Strona główna • Puchar Świata

Upadki i wzloty – po weekendzie w Willingen

Za nami jeden z najbardziej loteryjnych pucharowych weekendów w tym sezonie. W ostatecznych wynikach trudno o znalezienie sporych niespodzianek, aczkolwiek kilku zawodników zdecydowanie się wyróżniło. Kto poradził sobie najlepiej z trudnymi warunkami panującymi w Willingen? Oto subiektywna ocena zmagań na obiekcie HS147 w zestawieniu „Upadków i wzlotów”.


5. Johann Andre Forfang

Można odnieść wrażenie, że Johann Andre Forfang występuje ostatnio w Pucharze Świata jedynie za nazwisko. Czy nie lepiej byłoby dla zawodnika, by w chwilach, gdy jego forma jest bardzo daleka od optymalnej, skupił się na spokojnym treningu? Nikt nie ma wątpliwości, że tej klasy zawodnik zasługuje na miejsce w konkursach najwyższej rangi, ale w tej konkretnej sytuacji należy się nad tym mocno zastanowić. Norweg tylko trzy razy w tym sezonie znalazł się w TOP 10 – ostatni raz w Garmisch-Partenkirchen. Sam zainteresowany nie ukrywa swoich problemów. – To trudny czas. Dziękuję wam za wsparcie - zwrócił się tuż po zakończeniu weekendu w Willingen do swoich fanów na Instagramie Forfang. Być może krótki odpoczynek od pucharowej rywalizacji byłby dobrym rozwiązaniem – w końcu mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w Oberstdorfie tuż za pasem.

4. Antti Aalto

Lider fińskiej kadry znalazł się w naszym zestawieniu drugi raz z rzędu – ponownie na 4. miejscu, choć zdecydowanie bardziej wolelibyśmy widzieć tego zdolnego zawodnika w okolicach podium podczas zawodów. W sobotę w Willingen powtórzył swój słaby wynik sprzed tygodnia, zajmując po raz kolejny 36. pozycję. Niedziela? Pech do warunków, czego skutkiem był najgorszy konkurs Aalto w tym sezonie. 108 metrów przełożyło się na 46. lokatę. Powrót do dawnej dyspozycji może być da niego trudny, jednak mając w pamięci jego występy sprzed paru tygodni, nie należy jeszcze go skreślać.

3. Niko Kytosaho

Kytosaho był jednym z najmłodszych zawodników na liście startowej konkursów w Willingen, lecz w skokach narciarskich młodość nie zawsze wygrywa z doświadczeniem. Po imponujących występach w wykonaniu 21-latka w Titisee-Neustadt czy później w Lahti można było oczekiwać, że odnalazł swój rytm i być może częściej będzie gościł w finałowej serii. Nic jednak nie przychodzi łatwo. 48. i 49. miejsce osiągnięte w stawce 55 zawodników nie przyniosły chluby reprezentantowi klubu Lahden Hiihtoseura. Miniony weekend pokazał, że potrzebuje stabilizacji, bo oczywistym jest fakt, iż jest w stanie walczyć o punkty w kolejnych konkursach. Wewnętrzna rywalizacja w kadrze Finów cieszy – liczymy jednak na to, że w Klingenthal obaj podopieczni treneera Janne Vaatainena zapunktują.

2. Yukiya Sato

Wpadka w Willingen to pierwsze „potknięcie” najniższego w stawce Japończyka od zawodów w Engelbergu. Drugi raz w sezonie, podczas ostatniego dnia rywalizacji, nie zdobył ani jednego punktu. W sobotę również nie było najlepiej. 27. miejsce zdecydowanie nie pasuje do skoczka, który w Innsbrucku czy Bischofshofen jak równy z równym walczył z zawodnikami z czołowej dziesiątki, a w Zakopanem był niemal murowanym kandydatem do podium, gdy czarował wszystkich swoimi występami w treningach czy kwalifikacjach. Wypadek przy pracy czy początek poważniejszych problemów? Będziemy się mogli nad tym zastanowić po weekendzie w Klingenthal. 25-latek spisuje się w tym sezonie solidnie, ale musi uważać. Weekend w Hesji kosztował go spadek o dwie pozycje w klasyfikacji generalnej PŚ, gdzie plasuje się obecnie na 13. pozycji.

1. Timi Zajc

Miał być wielki powrót „syna marnotrawnego”, wyszło wielkie rozczarowanie. Timi Zajc ma w sobie wielki potencjał i już niejednokrotnie udowadniał, że potrafi nie tylko rywalizować z najlepszymi, ale nawet wygrywać. W PŚ nie widzieliśmy go od czasu konfliktu ze słoweńską federacją w grudniu. Od tamtej pory mógł wyłącznie trenować. Widać jednak, że rozbrat z rywalizacją na najwyższym poziomie nie wpłynął na niego dobrze. W Willingen otrzymał szansę od nowego trenera, Roberta Hrgoty, lecz nie udało mu się jej wykorzystać. Do tej pory na Mühlenkopfschanze świetnie sobie radził. W 2019 roku dwa razy „lądował” w TOP 10. Najgorszy wynik odnotował w sezonie 2016/17, kiedy znalazł się dopiero na 41. pozycji. W zeszły weekend przebił to osiągnięcie, plasując się na 42. i 43. miejscu. Czy szkoleniowiec Słoweńców znajdzie dla niego miejsce w składzie na kolejne zawody? Kwestia dyskusyjna.

Wzloty:

5. Piotr Żyła

Tak to już jest z tym Piotrkiem – niby mu nie leci, a jednak leci. Jak dotychczas rozpoczęcie weekendu bywało w jego wykonaniu nieco leniwe, jakby niemrawe. Tym razem sytuacja wyglądała nieco inaczej. 148 metrów w piątkowych kwalifikacjach i wysokie, 6. miejsce, zwiastowało, że wiślanin przysporzy nam emocji podczas rywalizacji na największym dużym obiekcie na świecie. Znany z zamiłowania do lotów narciarskich Żyła nie zawiódł. W sobotę dzięki dwóm stabilnym i dalekim próbom zajął 9. lokatę, dzień później w jednoseryjnym konkursie uplasował się na 2. pozycji, nie ukrywając radości z tego rezultatu. – Mimo takich warunków zawody dokończyliśmy. Wystarczyło mi czasu, by dobrze się pobudzić, nakręcić do tego, żeby nawet wygrać. Halvor skoczył za daleko – przyznał 34-latek, który ma chrapkę na to, by tej zimy po pięciu miejscach na podium stanąć w końcu na jego najwyższym stopniu. 

4. Daniel-Andre Tande

Step by step – tą zasadą wydaje się kierować Daniel-Andre Tande, który w sobotę i niedzielę był zdecydowanym numerem dwa wśród podopiecznych Alexandra Stoeckla. 2. i 5. miejsce pozwoliło mu zakończyć cykl „Willingen 6” na 2. pozycji i awansować w klasyfikacji generalnej PŚ z 15. na 12. lokatę. Szkoleniowiec reprezentacji Norwegii wypowiadał się o nim w superlatywach. – Daniel pokazał się tu z dobrej strony. Poprawił parę kwestii niemal w ostatniej chwili – pochwalił 27-latka austriacki trener. Zawodnik urodzony w Narwiku był bardzo szczęśliwy z powodu powrotu na pucharowe podium. – Moje skoki są w ostatnich tygodniach coraz lepsze – przyznał. Z pewnością to dobra wiadomość, zarówno dla niego, jak i dla całej ekipy z kraju fiordów. W niedalekiej perspektywie mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w Oberstdorfie. Tam Norwegowie będą chcieli zamazać plamę po 5. miejscu w rywalizacji zespołowej podczas poprzedniego czempionatu w Seefeld/Innsbrucku.

3. Simon Ammann

Ammann po raz kolejny punktuje w PŚ? To nie żarty – stary mistrz stara się udowodnić młodzianom, że jego kres jeszcze nie nastąpił. 12. i 9. miejsce w Niemczech są dla niego najlepszymi lokatami w zmaganiach najwyższej rangi od końcówki sezonu 2018/19. Wówczas plasował się w czołowej „10” w Vikersund i Planicy. Zresztą Szwajcar błysnął formą już dwa tygodnie temu, triumfując po raz pierwszy w karierze w zawodach z cyklu Pucharu Kontynentalnego rozgrywanych w Innsbrucku. Jego powrót do szerokiej światowej czołówki cieszy nie tylko szwajcarskich kibiców. Najstarszy uczestnik zawodów w Willingen nie zapomniał, jak się lata. – Można się ponownie uśmiechnąć! – przyznał po zakończeniu weekendu czterokrotny złoty medalista olimpijski. Jednorazowy wyskok czy powrót do szerokiej czołówki na dłużej? Tego dowiemy się najpewniej już za parę dni w Klingenthal.

2. Klemens Murańka

Oj, Klemens zapadnie chyba Niemcom w pamięci na dobre – na szczęście po wydarzeniach sprzed paru dni tylko ze względu na aspekty sportowe. Pod koniec ubiegłego roku zamieszanie spowodowane jego pozytywnym testem na koronawirusa wywróciło do góry nogami rywalizację podczas pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie. Tym razem był on jednym z głównych bohaterów zmagań w Willingen – w piątek pobił długoletni rekord skoczni dotychczas dzierżony wspólnie przez Janne Ahonena i Jurija Tepesa, w niedzielę zaś otarł się o pucharowe podium, zajmując najlepsze w karierze, 4. miejsce. Jak wiadomo, zawody na Mühlenkopfschanze nie przebiegały w laboratoryjnych warunkach i trzeba było liczyć na łut szczęścia, jednak gdy zawodnik otrzymuje podmuch pod narty, sztuką jest odpowiednie jego wykorzystanie. To Klemensowi się udało, dzięki czemu ze swoim rekordowym rezultatem wynoszącym 153 metry został skoczkiem, który podczas ocenianych serii w ramach rywalizacji w PŚ skoczył na skoczni dużej najdalej w historii. Szacunek!

1. Halvor Egner Granerud

A on wychodzi z progu, wznosi się i znów leci, jakby nie zamierzał spadać… Halvor Egner Granerud zadziwia po raz kolejny, choć tym razem spotkała go prawdziwa próba nerwów. Sztuką nie jest wygrywanie konkursów, w których nie dzieje się nic nieprzewidywalnego. Mistrza poznaje się po tym, jak radzi sobie w warunkach zagrożenia. Po sobotnim zwycięstwie wiadomo było, że prognozy na kolejny dzień rywalizacji nie są optymistyczne. Jaki był plan Graneruda na przygotowanie się do skoku w niedzielnym, mocno loteryjnym konkursie w Willingen? – Zdawałem sobie sprawę, że to będzie długa seria. Byłem niemal pewien, że zostanie odwołana, ale gdy nadeszła moja kolej, czułem, że jestem odpowiednio przygotowany. Starałem się jak najdłużej oczekiwać z wyjazdem na górę. Byłem bardzo dobrze rozgrzany – zdradził lider Pucharu Świata. Nawet ewentualna wpadka w któryś z nadchodzących weekendów nie pozbawiłaby go żółtego plastronu – ponad 300 punktów przewagi nad Markusem Eisenbichlerem to solidna zaliczka. Wydaje się, że już tylko kataklizm mógłby go pozbawić Kryształowej Kuli – pierwszej dla Norwegii od sezonu 2011/12 i triumfu Andersa Bardala.