniczyć w treningu? Jednak już latem wszystko było w miarę normalne, więc można powiedzieć, że COVID-19 za mocno na nas nie wpłynął.

Tego lata było wyjątkowo cicho na temat niemieckiej drużyny. Czołowych zawodników zabrakło w Wiśle, a mistrzostwa Niemiec były rozgrywane bez udziału publiczności oraz mediów... Czy kryje się za tym jakaś tajemnica?

Oczywiście, to lato było "bardzo ciche", ale nic specjalnego za tym się nie kryje. Po prostu sytuacja epidemiologiczna spowodowała, że dziennikarze nie mogli przyjeżdżać na nasze zgrupowania. Z kolei na mistrzostwach Niemiec brak mediów wynikał z restrykcji nałożonych przez miasto Oberstdorf. Może dlatego było tak cicho na temat naszej drużyny, ale mi się to nawet podoba. Trenujemy normalnie i przygotowujemy się do zimy. Jesteśmy gotowi do startów i głodni pierwszych zawodów.

Odpuściliście zawody rangi Letniego Grand Prix i Pucharu Kontynentalnego w Wiśle. Skąd taka decyzja?

Początkowo planowaliśmy udział w zawodach pierwszym składem. Niestety, termin Wisły zbiegł się z planowanymi dużo wcześniej urlopami kadrowiczów. Niektórzy mieli już zarezerwowane loty oraz hotele, więc nie przyjechaliśmy na zawody w Polsce. 

Co ze Stephanem Leyhe? Wydawało się, że rehabilitacja przebiega zgodnie z planem, a nie zobaczymy go na skoczni tej zimy...

- Taka decyzja zapadła już na samym początku. Podobnie zrobiliśmy w przypadku Andreasa Wellingera oraz Davida Siegela. Chodzi o to, aby poczekać przynajmniej rok z powrotem na skocznię. Severin Freund wrócił za wcześnie i kontuzja się odnowiła. Nie chcemy powtórzyć tego błędu i ryzykować, że to się znów stanie. Dodatkowo zawodnik, który nie brał udziału we wszystkich przygotowaniach do sezonu, nie może skakać na najwyższym poziomie. Stephan Leyhe nie będzie brał więc udziału w zawodach tej zimy. Skupi się na dalszej rehabilitacji i spokojnych przygotowaniach, być może odda jakieś pojedyncze skoki w marcu, ale prawdziwy powrót nastąpi dopiero w sezonie olimpijskim.

Jak według Pana będzie wyglądała ta zima?

- Sądzę, że na chwilę obecną wszystko wygląda optymistycznie. Sandro Pertile, organizując loty czarterowe i współpracując blisko z lokalnymi komitetami organizacyjnymi, wykonał kawał dobrej roboty. Oczywiście, pandemia będzie miała pewien wpływ na przebieg zawodów, ale po kilku konkursach do tego przywykniemy i będziemy mogli w pełni skupić się na samej rywalizacji sportowej. Wszyscy muszą jednak przestrzegać ściśle zasad bezpieczeństwa, rygorów sanitarnych i regularnie przechodzić testy. Kiedy będziemy już wewnątrz tej "bańki" możemy liczyć na bezpieczne i dobre zawody Pucharu Świata.

Lecicie do Rosji w najmocniejszym składzie?

- Tak, planujemy udać się do Rosji z najlepszymi skoczkami. To chyba optymalna decyzja, ponieważ w Niżnym Tagile ryzyko zakażenia nie będzie za duże. Będziemy tam mieszkali odseparowani w jednym hotelu, praktycznie bez kontaktu z osobami spoza "bańki", więc nie jest to wielki problem. Dużo trudniejszym wyzwaniem będzie Turniej Czterech Skoczni, podczas którego każda ekipa mieszka w innym hotelu, dodatkowo są tam też przypadkowi goście, imprezy sylwestrowe. To stwarza dużo więcej szans na zakażenie. Ale Wisła pokazała już latem, że potrafi zorganizować bezpieczne zawody. Sądzę, że także Finlandia i Rosja nie będą problematyczne pod tym względem. Nasz plan jest jasny - startujemy  wszędzie, gdzie się da, bo nie wiadomo ile zawodów uda się w tym sezonie przeprowadzić.

Czy zawody bez kibiców to bardzo zła wiadomość dla skoków?

- To może być również szansa na pewnego rodzaju rozwój naszej dyscypliny, poprawę różnych kwestii. Przykładowo jest trochę pomysłów na uatrakcyjnienie relacji telewizyjnej. We wszystkim należy szukać też pozytywów i na nich trzeba się skupić. Być może uda się naszą dyscyplinę przy tej okazji jeszcze uatrakcyjnić. 

Kto jest najlepszy w niemieckiej drużynie na tym etapie przygotowań?

- Nie lubię mówić o konkretnych nazwiskach, bo mamy wielu faworytów w drużynie. Na początku sezonu zawsze jest dużo dyskusji w mediach na ten temat. Ja jestem po prostu zadowolony, że nie mamy problemów zdrowotnych, a poziom całej ekipy jest wysoki, jak na ten etap przygotowań, chociaż są jeszcze rezerwy. Dzięki drugoligowym występom Martina Hamanna, który obecnie skacze dobrze, mamy prawy wystawić siedmiu zawodników, ale nie chcę na nikogo konkretnie wskazywać przed sezonem.

A kto według Pana będzie najmocniejszy z innych drużyn?

- Naprawdę trudno mi cokolwiek powiedzieć, bo nie mamy kontaktu z innymi ekipami, nie wiemy jak się spisują. Raz spotkaliśmy się z Polakami w Villach, ale na samym początku przygotowań. Jestem jednak przekonany, że po raz kolejny zobaczymy podobne nazwiska zawodników walczących o czołowe lokaty w zawodach Pucharu Świata. Mam nadzieję, że w tym prestiżowym gronie znajdą się także niemieccy skoczkowie.

Jest Pan w kontakcie z kimś z Polski?

- Czasem jestem w kontakcie z Michalem Doležalem lub z Grzegorzem Sobczykiem, mamy też dużo wspólnych wideokonferencji z FIS. Ale też staram się nie narzucać, nie dopytywać co chwilę o ich aktualne poczynania. To nie jest w moim stylu, chcę dać im pracować w spokoju, a ja robię swoje. W końcu całą zimę i tak będziemy razem, będzie czas na rozmowy. 

Czuje się Pan trochę mentorem Michala Doležala? Przypatruje się Pan jego pracy i postawie polskiej drużyny?

- Patrzę oczywiście na postawę zawodników i drużyny, ale nie znam szczegółów dotyczących sposobów treningu orazprzygotowań. Każdy trener musi znaleźć swój własny styl prowadzenia drużyny i metody pracy. W zeszłym sezonie polska ekipa odniosła dużo sukcesów. Trenerzy wykonali dobrą robotę i myślę, że w tym będzie podobnie. Kamil Stoch jest wciąż mocny, także Dawid Kubacki pokazuje dobrą dyspozycję. Macie sporo klasowych zawodników. Michal to dobry trener, a cały polski sztab wykonuje świetną robotę, co pokazały wyniki zeszłej zimy. 

Gdy Dawid Kubacki sięgał po zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni, czuł Pan, że to częściowo też Pana sukces?

- Nie, nie myślałem o tym w ten sposób. Cieszyłem się z tego, że zrobił kolejny postęp minionej zimy i wygrał TCS, więc był to dla mnie też miły moment, ale to nie mój sukces, to sukces samego zawodnika. Wykonywałem swoją pracę, gdy prowadziłem polską drużynę. Robiłem to, co do mnie należało. 

Co sądzi Pan o stworzeniu w Polsce wielkiej kadry narodowej, bez podziału na grupy A i B?

- Trudno mi to komentować, zobaczymy efekty zimą i w najbliższej przyszłości. To decyzja Polskiego Związku Narciarskiego i nie chciałbym za bardzo na ten temat się wypowiadać.

Czy przeprowadzenie zawodów w Japonii i w Chinach może być problematyczne tej zimy? Sądzi Pan, że te konkursy mogą być zastąpione przez organizatorów z Europy?

- Dobrze byłoby, żeby te zawody udało się zorganizować w Azji. Szczególnie próba przedolimpijska jest istotna na rok przed planowanymi igrzyskami. Jeśli jednak będzie to niemożliwe, wówczas FIS z pewnością spróbuje zastąpić te zawody konkursami w innych krajach. Słyszałem, że Klingenthal jest gotowe na przyjęcie Pucharu Świata, ale zobaczymy. 

Spodziewa się Pan wielu nowinek technicznych tej zimy, jeśli chodzi o sprzęt?

Wprowadzono tylko dwa nowe przepisy na ten sezon. Jeden dotyczy kombinezonów, a drugi wkładek do butów. Nie spodziewam się ogromnych zmian. Skoki narciarskie z roku na rok się rozwijają, sprzęt również systematycznie ewoluuje. Postaramy się, aby drużyna niemiecka była jedną z tych, która również pokaże jakieś innowacje.

Co sądzi Pan o Sandro Pertile, jako następcy Waltera Hofera?

- Sandro przejął funkcję dyrektora Pucharu Świata w najtrudniejszym możliwym momencie, ale wykonuje na razie świetną robotę. Cały czas jest z nami w kontakcie, mamy liczne spotkania online. Informuje nas o wszystkim na bieżąco i organizuje wszystko, abyśmy mogli spokojnie przystąpić do pierwszego okresu Pucharu Świata. Myślę, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu.

Jak może Pan porównać pracę głównego szkoleniowca niemieckiej kadry skoczków do trzech lat w tej roli w Polsce?

- Oczekiwania mediów i kibiców są równie wysokie w Polsce oraz w Niemczech, ale tu wszystko jest trochę inne. Związek narciarski jest większy, jest więcej osób, mamy więcej skoczni i miejsc, gdzie możemy organizować zgrupowania. Mam odrobinę więcej pracy, ale jestem zadowolony z podjętej decyzji o powrocie do Niemiec. Jest to dla mnie ułatwienie, bo mogę być bliżej rodziny, natomiast mój zakres obowiązków jest trochę szerszy. Nie chodzi tu pracę z samymi zawodnikami, bo tu niewiele się zmieniło, ale muszę poświęcać więcej czasu na sprawy mniej związane z treningami. 

Marzenia i cele na zimę?

- Oczywiście, aby wszyscy byli zdrowi, aby kontuzje nas omijały i aby, mimo sytuacji na świecie, zima przyniosła nam wiele emocjonujących, dobrych konkursów.

Ze Stefanem Horngacherem rozmawiał Tadeusz Mieczyński