Strona główna • Inne

Angel Joaniquet, były hiszpański skoczek: "Myślę, że wygramy 2:1"


Były hiszpański skoczek narciarski, olimpijczyk z Sarajewa, wielki fan Espaniolu Barcelona i piłkarskiej reprezentacji Hiszpanii - Ángel Joaniquet Tamburini jest naszym rozmówcą w dniu meczu fazy grupowej Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, Polska - Hiszpania. Porozmawialiśmy o Polsce, o futbolu, o skokach oraz staraniach Barcelony o organizację zimowych igrzysk olimpijskich. 

- Witaj Ángel. Rozmawiamy w przeddzień ważnego dla naszych piłkarskich reprezentacji meczu EURO 2020. Zanim przejdziemy jednak do spraw czysto piłkarskich, chciałbym Cię poprosić, byś w kilku zdaniach opowiedział nam o swojej karierze skoczka narciarskiego.

- Pochodzę z Barcelony. Mając 11 lub 12 lat, zacząłem skakać na nartach. Z początku łączyłem skoki z narciarstwem alpejskim, ale mając 14 lat, zdałem sobie sprawę, że to w skokach mogę osiągnąć wyższy poziom. W swojej karierze zdobywałem wielokrotnie tytuły mistrza Katalonii i Hiszpanii w skokach. Od czternastego roku życia wyjeżdżałem z naszą drużyną na zagraniczne obozy. Latem trenowaliśmy m.in. w Kranju w Słowenii, w Autrans we Francji czy niemieckim Reit im Winkl. Naszym trenerem był wtedy Słoweniec Ivo Cernilec. Zimą skakaliśmy u nas, w La Molinie. W wieku 17 lat zamieszkałem w Innsbrucku, aby trenować z drużyną austriacką i poprawić wszystko, co tylko można było poprawiać w moich skokach. Od tego momentu, mogłem regularnie brać udział w Pucharze Europy i Pucharze Świata, razem z Tomasem Cano, Juanem Meno, Jose Riverą i Bernatem Sola. Skakałem do czasu igrzysk olimpijskich w Sarajewie w 1984 roku. 

- Igrzyska musiały być dla Ciebie wielkim wydarzeniem. Jak dziś wspominasz tamten czas?

- W drużynie, która formowała się przez te lata, zwłaszcza pomiędzy 1981 a 1984 rokiem dzięki pracy Williego Purstla, było nas sześciu z szansą na występ olimpijski. Ostatecznie pojechała trójka, a ja zamknąłem listę startujących na mniejszej skoczni. Można powiedzieć, że przygotowałem się do wyjazdu na igrzyska, ale zapomniałem przygotować się do samego występu. Chciałbym mieć tyle szczęścia co Wojciech Fortuna w 1972 roku! Z naszej grupy, jedynie Bernat Sola wziął udział w dwóch olimpiadach. Ja odwiesiłem narty zaraz po Sarajewie i musiałem przeorganizować swoje życie. Jako że byliśmy amatorami i nigdy nie zarabialiśmy pieniędzy za skakanie, trzeba było zabrać się do pracy. Był to ciężki okres, ale wszystko skończyło się dobrze. Nie żałuję niczego. Teraz jestem prawnikiem i prowadzę swoje biuro, ale w tym akurat nie ma nic interesującego dla tej historii.

- Z czym Hiszpanom kojarzy się Polska?

- Mogę powiedzieć z czym mi się kojarzy. Pierwsze co mi przychodzi do głowy, kiedy słyszę słowo „Polska” to początek II Wojny Światowej. Za czasów mojej młodości nie wiedzieliśmy zbyt wiele o Polsce, przypuszczam, że to z powodu polityki Francisco Franco. Był to daleki, tajemniczy dla nas kraj. Kiedy byłem mały uczono mnie jedynie, że Polska była satelitą ZSRR, znajdowała się po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny. Później moje postrzeganie Polski diametralnie się zmieniło za sprawą Lecha Wałęsy. Zrozumiałem, że Polska jako kraj chce wydostać się spod wpływów Rosji i rozwijać w innym systemie. Jako anegdotę mogę przytoczyć fakt, że moje przyjęte z góry wyobrażenie o Polsce i Polakach było kompletnie nietrafione. Byłem kompletnie zaskoczony kiedy pod koniec lat siedemdziesiątych poznałem Piotra Fijasa. Spodziewałem się zobaczyć niskiego jak ja  bruneta, a spotkałem wysokiego blondyna, z dużym blond wąsem… Widać, jak bardzo się myliłem (śmiech).

- Rozumiem, że jak niemal każdy Hiszpan interesujesz się futbolem?

- Jestem wielkim fanem mojej ukochanej drużyny Espaniolu Barcelona i reprezentacji Hiszpanii. To jest to, co interesuje mnie najbardziej. Razem z synem jestem na niemal wszystkich meczach Espaniolu. Niestety ostatni sezon spędziliśmy w Segunda Division, ale wracamy do elity. W przyszłym sezonie wrócą więc derby Barcelony.

- Jak zareagowałeś na wieść, że to między innymi Polska będzie rywalem Hiszpanii w fazie grupowej EURO?

- Jeśli mam być szczery, to w kontekście Polski dostrzegłem po prostu dużą szansę na wygraną. Nigdy nie można być przesadnie pewnym swego, żaden mecz dzisiaj nie jest łatwy, ale jednak Wasza reprezentacja nie budzi we mnie wielkiego strachu. Przynajmniej takiego jak budziłyby Niemcy, Holandia czy Włochy.  

- Jak sądzisz, co mogą osiągnąć Hiszpanie w tym turnieju?

- Tego właśnie nie jestem pewien. Nie bardzo rozumiem dlaczego w naszej kadrze brakuje Jesusa Navasa i Sergio Ramosa… Ostatnie mecze przed EURO, mimo że wygrane, nie były dla mnie przekonujące. Nie postrzegam tej reprezentacji jako silnej, potężnej… Nie bardzo mi się podoba to jak gra nasz zespół, mimo że wygraliśmy 6:0 z Niemcami kilka miesięcy temu. Trudno myśleć teraz o dużych szansach na zwycięstwo w tym turnieju. Obawiam się wręcz, że to wszystko może się dla nas zakończyć porażką. Jeśli dotrzemy na szczyt - świetnie! Natomiast mam poważne wątpliwości, czy to się uda. Obyśmy mogli po prostu cieszyć się dobrą grą i niech wygra najlepszy. Nie miałbym oczywiście nic przeciwko, gdyby to była właśnie Hiszpania. 

- Hiszpańscy kibice i dziennikarze nie byli zachwyceni po pierwszym meczu grupowym ze Szwecją.

- Ten mecz był dość typowy dla sytuacji, w których przeciwnik Hiszpanii intensywnie broni bramki. Ciężko jest się przebić, kiedy rywal gra w tak defensywny sposób. Choć przyznać trzeba, że i w ofensywie potrafili być groźni. Biorąc pod uwagę całokształt okoliczności i to, że jest to w zasadzie nowa drużyna, to akurat nie był to nasz zły mecz. Gra momentami mogła się podobać. Wciąż jednak nie można być pewnym, jak ta drużyna zagra z rywalem z najwyższej półki.

- No dobrze, to pobawmy się w typowanie wyniku sobotniego meczu. Jakim rezultatem skończy się według Ciebie to spotkanie?

- Hmm... Myślę, że Hiszpania wygra 2:1.

- Muszę powiedzieć, że jesteś dla nas całkiem łaskawy w tych prognozach. Porozmawiajmy jeszcze chwilę o skokach. Jak podobał Ci się ostatni sezon? Coś Cię zaskoczyło?

- Śledziłem ten sezon poprzez telewizję, media społecznościowe, a także za pośrednictwem Jose Luisa Corrala, komentatora hiszpańskiego Eurosportu, który przekazywał mi na bieżąco najważniejsze informację. Podobał mi się Turniej Czterech Skoczni, choć akurat mojemu faworytowi się nie powiodło. Kibicowałem japońskim skoczkom i trochę tęsknię za Noriakim Kasai, to cały czas mój ulubiony zawodnik. Dużą uwagę skupiam na obserwowaniu szkoleniowców w gnieździe trenerskim, ponieważ dostrzegam tam znane twarze z mojej epoki. W następnym sezonie mam nadzieję widywać Vasję Bajca. Podobały mi się skoki w Planicy, ale nie oglądałem upadku Daniela Andre Tande. Zawsze zamykam oczy, gdy dzieją się takie rzeczy. W ogóle nie lubię oglądać wypadków w sporcie i jeszcze mniej na skoczniach, wiem jak to boli. Ale to, co najbardziej mnie zaskoczyło, to sesja zdjęciowa Juliane Seyfarth dla magazynu Playboy! Coś zupełnie dla mnie niespodziewanego, a w moich czasach było to wręcz nie do pomyślenia. A poza tym, kobiety nie skakały wtedy na nartach w oficjalnych ramach.

- Chciałem Cię jeszcze zapytać o jedną kwestię. Barcelona stara się o Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2030 roku. Co sądzisz o tej kandydaturze?

- Nie jestem do końca przekonany do tej idei. Zostałem powołany w 2010 roku do rady która zajmowała się kandydaturą Barcelony do igrzysk w 2022 roku i kiedy zobaczyłem jak to wszystko wygląda, odszedłem. To sprawa polityczna, mało związana ze sportem. Mamy połowę roku 2021 i od tamtego czasu nie widzę niczego, co dałoby powód sądzić, że ta kandydatura ma rację bytu.

- Czego brakuje Wam do tego, by przeprowadzić taką imprezę? 

- Brakuje nam przede wszystkim infrastruktury. Nie jesteśmy krajem z dużą ilością śniegu. Pireneje to nie Alpy… W lutym wciąż może tego śniegu brakować, pogoda jest nieprzewidywalna. Kiedy rozpoczęła się akcja Barcelona 2022 nie mieliśmy tras do narciarstwa alpejskiego z homologacją FIS i nie mamy ich do dzisiaj. Brakuje również torów bobslejowych, hali do rozegrania hokeja i konkurencji łyżwiarskich, a także oczywiście skoczni narciarskich. Tak naprawdę teraz, gdy społeczeństwo zmierza do zrównoważonego i logicznego ograniczania wydatków i nieingerowania w środowisko naturalne, nie wiem, jak mielibyśmy to wszystko przygotować. Załóżmy jednak, że te igrzyska jakimś cudem odbędą się w Hiszpanii. Co będzie potem? Obiekty, które zostałyby zbudowane na ich okoliczność, przetrwałyby kilka miesięcy, a później by umarły… Tak mi się przynajmniej wydaje. I to jest bardzo smutne. Wystarczy spojrzeć na dzisiejszy stan hiszpańskich skoczni narciarskich. Od 1996 roku są kompletnie opuszczone… To budzi smutek i żal. 

- Widzisz taką możliwość, by ewentualne przyznanie Barcelonie igrzysk przyczyniło się do odrodzenia hiszpańskich skoków?

- Nie mamy zbyt wielu młodych ludzi, którzy garnęliby się do sportów zimowych i byliby zdolni, by rywalizować na równi z reprezentantami innych krajów. Brakuje nam przedstawicieli w większości dyscyplin, w hokeju, skokach narciarskich, zjazdach, bobslejach itd.. Słabe występy Hiszpanów byłyby dość wyraźnym kontrastem w stosunku do  dużego wysiłku organizacyjnego niezbędnego do przeprowadzenia olimpiady. Czy moglibyśmy stworzyć drużynę skoczków narciarskich na tę imprezę? Myślę, że nie... Brakuje dosłownie wszystkiego. Ale nie chodzi tylko o to, że brakuje i to koniec tematu. Bardziej martwi mnie brak chęci, by w tej materii coś powstało. Rozmowy o igrzyskach  rozpoczęliśmy w 2010 roku. Gdzie są ci młodzi skoczkowie, którzy mogliby nas reprezentować w 2030 roku? Nie ma ich. I to dość smutny fakt.

- Czy chciałbyś na koniec przekazać coś polskim kibicom?

- Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i pragnę dodać, iż Wy, Polacy, macie naprawdę duże szczęście, że funkcjonuje u Was na wysokim poziomie taki piękny sport, jakim są skoki narciarskie. Macie silną drużynę i wciąż obiecującą przyszłość.

Czytaj też:

Latanie w rytmie flamenco - wspomnienia hiszpańskich skoczków narciarskich