Strona główna • Japońskie Skoki Narciarskie

Masahiko Harada wraca na igrzyska olimpijskie. W nowej roli

Były znakomity japoński skoczek, 53-letni dwukrotny mistrz świata Masahiko Harada, pojawi się na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Rzecz jasna nie ma już ambicji by walczyć na skoczni, nie będzie też machał chorągiewką podopiecznym. Harada kilka lat temu rozpoczął karierę w strukturach Japońskiego Komitetu Olimpijskiego i tamtejszej federacji narciarskiej i spełnia się obecnie jako działacz sportowy.

Japoński komitet olimpijski nominował Haradę na dyrektora generalnego reprezentacji Japonii podczas igrzysk w Pekinie w 2022 roku. Wcześniej były skoczek wybierze się do szwajcarskiej Lucerny, w której od 11 do 21 grudnia odbędzie się Uniwersjada. Tam będzie pełnił podobną rolę. Impreza w Chinach będzie szóstą olimpiadą dziewięciokrotnego triumfatora zawodów Pucharu Świata. Na pięć wcześniejszych jechał jako skoczek. O samych jego startach olimpijskich, abstrahując już nawet od innych wydarzeń z jego kariery, można by napisać pasjonującą książkę.

Z Albertville w 1992 roku wyjeżdżał z poczuciem pewnego niedosytu. W konkursie na dużej skoczni i w zawodach drużynowych uplasował się bowiem tuż za podium, na czwartym miejscu. Kolejne igrzyska, które już dwa lata później zorganizowało Lillehammer, naznaczyły w pewien sposób całą dalszą karierę Azjaty. W drugiej serii zawodów zespołowych skaczący jako ostatni Masahiko Harada spadł tuż za bulę, czym roztrwonił gigantyczną przewagę nad rywalami, a wobec rekordowego skoku Weissfloga na odległość 135,5 m złote medale trafiły w ręce naszych zachodnich sąsiadów. Kibice widzieli na telebimie jak, jeszcze przed skokiem Harady, lider Niemców składa mu przedwczesne gratulacje. Zdaniem obserwatorów ten gest miał zdekoncentrować skoczka z Kraju Kwitnącej Wiśni i w konsekwencji utrudnić mu wykonanie poprawnego skoku. Sam Weissflog wielokrotnie zaprzeczał, jakoby jego intencją miało być wyprowadzenie z równowagi Japończyka. Również Harada podkreślał potem, że to wydarzenie nie miało wpływu na jego skok. Srebrny medal Japończyków był w tym przypadku niewyobrażalną klęską. Lider Japończyków był tak załamany, że rozegrany trzy dni później konkurs indywidualny na normalnej skoczni ukończył na... 55 miejscu.

Cztery lata później skoczkowie z Kraju Kwitnącej Wiśni mieli walczyć o olimpijskie medale, pod ogromną zresztą presją, u siebie, w Hakubie. Harada najpierw zajął piąte miejsce na normalnej skoczni, a następnie na dużej. zdobył swój jedyny w karierze indywidualny krążek, plasując się na trzeciej pozycji. Nazajutrz po pierwszej serii konkursu drużynowego wydawało się, że do Japończyka wracają norweskie demony z Lillehammer. Harada w trudnych warunkach uzyskał na dużej skoczni ledwie 79,5 metra... Tym razem historia miała jednak happy end, bo 137 metrów uzyskane w drugiej serii pozwoliło skoczkowi z Kamikawy cieszyć się razem z kolegami z olimpijskiego złota. Po bardzo przeciętnym olimpijskim starcie w Salt Lak City w 2002  multimedalista dużych imprez zniknął z radarów kibicom skoków. 


Nie zakończył jednak definitywnie kariery, startował w zawodach niższej rangi, najpierw tylko tych rozgrywanych na terenie Japonii, potem także europejskich. Przez kilka kolejnych lat zaliczył tylko jeden od biedy godny odnotowania występ, plasując się na drugim miejscu w Pucharze Kontynentalnym w Sankt Moritz w grudniu 2005 roku. Pomimo faktu, iż znajdował się lata świetlne od formy ze swoich najlepszych czasów, zakwalifikowano go do reprezentacji na igrzyska olimpijskie w Turynie. Wydawało się wówczas, że wyłącznie za zasługi. Do Włoch poleciał, mając 38 lat. Na tamten czas, jeszcze przed erą "długowieczności" w skokach, był to fakt niezwykle intrygujący. Niestety występ Harady na skoczni w Pragelato okazał się porażką. Japończyk wystartował tylko w kwalifikacjach do konkursu na normalnej skoczni i został zdyskwalifikowany za nieprzepisową długość nart. W poprzedzających jednak serię kwalifikacyjną treningach spisywał się rewelacyjnie, zajmując czwarte, ósme i ponownie czwarte miejsce, co wskazywało na to, że nie przyleciał do Turynu tylko po to, by odcinać kupony...

Po zakończeniu kariery Harada, który początkowo nie chciał pozostać w środowisku skoków, musiał brutalnie zmierzyć się z prozą życia. Medalista olimpijski, dwukrotny mistrz świata siadł za kółko i pracował jako kierowca rozwożący do sklepów jogurty i mleko. Do dyscypliny, której poświęcił niemal całe swoje życie szybko wrócił jednak najpierw jako trener, a potem tak zwany działacz lub używając nowocześniejszego określenia, menadżer. W Pekinie będzie z bliska przyglądał się temu jak jego następcy walczą o olimpijskie medale.