Strona główna • Czeskie Skoki Narciarskie

"Bywa, że nie śpię w nocy i myślę o rezygnacji" - Janda o swojej pracy dla czeskich skoków

Miał być totalny restart pod okiem nowego-starego trenera, jest powtórka z rozrywki. Sytuacja czeskich skoków póki co niczym nie różni się od tej sprzed roku, a jako akt rozpaczy można poczytać powołanie przez Vasję Bajca na Puchar Świata w Wiśle Frantiska Holika, który od blisko siedmiu lat nie startował w zimowych zawodach najwyższej rangi. Pomimo tak nieudanego początku zimy optymizmu nie traci Jakub Janda, choć przyznaje, że jako szef skoków narciarskich w czeskiej federacji przeżywa bardzo ciężkie chwile.


- Chcę, aby moi zawodnicy w każdym konkursie skutecznie walczyli o awans do drugiej serii - mówił przed sezonem Vasja Bajc. - Jeśli to się nie uda, będę bardzo rozczarowany. Viktor Polasek podczas zgrupowania w Planicy skakał na poziomie najlepszych Słoweńców, ale trzeba pamiętać, że trening to jedno, a zawody to drugie.

Dorobek punktowy reprezentacji Czech po trzech weekendach to jednak okrągłe zero. - Wierzyłem w lepsze wyniki, niestety chłopcom jeszcze nie udało się odnieść wartościowych rezultatów - mówi Jakub Janda, który niegdyś osiągał z Bajcem największe sukcesy, a w tym roku zatrudnił go na stanowisku trenera reprezentacji Czech.- Z Vasją trenują dopiero od kilku miesięcy, nie da się wszystkiego zmienić w tak krótkim czasie, ale jak widzę skoki treningowe, to jestem zadowolony z ich poziomu. Na razie jest problem z przeniesieniem tych prób z treningów na zawody. Zajmie to trochę czasu, ale wierzę, że im bliżej igrzysk, tym lepiej będzie to wyglądało.

- Viktor Polasek zaliczył latem dobre występy, ale nie radzi sobie z presją w Pucharze Świata. Nie czuje się komfortowo podczas zawodów. Poprawa to jednak kwestia czasu. Roman Koudelka niedługo wróci po kontuzji, jeszcze w grudniu powinniśmy go zobaczyć w Pucharze Świata. Znowu będzie inaczej niż wtedy, gdy odpowiedzialność za wyniki spadnie tylko na jednego skoczka. Na początku chłopcy bali się pracy z Vasją, teraz ją chwalą. Powtarzam - na podstawie tego, co widzę na treningu, jestem optymistą i wierzę, że nadejdzie poprawa - utrzymuje były znakomity skoczek.

- Vasja nauczył mnie, że każdy zawodnik musi mieć indywidualnie dopasowane narty. Nasi chłopcy nie wiedzieli, jak sobie z tym poradzić, a on ma do tego wyczucie. Kombinezony mamy na wysokim poziomie, kolejna ważna rzecz to buty. Tu pozostajemy trochę w tyle za najlepszymi, nie mamy takich zasobów jak Austriacy, Norwegowie, Polacy. Ale pracujemy nad tym, aby każdy skoczek miał sprzęt szyty na miarę - dodaje zdobywca Kryształowej Kuli za sezon 2005/06.

Janda ubolewa za to mocno nad infrastrukturą w Czechach. Skocznie, jeśli w ogóle działają, są w opłakanym stanie. Prawdopodobnie jedynym obiektem dla seniorów dostępnym tej zimy znów będzie tylko "dziewięćdziesiątka" w Harrachovie. -  Dzięki działaczom z klubów udało nam się naprawić kilka małych obiektów, co jest podstawą, ale potrzeba też tych większych. Operacja przywrócenia do użytku skoczni normalnej w Harrachovie udała się tylko dzięki braciom Slavík, ale musi ona przejść kapitalną modernizację. Jest w stanie trwałego rozkładu i jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki, cały kompleks w Harrachovie upadnie... Spójrzmy na Polskę, która dzięki Adamowi Małyszowi zbudowała solidną bazę. My nie byliśmy w stanie wykorzystać moich wyników z sezonu 2005/06.

- Są dni, kiedy siedzę przed komputerem i mam ochotę napisać rezygnację z mojego stanowiska w federacji - kończy z żalem medalista mistrzostw świata w 2005 roku.- Czasem mnie to przerasta, mam dużo pracy jako poseł, a funkcję prezesa skoków w związku pełnię zupełnie za darmo. Zdarza się, że nie przesypiam nocy, patrzę w sufit, kiedy wiem, że jesteśmy na minusie i to ode mnie zależy, czy pozyskam pieniądze od sponsorów. To dużo pracy i stresu. Ale potem uświadamiam sobie, że naprawdę chcę naszym skokom pomóc, zaciskam zęby i idę dalej. Wiosną odbędą się nowe wybory, zobaczymy kogo wybiorą delegaci...