Strona główna • Historia Skoków Narciarskich

"Przegrał jak kozak!" - jak Stanisław Bobak walczył o podium TCS

Do czasu pamiętnego Turnieju Czterech Skoczni 2000/01 wygranego przez Adama Małysza, polscy skoczkowie dwukrotnie mogli stanąć na podium klasyfikacji generalnej cyklu.  W sezonie 1963/64 bliski być może nawet zwycięstwa w całej imprezie był "Beskidzki Jastrząb" z Buczkowic, Józef Przybyła. "Polnische Rekord Jaeger", jak ochrzciła go zagraniczna prasa, najechał nartą na kamień w Bischofshofen i musiał pożegnać się z marzeniami o spektakularnym sukcesie. Podobną okazję miał 11 lat później Stanisław Bobak.


- Niestety nasze przygotowania nie przebiegały w tym roku zgodnie z planem - żalił się terner kadry polskich skoczków, Janusz Fortecki w grudniu 1974 roku. - Nie doczekaliśmy się pokrycia igelitem Średniej Krokwi, toteż nasi skoczkowie wyskakali w sezonie jesiennym nie więcej jak 120-150 skoków, podczas gdy nasi konkurenci z NRD 700-800. Czołowych zawodników prześladowały kontuzje, stąd nierówna forma kilku naszych skoczków. Wysoką i równą dyspozycję od początku sygnalizuje jedynie 19-letni Stanisław Bobak, który jest aktualnie naszym skoczkiem numer 1. Poprawił lądowanie, skacze dynamicznie, dobrze stylowo. Stać go na dobry wynik w Turnieju Czterech Skoczni.

Trener Fortecki wiedział co mówi. Oko do wyławiania talentów miał jak mało kto. To on wypatrzył niespełna trzy lata wcześniej młodego Wojtka Fortunę i poruszył niebo i ziemię, by zabrać go na igrzyska do Sapporo. Bobak skakał odważnie, brawurowo, bez najmniejszego respektu dla najlepszych. Na inaugurację Turnieju Czterech Skoczni 1974/75 w Oberstdorfie zajął drugie miejsce, przegrywając tylko z Austriakiem, Willim Puerstlem. Za plecami Polaka wielkie, uznane nazwiska. W Nowy Rok na Grosse Olympiaschanze nie było już jednak tak dobrze. To był słabszy dzień dla skoczka z Zębu. Skończyło się na 18 miejscu. Dwa dni później w Innsbrucku Bobak wraca do czołówki. Zajmuje szóste miejsce po dwóch skokach na 96 metrów, a w klasyfikacji generalnej TCS przed ostatnim konkursem zajmuje czwarte miejsce, tracąc zaledwie 4,6 punktu do znajdującego się na trzeciej pozycji Rainera Schmidta z NRD.

Już skoki treningowe w Bischofshofen pokazały, że Bobak do końca będzie się liczył w walce o podium. Podczas jednego z nich uzyskał 107 metrów, upadł jednak przy lądowaniu. Była to odległość o metr dłuższa od oficjalnego rekordu skoczni. Obiekt imienia Paula Asserleitnera znał dobrze. Pod koniec kwietnia 1974 roku odbyły się tam trzy konkursy w silnej międzynarodowej obsadzie, które Bobak za każdym razem kończył w czołówce. A rywalizował wtedy z takimi asami jak Toni Innauer, Walter Steiner, Karl Schnabl, Reinhold Bachler czy rekordzista skoczni Bernd Eckstein.

W pierwszej serii finałowego konkursu TCS reprezentant Polski skacze na odległość 90,5 m, Rainer Schmidt osiąga ledwie 87 metrów, a różnica w wirtualnej klasyfikacji Turnieju wynosi już tylko 1,1 pkt. na korzyść Niemca. W drugiej serii Bobak nie kalkuluje. Potężnie wybija się z progu, leci wysoko nad zeskokiem i ląduje na 108 metrze! Tyle że ląduje z wyraźną podpórką. W ułamku sekundy pryska marzenie o zwycięstwie w Bischoshofen, które stałoby się faktem, gdyby skok udało się ustać, bo była to zdecydowanie najdłuższa odleglość dnia. Pryska też sen o pierwszym dla Polski podium Turnieju Czterech Skoczni, które było podobnie jak przeszło dekadę wcześniej w przypadku Przybyły, na wyciągnięcie ręki. Schmidt również przewraca się przy lądowaniu po świetnym skoku na 105 metr. Bobak jest 22. w konkursie, NRD-owiec 30. W końcowej klasyfikacji niemiecko-austriackich zmagań Polak zajmuje piąte miejsce, trzy pierwsze pozycje przypadają skoczkom z Austrii. Na podium stają Puerstl, Federer i Schnabl, późniejszy mistrz olimpijski. „Staszek przegrał, ale przegrał jak kozak!”- podsumował trener Fortecki. Na Czterech Skoczniach jego podopieczny świetnie radził sobie też rok później. Zajął wtedy szóste miejsce w całym cyklu, odczarował skocznię w Bischofshofen, zajmując na niej drugie miejsce. 

Ledwie wrócił Bobak do kraju po wyczerpującym turnieju, a tu znów trzeba było stawić się na rozbiegu. 10 stycznia 1975 roku rozpoczynał się Puchar Beskidów. Niedoszły podiumowicz TCS nie spuszczał nogi z gazu i wprawił w oszołomienie kibiców zgromadzonych w Wiśle-Malince. W pierwszej serii uzyskał 99 metrów, bijąc aż o 6 metrów dotychczasowy rekord skoczni. Tym razem wygrał nierówną walkę z zeskokiem i utrzymał się na nogach, co pozwoliło mu w cuglach zwyciężyć w całym konkursie. Dalekie loty Bobaka wprawiały obserwatorów zmagań skoczków w euforię, uczucie autentycznego podziwu, ale i... w zaniepokojenie. - Trenerzy i wychowawcy muszą, jak sądzę, wzmóc czujność – pisał redaktor Ryszard Malinowski na łamach Gazety Krakowskiej. - Mieliśmy wielki talent. Też odważny Zdzisław Hryniewiecki miał przywieźć medal z olimpiady w USA. I stało się nieszczęście, które do dziś powinno być lekcją dla śmiałków. (…). Toteż ciesząc się ze Stanisława Bobaka, rozwijając jego umiejętności, kształtując charakter, poskramiajmy nieco jego odwagę. Każdy skok jest ryzykiem, a co dopiero skok na odległość ryzykowną.

Było to niejako profetyczne ostrzeżenie, a epilog historii  kariery skoczka z Podhala jest nad wyraz smutny. Jeden z największych talentów w historii polskich skoków musiał zakończyć karierę w wieku zaledwie 25 lat. W sezonie 1979/80 był jeszcze w stanie zająć trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, ale kolejnej zimy dokuczały mu tak silne bóle kręgosłupa, że stojąc na rozbiegu zaciskał zęby i pozycję najazdową przybierał siłą woli. Problemy zdrowotne nie opuściły go do końca życia. Znakomity skoczek, ale też i wielce niespełniony talent zmarł w 2010 roku w wieku zaledwie 54 lat.