Strona główna • Skocznie Narciarskie

Skocznie nowej generacji - Polacy chcą zrewolucjonizować skoki narciarskie

Firma architektoniczna Archigeum spod Bydgoszczy od kilku lat aktywnie udziela się w świecie skoków narciarskich. W tym roku oddano do użytku wybudowany na nowo kompleks Średniej Krokwi w Zakopanem zaprojektowany przez architektów z Kujaw, ale futurystyczne, dalekosiężne plany polskich aranżerów przestrzeni wybiegają w kierunku zrewolucjonizowania dyscypliny. O tunelu na rozbiegu Wielkiej Krokwi, o tak zwanych skoczniach nowej generacji, szansach na wybudowanie zadaszonej skoczni czy pomyśle na polskiego mamuta rozmawialiśmy ze współwłaścicielem firmy Przemysławem Gawędą. 


- Zacznijmy od początku. Jak doszło do tego, że firma architektoniczna z Kujaw tak mocno weszła w świat skoków narciarskich?

- Wynika to z tego, że jesteśmy, a zwłaszcza ja jako jeden ze współwłaścicieli firmy, fanami skoków. W moim osobistym rankingu dyscyplin sportowych skoki narciarskie są na równi z siatkówką i piłką nożną, a może nawet samodzielnie na pierwszym miejscu. W epoce Małysza nie opuściłem chyba żadnej transmisji skoków. Po prostu pasja. Z racji, że jestem architektem, zacząłem z czasem pod innym kątem patrzeć na tę dyscyplinę. Zauważyłem, że mało jest materiałów, publikacji dotyczących architektury obiektów do uprawiania skoków, a są to inżynieryjne obiekty. Okazało się, że jest to przestrzeń do ciekawych analiz, a ja mam pewne zacięcie do patrzenia na pewne rzeczy od tej strony. Właśnie z takich analiz i obserwacji wziął się pomysł tunelu, którym chcemy zadaszyć rozbieg Wielkiej Krokwi.

- No właśnie. Przed kilkoma dniami pojawiła się w sieci animacja wizualizująca obiekt. Wygląda to interesująco...

- Nawiązując do tego, o czym mówiłem przed chwilą, moją uwagę na pewnym etapie zwrócił problem pogorszenia się parametrów ślizgu w wyniku opadów deszczu czy śniegu. Po konsultacji tej kwestii ze środowiskiem narciarskim okazało się, że jest to rzeczywisty, częsty kłopot w czasie treningów czy zawodów. Rozmawialiśmy m.in. ze Stefanem Horngacherem, Adamem Małyszem czy Walterem Hoferem. Zaczęliśmy okres wyjazdów i prowadzenia dyskusji na ten temat. W centrali Międzynarodowej Federacji Narciarskiej pomysł ten spotkał się z pozytywnym odbiorem. Po jednym z kongresów, na którym byliśmy obecni, poproszono nas, byśmy dalej pracowali nad tym zagadnieniem. Okazało się, że ten tunel wpisuje się w kilka ważnych dla FIS-u problemów. Mówiąc krótko, dostaliśmy zielone światło. Ważnym etapem prac było wizytowanie obiektów do skoków. Byliśmy w Klingenthal, Willingen, w Planicy, w Kandersteg, by w praktyce zapoznać się z różnymi detalami skoczni narciarskich.

- Na jakim etapie są obecnie prace?

- Różnymi drogami, różnymi kanałami udało nam się pozyskać środki na realizację tego projektu, a poświęciliśmy na to ostatnie dwa lata. Ale w międzyczasie analizowaliśmy już zagadnienia stricte konstrukcyjne. Na obecnym etapie dokonujemy projektowych analiz, badań aerodynamicznych, musimy wykonać standard dla transmisji telewizyjnej. Mamy już przygotowane odpowiedzi na większość pytań - co się stanie kiedy na tunel spadnie duża ilość śniegu albo czy tego skoczka nie zdmuchnie po wyjściu z progu itd. Najważniejsze pytanie, na które musimy odpowiedzieć przed FIS-em to takie, na ile to co robimy, będzie wartością dodaną do produktu, jakim są skoki narciarskie transmitowane w telewizji. Chcemy by powłoka tunelu wyświetlała treści multimedialne. Nie chodzi o to, by była to świecąca choinka, ale pamiętajmy, że takie wydarzenie jak zawody Pucharu Świata pełnią rolę komercyjną, powinny zachęcać inwestorów do partycypowania w tej dyscyplinie. Dlatego ten tunel może spełnić wiele zadań. Podstawową sprawą jest kwestia bezpieczeństwa zawodników, druga to uatrakcyjnienie dyscypliny jako widowiska sportowego, a ponadto będzie to pole do wyeksponowania logotypu sponsora, ale musimy to zrobić w taki sposób, by nie wkurzyć kibica. Walter Hofer powiedział nam kiedyś, że dla niego istotne są dwie kwestie - skoki muszą jednocześnie przyciągać kibiców i generować zysk. Zdradził nam też, że są w FIS cały czas działacze o konserwatywnych poglądach, dla których skoczkowie mogliby wciąż skakać stylem klasycznym na drewnianych nartach. Ale żeby się rozwijać trzeba poszukiwać niekonwencjonalnych rozwiązań. 

- Zastanawiam się, czy to miałaby być stała instalacja czy konstrukcja rozbierana.

- Co do zasady tunel ma być rozbierany. Ale to znów kwestia przyjęcia któregoś z wariantów, jakie mamy w zanadrzu. Niezależnie jednak od wariantu, który zostanie przyjęty, w ciągu tygodnia będzie można go zainstalować i rozebrać. Jednak to wszystko, o czym teraz mówimy to asumpt do dalszego rozwoju naszych pomysłów. Chcemy pójść dalej. W 2019 roku były świetny norweski skoczek Johan Remen Evensen po zapoznaniu się z naszym projektem wyraził taką opinię, że może być to przyczynek do powstawania skoczni nowej generacji. My też w ten sposób od początku na to patrzyliśmy. Nie ukrywam, że kolejnym naszym krokiem po tej instalacji tunelowej będzie zaprezentowanie właśnie projektu skoczni nowej generacji już z wbudowanym tunelem, osensorowanym, z zainstalowanymi wszystkimi systemami niezbędnymi do badania wszelkich parametrów zawodnika włącznie z pozycją dojazdową, prędkością na rozbiegu itd. Korelacja sportu, nauki, architektury, technologii pozwoli wejść skokom na jeszcze wyższy poziom funkcjonowania. Uważam, że my jako nacja o wielkich tradycjach i dokonaniach w tej dyscyplinie powinniśmy dać jej od siebie jakiś duży impuls do dalszego funkcjonowania. 

- Kiedy ten tunel pojawi się na Wielkiej Krokwi?

- Celujemy w przyszły rok. Może połowę przyszłego roku, może jesień. Jestem świadomy tego, że w każdej chwili mogą się pojawić kolejne problemy, dla których trzeba będzie znaleźć rozwiązanie. Prototyp będzie podlegał oczywiście dalszym analizom, ale wtedy też będziemy chcieli przedstawić założenia skoczni nowej generacji, pokazać w jaki jeszcze sposób można jeszcze udoskonalić to, co wykonaliśmy. 

 

 
- Popuśćmy teraz wodze fantazji. Załóżmy, że otrzymuje pan propozycję zaprojektowania całkowicie zadaszonej skoczni, zamknietej przestrzeni niezależnej od warunków atmosferycznych. Czy podjąłby się Pan takiego wyzwania?

- Stwierdziłbym, że jest to problem tylko wtedy, gdybyśmy taki obiekt mieli wybudować na księżycu. Mówiąc serio, gdyby taka inicjatywa się pojawiła, bez zawahania zdecydowałbym się na realizację takiego projektu. Powiem więcej, w perspektywie kilkunastu lat taki obiekt na pewno powstanie. To jest nieuniknione. Dochodziły do mnie już słuchy, że Niemcy mają takie plany. I nie ma się czego bać, rewolucje w sporcie są potrzebne. Taka hala musiałaby jednak pełnić multidyscyplinarne funkcje, bo większym wyzwaniem od jej zbudowania byłoby jej utrzymanie. 

- W tym roku udało się otworzyć wybudowany od podstaw kompleks Średniej Krokwi. Samo powstanie skoczni przebiegło planowo i terminowo, a jak to wyglądało od strony projektowej. Czy to było największe wyzwanie w czasie waszej działalności?

- Tego typu projekty zawsze wiążą się się z problemami. Dla sporej grupy inżynierów te tematy są takim niechcianym dzieckiem, projektanci raczej unikają pracy przy tego typu obiektach. Wynika to z tego, że zazwyczaj w takich przypadkach mamy do czynienia z mocno niestandardową lokalizacją. Zazwyczaj są to zbocza, góry. To trudniejsze niż w przypadku innych obiektów. Do czegoś takiego trzeba podejść w sposób kreatywny i analityczny. Na pewno był to trudny projekt, ale my generalnie lubimy wyzwania, wręcz jako architekci pożądamy różnego rodzaju trudności i przeszkód. 

- Chciałbym jeszcze wrócić do tematu przebudowy skoczni do lotów w Harrachovie, za którą byliście odpowiedzialni jako projektanci. Jakiś czas temu pojawił się impas w pracach nad obiektem, a ze strony czeskiej padły oskarżenia w waszym kierunku. Jak dzisiaj przedstawia się ten temat?

- Powiem tak: uważam, że nam Polakom nie może bardziej zależeć na przebudowie tej skoczni niż Czechom. A my odnosimy wrażenie, że federacji czeskiej nie zależy tak bardzo na reaktywacji tamtejszych skoczni. Mamy tam spór dwóch urzędów, Harrachova i Liberca. Natomiast dalej z nimi rozmawiamy. Zobaczymy jak ten temat się potoczy. Sytuacja jest rozwojowa, ale myślę, że jest jakieś światełko w tunelu. Natomiast życie nie znosi próżni. Uważam, że w tej sytuacji warto byłoby rozpocząć dyskusję na temat budowy skoczni do lotów w Polsce, może w Zakopanem.

Czytaj teżPolacy projektują największą skocznię świata, Czesi grożą im sądem

Jak Pan to sobie wyobraża?

- Od razu mówię, że nie zgodzę się z ewentualnymi zarzutami na temat ogromnych kosztów powstania takiego obiektu. Jako architekt lubię bazować na różnych przykładach. Kiedy jadę z Łodzi do Częstochowy autostradą A1 mijam co chwilę przeprawy wiaduktowe. Naliczyłem ich około czterdziestu. Koszt budowy mamuta to tylko dwie. Jadąc A4 z Krakowa do Wrocławia, naliczyłem ich co najmniej trzydzieści. W Polsce mamy ich setki. Korzyści turystyczne, gospodarcze, marketingowe z budowy takiego obiektu są nieocenione. Być może nadszedł wreszcie taki czas, by u nas na poważnie ten temat poruszyć. Nie bójmy się myśleć nieszablonowo. Nie jest to jakiś temat z kosmosu, on wymaga innego, szerszego spojrzenia. Uważam, że loty są przyszłością skoków, obiekty będą się stopniowo powiększać, a rekordy przesuwać. Rozumiem, że ktoś może powiedzieć, że lepiej środki zainwestować w szkolenie młodzieży, ale to wszystko da się pogodzić. 

Rozmawiał Adrian Dworakowski