Strona główna • Inne

"Ta historia się skończyła i nie zacznie od nowa" - o skokach w Bośni i Hercegowinie

Sarajewo - stolica republiki Bośni i Hercegowiny, będącej wtedy częścią Jugosławii prawa organizacji zimowych igrzysk w 1984 roku otrzymała trochę niespodziewanie. Oszołomieni swoim niespodziewanym sukcesem Jugosłowianie, pomimo problemów gospodarczych w kraju, musieli od podstaw wybudować w Sarajewie i okolicach wszystkie olimpijskie areny. Kompleks skoczni Igman miał potencjał, by na lata stać się wielkim światowym centrum skoków. Dziś pozostały wspomnienia i żal z powodu utraconej bezpowrotnie szansy. 


Bośniaccy skoczkowie nie wystartowali w tych igrzyskach. Jugosławię reprezentowali wyłącznie zawodnicy pochodzenia słoweńskiego, dla Bośniaków była to egzotyczna dyscyplina. Niemniej pełnili rolę przedskoczków, a skakania uczył ich na skoczni Vlasić w Travniku polski trener Janusz Fortecki. Selver Merdanovic był wtedy ciekawym wszystkiego dzieciakiem, który obejrzał olimpijskie konkursy skoków i doznał iluminacji. - Zacząłem skakać na nartach wyłącznie dzięki temu, co zobaczyłem podczas igrzysk w 1984 roku. Utworzono tam klub z sekcją skoków narciarskich, do którego dołączyliśmy jako dzieci. Najpierw trenowaliśmy na Igmanie, potem w Słowenii i całej Europie. Olimpijskie konkursy oglądało chyba sto tysięcy widzów. Nic nie widziałem, więc wspiąłem się na jedną z choinek w pobliskim lesie, by móc obserwować rywalizację. Oczarowało mnie to. To było coś, co trudno opisać, reakcje publiczności, ten aplauz, wiwatowanie. Emocji było tyle, że trudno było nadążyć za tym, co się dzieje - opowiada po latach były bośniacki skoczek. Merdanovic do dziś jest rekordzistą Bośni i Hercegowiny. Choć trudno znaleźć w źródłach potwierdzenie tego faktu, Selver twierdzi, że podczas zawodów Pucharu Europy w Zakopanem uzyskał 128 metrów. 

Skocznie olimpijskie funkcjonowały do końca lat 80., przetrwały jakoś wojnę domową w Jugosławii, ale nie nadawały się już do użytku. Merdanovic kilka lat temu postawił sobie za cel stworzenie na nowo od zera bośniackich skoków narciarskich. Założył stowarzyszenie zrzeszające młodych adeptów dyscypliny, jego życiowym marzeniem stał się powrót  Sarajewa na skokową mapę świata, najpierw poprzez reaktywację najmniejszych skoczni 25- i 45-metrowej. W marcu 2015 roku kompleks Igman odżył na chwilę po 26 latach milczenia. Na zaimprowizowanej w pobliżu olimpijskich obiektów małej skoczni K-15 zorganizowano zawody dla przedstawicieli różnych kategorii wiekowych. W najmłodszej zwyciężył syn Selvera, Adi Merdanovic. Sarajewską inicjatywę wsparł między innymi Miran Tepes, który podarował Bośniakom 15 kompletów sprzętu dla dzieci. 

Sen o reaktywacji tamtejszych skoków szybko się jednak zakończył. Merdanovic nie ukrywa swojego głębokiego rozczarowania tym, jak potoczyły się wypadki. - Czysto teoretycznie nasze stowarzyszenie wciąż jest aktywne, praktycznie jednak musieliśmy przestać działać - powiedział przed kilkoma dniami bośniacki animator skoków w rozmowie z portalem Ba.n1info.com. - Polegliśmy na poligonie walki o nasze skoki. Nie było woli politycznej, by w jakikolwiek sposób nam pomóc. Robiłem wszystko, by wyremontować te mniejsze skocznie, żeby dzieci mogły robić kolejne postępy. Miałem 10-12 młodych skoczków, z którymi pracowałem przez trzy lata i doszliśmy do momentu, w którym konieczne było przejście na 25-metrowy obiekt, a potem na jeszcze większy. Nie udało się, nasza idea nie znalazła społecznego zrozumienia. Szukałem pomocy na wszystkie możliwe sposoby, wszystkimi możliwymi kanałami. Ale ta historia się skończyła i mocno wątpię w to, by mogła zacząć się od nowa. W 2019 roku byłem na finale Pucharu Świata w Planicy i rozmawiałem tam z synem Janeza Goriska. Powiedział mi, że jego ojciec wyraził chęć pomocy w odrestaurowaniu tych skoczni, że jest gotów przyjechać do nas i bez żadnych kosztów wyprofilować na nowo te skocznie. Jest wiele głosów, że trzeba je zburzyć. Nie trzeba ich burzyć, wystarczyłoby je wyremontować i można by zrobić to  za niewielkie pieniądze. 

W ubiegłym roku pojawiły się informację jakoby w Sarajewie mogły odbyć się konkursy w ramach igrzysk olimpijskich w partnerskiej Barcelonie, gdyby ta otrzymała prawa organizacji imprezy w 2030 roku. To jednak historia, którą trudno traktować poważnie. Dziś skoki w Bośni funkcjonują jako sport amatorski uprawiany raz do roku w miejscowości Vikici. Od 13 lat w lutym rozgrywany jest tam konkurs dla śmiałków, którzy czują się na siłach by rywalizować na skoczni K-25. Taki też odbył się w tym roku.