Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Nieoczekiwana sytuacja przed mistrzostwami Polski. "Każdy musiał zmienić narty"

- Zapadła szybka decyzja, że zmieniamy narty na rezerwowe. Moje skoki nagle się pogorszyły, ale nie zamierzam zwalać na sprzęt, bo wszyscy byliśmy w tej samej sytuacji - mówi Maciej Kot o małym zamieszaniu związanym ze sprzętem polskich skoczków przed letnimi mistrzostwami kraju w Zakopanem. 


30-latek zakończył indywidualne zmagania na 9. pozycji. Drużynowo zdobył brąz jako członek AZS Zakopane. - Nie było tak, jak bym sobie to wyobrażał. Z perspektywy czasu gniew we mnie narasta, bo nie do końca było to spowodowane złymi skokami. Pojawiły się problemy sprzętowe. To coś, na co nie mamy wpływu, natomiast wcześniej mogliśmy podjąć jakieś decyzje. Przed serią finałową konkursu indywidualnego zaryzykowaliśmy i dokleiliśmy 30 gram z tyłu nart. Skok był taki sam, ale okazał się dłuższy. W zawodach drużynowych, też z ciężarkami na nartach, skakało mi się zupełnie inaczej. Skoki wyglądają tak samo, ale są znacznie dłuższe. Czasami raptem 30 gram na nartach czyni ogromną różnicę - zwraca uwagę drużynowy mistrz świata z 2017 roku.

Kot zdradza, iż polscy kadrowicze przed krajowym czempionatem musieli sięgnąć po stare narty. - Na tory lodowe trzeba przygotować odpowiednią strukturę na spodzie letnich nart. Wykonanie odpowiedniej struktury nie powiodło się i narty zostały zniszczone. Zapadła szybka decyzja, że zmieniamy narty na rezerwowe, stare z zimy. Moje skoki nagle się pogorszyły, ale nie zamierzam zwalać na sprzęt, bo wszyscy byliśmy w tej samej sytuacji. Każdy musiał zmienić narty - mówi drużynowy medalista olimpijski z Pjongczangu.

Dwukrotny zwycięzca zawodów z cyklu Pucharu Świata ma mieszane odczucia dotyczące rywalizacji u podnóża Tatr. - Musimy analizować te zawody nie tylko pod kątem względem słabego wyniku, ale i pod kątem techniki oraz założonego planu. Moje czwartkowe próby były niezłe, a w piątek zrobiłem krok do przodu. Gdybym tak skakał w nadchodzących tygodniach, byłby akceptowalny poziom, który daje możliwość walki z najlepszymi - kontynuuje w rozmowie ze Skijumping.pl.

- Nasz sport jest mocno uzależniony od sprzętu. Możemy nazywać to wyścigiem technologicznym czy zimną wojną. Trwa pojedynek na lepsze przygotowanie kombinezonów czy nart. Czasem ich balans czy wygięcie szpiców może mocno wpłynąć na cały skok. Niekiedy wystarczy dokleić małe ciężarki na tyły nart, żeby zaczęły inaczej pracować i łapać powietrze. Nagle zawodnik odlatuje o kilka metrów. Sztuka polega na tym, by umiejętnie pracować nad techniką i starać się dokładać jak najlepszy sprzęt. Często zwalanie na sprzęt jest źle odbierane. Łatwiej go dobrać, jeśli zawodnik skacze dobrze. To wszystko musi współgrać - podkreśla Kot.

Triumfator Letniego Grand Prix 2016 od początku przygotowań trenuje indywidualnie pod okiem Jakuba Kota, swojego starszego brata. Czy przebieg lata satysfakcjonuje polskiego skoczka? - W ciemno nie wziąłbym takiego scenariusza. Przeważają pozytywy, ale na ten moment produkt końcowy nie jest jeszcze gotowy. Cały czas kręcimy się blisko tego, co chcielibyśmy zrobić. Pojedyncze skoki pokazują, że jest nieźle, ale to jeszcze nie jest to. Nadzieje i wiara w dobre skakania są jeszcze większe. Widzimy bardzo dużą rezerwę do wykorzystania, mimo dobrych skoków - kończy zawodnik.

Korespondencja z Zakopanego, Dominik Formela