Strona główna • Niemieckie Skoki Narciarskie

Eisenbichler: "Trenerzy nie mieli ze mną łatwo, myślałem, że wszystko wiem najlepiej"

To był bez wątpienia życiowy sezon Markusa Eisenbichlera, mimo że nie wyszły mu indywidualne konkursy podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie oraz TCS, do którego przystępował jako jeden z głównych faworytów. Drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata oraz medale mistrzostw świata w lotach z nawiązką wynagrodziły mu wyżej wymienione niepowodzenia.


Reprezentant Niemiec udzielił przed kilkoma dniami wywiadu dla portalu Plus.pnp.de, w którym opowiedział o minionym sezonie oraz bardziej odległej przeszłości. Co obecnie porabia podopieczny Stefana Horngachera? -  Aktualnie trenuję w domu.W tej chwili dużo jeżdżę na rowerze, stabilizuję mięśnie brzucha i pleców, wspinam się i gram w golfa. Pływałem też  kajakiem. Po upadku odniesionym na treningu pod koniec sezonu odczuwam jeszcze drobne dolegliwości. Czasem odzywa się kostka, natomiast z kolanem jest już dużo lepiej.

- Z ostatniego sezonu jestem absolutnie zadowolony - przyznaje Eisenbichler. - Przez całą zimę byłem raczej stabilny, a taki był mój cel. Zawsze chciałem walczyć o ścisłą czołówkę klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i to się udało. Ostatecznie lepszy okazał się tylko Halvor Egner Granerud. Aby znaleźć się na absolutnym szczycie, moja forma musi się ustabilizować na jeszcze wyższym poziomie. Zrobię wszystko, żeby tak właśnie się stało. 

Czyli za rok Kryształowa Kula?

- Oj, zawsze staram się być ostrożny w takich prognozach. Po prostu będę się starał trenować jak najlepiej potrafię i spokojnie podnosić swój poziom. Ale nawet jeśli mi się to nie uda, to trudno. Moja kariera już jest niesamowita. Osiągnąłem o wiele więcej, niż kiedykolwiek marzyłem. Stale sobie to muszę uświadamiać.

Przed trzeba tygodniami reprezentant klubu TSV Siegsdorf obchodził swoje trzydzieste urodziny. Na przebicie się do ścisłej światowej czołówki przyszło mu czekać dość długo. Po raz pierwszy w czołowej "10" klasyfikacji Pucharu Świata znalazł się przed czterema laty. On sam ma swoją teorię, dotyczącą tego dlaczego tak się stało. - W młodym wieku byłem zbyt ambitny. Powinno się słuchać tego, co mówią trenerzy. Wtedy myślałem, że wszystko wiem o wiele lepiej. W pewnym momencie musiałem zejść w końcu na ziemię. Niektóre rzeczy dostrzega się po latach, choć i jeszcze dziś czasami zdarza mi się myśleć, że wiem lepiej (śmiech). Trenerzy nie zawsze mieli ze mną łatwo. Trzeba sobie uświadomić, że nie wszystko przychodzi od razu. To właśnie zawsze powtarzam młodym skoczkom narciarskim: nie musisz być świetny w wieku 16 lat.

Skoczek przyznał też, że na pewnym etapie przygody ze sportem zastanawiał się, czy nie powinien pójść w kierunku hokeja: - Z powodu większego dreszczyku emocji wybrałem narty. W skokach narciarskich doświadczasz jeszcze bardziej ekstremalnych odczuć niż w hokeju na lodzie. Ale ostatecznie była to prawdopodobnie trafna decyzja. Byłem bardzo dobrym bramkarzem, a także porządnym obrońcą. Natomiast jako młody chłopak nie byłem numerem jeden w żadnej dyscyplinie, zawsze byli lepsi ode mnie, ale ostatecznie w skokach się przebiłem.