Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Małysz o Kruczku: "Myślałem, że jest stanowczym trenerem"

- Nie jest optymistycznie i wesoło. Nasze kobiety cały czas odstają. Myślałem, że Łukasz Kruczek jest stanowczym trenerem, który przyjdzie i postawi na nogi tę dyscyplinę w Polsce. W tej grupie od razu pojawiają się emocje. Jest dobrze? Płaczą. Jest źle? Płaczą. Później nawet trudno wejść do takiej szatni. Z jednej strony współczuję trenerom, bo nie jest to łatwa praca, ale z drugiej strony musimy wymagać. Inwestujemy w to niemałe pieniądze, więc musimy wymagać poprawy i będziemy to robić - zapowiada Adam Małysz, dyrektor-koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.


- Zauważalny postęp zrobiła Anka Twardosz, której trzeba pogratulować. Wiele osób stawiało już na niej krzyżyk, a jednak znacznie się poprawiła. Smutne jest to, co stało się z Kingą Rajdą. Czy to efekt upadku w Wiśle? Kinga była numerem "1" naszej ekipy, a teraz jej skoki naprawdę nie wyglądają dobrze. Trudno rozmawiać na ten temat… - nie ukrywa 43-latek.

- Po sezonie trzeba siąść i wspólnie pomyśleć nad tą sprawą z władzami PZN. Co możemy zrobić? Gdzie leży przyczyna? Czy leży w samym szkoleniu? A może te dziewczyny nie mają takich predyspozycji do skakania? Trudno oceniać na gorąco. Został rok do igrzysk. Myśleliśmy, że uda się wyszkolić dwie dziewczynki na tyle, żeby walczyć w konkursie drużyn mieszanych - przypomina Małysz.

Trener polskich skoczkiń, zapytany po kwalifikacjach na skoczni normalnej o relacje z kadrowiczkami, przyznał, iż nie jest fachowcem, który uderzy pięścią w stół w celu zażegnania rodzących się konfliktów. - Znam Łukasza Kruczka z zupełnie innej strony. Pamiętam czasy, gdy był trenerem męskiej reprezentacji. Wtedy zachowywał się zupełnie inaczej. Stanąłem za Łukaszem murem, gdy jedna z zawodniczek powiedziała, iż to trener musi dostosować się do niej, a nie odwrotnie, bo tak nie powinno być. Słowa o braku stanowczości szkoleniowca nie są jednak dobrym sygnałem - zauważa czterokrotny mistrz świata w skokach narciarskich.

- Praca z dziewczynami nie jest prosta. Michal Doležal i Radek Žídek mieli taką możliwość i podzielają tę opinię. To zupełnie inna praca niż z mężczyznami. Gdzie znaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytania? Pewnie trzeba uderzyć do najsilniejszych nacji w skokach kobiet. Mam na myśli Austrię, Norwegię czy Słowenię. Będę chciał porozmawiać z nimi na temat tych problemów, choć oni zaczęli rozwój damskich skoków dużo wcześniej, w przeciwieństwie do nas - dodaje czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli.

- Wszyscy byśmy chcieli, by polskie skoki pań poszły do przodu. W tym momencie można tylko rozłożyć ręce i zastanowić się nad możliwościami, bo nie wygląda to dobrze. Wielokrotnie przypominałem prezesowi Apoloniuszowi Tajnerowi, że mieliśmy dużo wcześniej wystartować z dziewczynami. Wiele osób prognozowało, iż będzie to niszowa dyscyplina, która nie ma szans przebicia się, a kiedy tak się stało, wówczas było dla nas zbyt późno. Dziś trudno znaleźć dziewczyny, które mogłyby odnosić sukcesy w wieku seniorskim - przyznaje czterokrotny medalista olimpijski.

- Przekazywanie uwag tym dziewczynom jest trudne. Bywam na treningach, jak teraz podczas mistrzostw świata, i sugeruję naszym trenerom pewne rozwiązania ze skoków mężczyzn. Nie do końca są w stanie to uwierzyć. Twierdzą, że skakanie dziewczyn jest zupełnie inne. Trudno wytłumaczyć to także zawodniczkom. Tam od razu w grę wchodzą emocje. Cały czas płaczą. Jest dobrze? Płaczą. Jest źle? Płaczą. Czasem nawet trudno wejść do tej szatni. Z jednej strony współczuję trenerom, bo to nie jest łatwa praca, ale my musimy wymagać. Inwestujemy w to niemałe pieniądze, więc musimy wymagać poprawy i będziemy to robić - ostrzega Małysz.

- Chodzi też o dyscyplinę. Skoki narciarskie są brutalne w kwestii wagi. Trzeba zwracać na to bardzo dużą uwagę. Do tego zmienił się system skakania. W przeszłości zawodnik miał się odbić, a dziś chodzi o pchanie z progu. Jest inne rozumowanie tego elementu. Podobnie start z belki startowej. Kiedyś jeździło się z dłuższych najazdów i wybijało się do przodu, dziś zawodnicy odbijają się w zasadzie w miejscu. Najlepsze skoczkinie na świecie nie odbiegają od poczynań skoczków. Fizycznie odbywa się to inaczej, ale technicznie wygląda to identycznie. Nie da się inaczej - podkreśla 39-zwycięzca zawodów z cyklu Pucharu Świata.

- W skokach pań jest ogromna różnica poziomu. Jest grupka, która ląduje w granicach 120. czy 130. metra, a w okolicach 20. miejsca są to wyniki rzędu 100 metrów. To przepaść. Niektóre kraje chcą lotów narciarskich pań, większej liczby konkursów na dużych obiektach oraz mikstów. Jest presja, abyśmy organizowali u siebie Puchar Świata kobiet, ale nas na to nie stać. Fajnie organizuje się takie zawody z gwiazdami męskiej kadry. Znajdują się sponsorzy i jest duża oglądalność. W konkursach pań wystawiamy dziewczyny, które balansują na granicy czołowej „30”, a to bardzo duży przeskok. Trudno uzasadnić organizację Pucharu Świata na takim poziomie. Puchar Kontynentalny czy FIS Cup? W porządku, ale Puchar Świata to inna liga - wskazuje Małysz.

Korespondencja z Oberstdorfu, Dominik Formela