Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Pomocne słowa Stocha. Dawid Kubacki z indywidualnym brązem igrzysk!

Dawid Kubacki rozpoczął rywalizację w XXIV Zimowych Igrzyskach Olimpijskich od zdobycia brązowego medalu na skoczni normalnej. Dla 31-latka to pierwszy indywidualny krążek, który zdobył na imprezie czterolecia. - To były dwa najlepsze skoki w tym sezonie - zaznacza reprezentant Polski, od którego lepsi w Zhangjiakou byli tylko Ryoyu Kobayashi i Manuel Fettner.


Mistrz świata z Seefeld stanął na olimpijskim podium jako 37. zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, który od listopada zgromadził raptem 63 punkty. - Nie przestałem wierzyć. Widzieliśmy początek tego sezonu i dla nas jedyną opcją była ciągła praca i walka. To w końcu musiało ruszyć we właściwym kierunku, a kiedy to dokładnie będzie? Tego nikt nie mógł przewidzieć. Każdy z nas miał wiarę w to, że wydarzy się to przy okazji kolejnego skoku, bądź następnego startu, ale ciągnęło się. W tej chwili może cieszyć się tylko z tego, że ruszyło w momencie, w którym powinno - opisuje drogę do sukcesu w rozmowie ze Skijumping.pl.

Uwaga polskich kibiców na półmetku niedzielnej rywalizacji skupiała się na Kamilu Stochu, który zajmował trzecią pozycję. Kubacki atakował z ósmej lokaty, a po swojej próbie objął prowadzenie. - Po skoku trudno było mi uwierzyć w medal, bo wiedziałem, kto został na górze. Znamy możliwości Kamila Stocha. Na takich imprezach potrafi odpalić petardę. To mnie trochę uspokajało. Wiedziałem, że jeśli mi się nie uda, wówczas Kamil odpali i też będziemy cieszyć się z medalu. Poukładało się inaczej i mogę się wyłącznie cieszyć. To coś wyjątkowego! - zaznacza zdobywca Złotego Orła z sezonu 2019/20.

Trzynasta pozycja w Niżnym Tagile to najlepszy pucharowy występ Kubackiego w sezonie olimpijskim. W Chinach był trzeci. - Nie mam wątpliwości, to były dwa najlepsze skoki, które oddałem w tym sezonie. Dawno nie odczuwałem takich emocji, choć może nie dawałem tego po sobie poznać - kontynuuje 31-latek.

Przed czterema laty Kubacki został zdmuchnięty przez wiatr na skoczni normalnej w Pjongczangu i nie awansował do finału zawodów, przy okazji których był jednym z faworytów do podium. - Wszystko wyrównało się w przyrodzie, ale nie nosiłem tego z tyłu głowy. Tamte zawody to zamknięta historia, choć wracało to przy okazji niektórych wywiadów. To była przykra sytuacja, musiałem się z nią pogodzić i przejść do porządku dziennego. Jadąc do Pekinu nie myślałem o rewanżu. Brak takich myśli mógł mi ułatwić przebieg tej zimy. Wiedziałem, że receptą na zadowolenie po konkursie jest koncentracja do samego końca. Myślenie o możliwych osiągnięciach nakłada dodatkową presję - tłumaczy podopieczny Michala Doležala.

Kubacki podczas niedzielnej rywalizacji do końca zachował zimną krew. - Myślę, że pomogły mi słowa Kamila Stocha, które przewinęły się przy okazji któregoś z jego sukcesów. Mówił, że stresował się, ale wyszedł na górę skoczni, spojrzał na resztę zawodników i też dostrzegł nerwy. Poszedł i zrobił swoje, a ja teraz postąpiłem podobnie. Nie myślałem o możliwościach czy stratach. Poszedłem, zrobiłem swoje i czekałem na efekt. Nie mogłem zrobić więcej, nie mam wpływu na skoki innych. W niedzielę wystarczyło to na brązowy medal - mówi pięciokrotny zwycięzca zawodów z cyklu Pucharu Świata.

Medal w Pekinie to dla reprezentacji Polski przełomowy moment nieudanej zimy. - Z pleców każdego z nas spadł głaz. I dobrze, że go zrzuciliśmy! - zakończył Kubacki, który w poniedziałek będzie liderem polskiej drużyny mieszanej. Pierwszy w historii mikst olimpijski ruszy o 12:45. Nasz kraj będą reprezentować także Nicole Konderla, Kamil Stoch i Kinga Rajda.

Ceremonia medalowa za konkurs indywidualny mężczyzn na normalnej skoczni odbędzie się we wtorek o 12:55 czasu polskiego.

Z Dawidem Kubackim rozmawiał Dominik Formela