Strona główna • Czeskie Skoki Narciarskie

"Potrzebujemy skoczków, a nie biegaczy!" - Bajc o czeskim kryzysie

W 2001 roku w Lahti podczas mistrzostw świata czeska sztafeta w biegach narciarskich przegrała z reprezentacją Turcji. Uznano to za totalną klęskę, a trener i biegacze musieli zmierzyć się z licznymi drwinami pod swoim adresem. Portal Isport.blesk.cz przyrównuje tamtą historię do obecnej sytuacji w Pucharze Świata, gdzie czeskich skoczków wyprzedza reprezentacja Turcji w osobie Fatiha Ardy Ipcioglu.


To obecny trener Czechów Słoweniec Vasja Bajc był tym, który położył podwaliny pod tureckie skoki i pomagał w tworzeniu od zera systemu w tym kraju. - Trochę jestem rozczarowany, że tylko Ipcioglu zaszedł tak daleko, miałem sześciu czy siedmiu utalentowanych chłopców w Turcji – mówi Bajc. - Ma dobre warunki, związek go wspiera. Całe lato trenuje w Planicy i w Kranj, często pod okiem tych samych trenerów co Słoweńcy. Widziałem jak w mediach społecznościowych ludzie wyrażają zaskoczenie, że Turek pokonał wszystkich Czechów. Ale dlaczego nie może mieć punktów, funkcjonuje w tym samym systemie skoków co Kraft czy Granerud.

Sporo optymizmu w serce Bajca wlał Roman Koudelka świetnym skokiem podczas kwalifikacji w Bischofshofen. Podczas konkursu nie wyglądało to jednak już tak dobrze. - Koudi po tym skoku z kwalifikacji myślał, że będzie już skakał na poziomie czołowej dziesiątki. Powiedziałem mu: to sukces, że wróciłeś na skocznię w tak krótkim czasie. Oddałeś dwadzieścia skoków na dużej skoczni, a chciałbyś od razu walczyć z Geigerem - tłumaczy Bajc.

Viktorowi Polaskowi w Wiśle zabrakło 0,8 pkt., by awansować do finału i zdobyć pierwsze od roku punkty Pucharu Świata. Nie udało się jednak, a potem było już tylko gorzej. - Poldi ma problemy na rozbiegu. Osiąga znacznie niższą prędkość niż reszta stawki. To tak jakby startował z najazdu krótszego o dwie czy trzy belki. Jego pozycja najazdowa nie jest idealna, ale z drugiej strony nie jest aż tak zła, żeby osiągać prędkość o półtora kilometra wolniejszą od innych - wyjaśnia słoweński trener. 

- Taka jest teraz rzeczywistość. Razem z Janem Maturą robimy wszystko, co w naszej mocy. Pracujemy z chłopakami, żeby prędzej czy później wynik nadszedł – mówi szkoleniowiec. - Ale oczywiście fani skoków nie mogą być usatysfakcjonowani. A przede wszystkim my jako trenerzy w pierwszej kolejności nie jesteśmy usatysfakcjonowani.

Niezwykle trudna jest sytuacja związana z tamtejszą infrastrukturą. W całym kraju nie ma dostępnej choćby jednej dużej skoczni, a jedyną normalną jest "dziewięćdziesiątka" w Harrachovie, przygotowana dzięki zaangażowaniu lokalnych pasjonatów. - Podziękowania dla braci Slavík i klubu Harrachov! Ale tam i tak nie można szybko dostać się na górę skoczni, trzeba iść na nogach, by oddać następny skok. Nikt tak dziś nie trenuje, skoki to nie sport wytrzymałościowy... Potrzebujemy skoczków, a nie biegaczy! – mówi Bajc. - W Czechach są dwa lub trzy talenty, z którymi możemy coś zrobić w ciągu pięciu lat. Ale do tego potrzebna jest infrastruktura.