Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

"Możemy więcej!" - Michal Doležal przed dużą skocznią

Już w środę na 140-metrowej skoczni w Zhangjiakou odbędzie się pierwsza sesja treningowa na dużym obiekcie. - Wiem, że mamy szanse w indywidualnych i drużynowych zawodach na dużej skoczni. Zrobimy wszystko, żeby się udało. Będzie walka! - mówi nam Michal Doležal, którego zespół zakończył rywalizację na normalnym obiekcie z brązowym medalem Dawida Kubackiego.


Skijumping.pl: Po konkursie na skoczni normalnej okazało się, że chłopaki też płaczą! Były powody do wzruszenia.

Michal Doležal: Tak było, nie mam się czego wstydzić. To są emocje, pojawiły się po kilku wywiadach telewizyjnych.

Poziom, z którego Pana zawodnicy rozpoczęli skoki na normalnym obiekcie, napawał optymizmem?

Tak. Najlepiej spisywał się Piotr Żyła. Dawid Kubacki też pokazał skoki na czołową "10", podobnie Kamil Stoch. Pierwszego dnia fajnie skakał Stefan Hula, z kolei Paweł Wąsek trochę się męczył. Dla niego igrzyska to coś nowego i obudził się nieco później. Miejmy nadzieję, że na dużej skoczni w jego przypadku będzie to wyglądało tak, jak powinno.

Polacy nie przetestowali kompleksu w Zhangjiakou podczas grudniowej próby przedolimpijskiej. Normalna skocznia zaskoczyła was czymś? A może okazała się zbieżna z przypuszczeniami?

Rytm tej skoczni jest trochę inny. Przejście na rozbiegu jest delikatne i nie daje impulsu przyspieszenia do odbicia. Są różne obiekty, a w ten sposób buduje się te nowsze skocznie. Każdy zawodnik musi się dopasować.

Wielu ekspertów zwracało uwagę na podobieństwa do kompleksu Bloudkovej Velikanki w Planicy.

Nie powiedziałbym, żeby to była kopia słoweńskich skoczni. Na pewno nie pod względem paraboli lotu, mówiąc o normalnym obiekcie. W Planicy lata się wysoko. A rozbieg? Trudno mi to zestawić, bo nie trenowaliśmy często na normalnej skoczni w Planicy.

Jesienią wybraliście się na tygodniowe zgrupowanie do Courchevel, by poprzebywać na podobnej wysokości nad poziomem morza. A ta jest odczuwalna. To teraz procentuje?

Być może. Na takiej wysokości (ponad 1500 m n.p.m. - przyp. red.) powietrze jest rzadsze. Czy przebywanie tydzień na tej wysokości pomogło nam? Nigdy tego się nie dowiemy, chodziło o adaptację.

Negatywne wyniki testów na obecność wirusa SARS-CoV-2 po przylocie do Chin przyniosły dużą ulgę?

Dokładnie tak było. Wypełnianie aplikacji olimpijskich było skomplikowane, a najgorszy był ten dojazd do Chin. Na miejscu to już w zasadzie rutyna. Codziennie przed śniadaniem musimy poddać się testowi i miejmy nadzieję, że już nic się nie przydarzy. Na miejscu nie ma tylu przypadków. Wiemy, problemy dopadły Czechów czy Norwegów, ale w naszej wiosce olimpijskiej nie słychać o wielu przypadkach COVID-19. Oby tak zostało.

Wracając do spraw sportowych, imponuje Stefan Hula. To nie był łatwy czy udany sezon, a jednak w najważniejszych momentach daje o sobie znać. Wywalczył miejsce w składzie na igrzyska, następnie wygryzł z niego Pawła Wąska, a na normalnej skoczni miał powody do zadowolenia. Doświadczenie procentuje?

Stefan zrobił swoje, choć w jego skokach niewątpliwie jest rezerwa. Doświadczenie jest cenne na takiej imprezie. Jak mówiłem, debiutujący Paweł obudził się trochę później, dlatego startował Stefan. Rozmawiałem z Pawłem i wierzę w to, że teraz będzie gotowy od początku.

Przejdźmy do Piotra Żyły. Po kwalifikacjach i serii próbnej był w gronie faworytów do medalu, po czym - jak sam to określił - znów zaczął myśleć na skoczni.

Niestety, tak było. Wyglądał bardzo dobrze fizycznie i mentalnie. To działało na skoczni, ale zawody nie są treningiem. Zawsze powtarzam, że to coś innego. Piotrek, jak sam przyznał, zaczął myśleć i ruch na skoczni staje się blokowany.

Mistrz świata, 35 lat na karku, a decyduje dyspozycja dnia.

Nie występuje to tylko w jego przypadku. Są doświadczeni zawodnicy, którzy zdobywali medale, ale każdy dzień jest inny. Zawodnik reaguje na bieżącą sytuację i u Piotra skończyło się tak, jak widzieliśmy.

O tym wspominał też Kamil Stoch. Wysokie miejsce na półmetku zawodów, kiedy dawno się tego nie doświadczyło, może spiąć.

Mówiłem o tym podczas treningowych dni, kiedy Kamil wygrał pierwszą rundę drugiej sesji. Zdecydowaliśmy, że dalej nie będzie skakał, bo po co? Następnego dnia zdmuchnął go wiatr w kwalifikacjach, a takie skoki burzą pewność siebie zawodnika. Kamil doskonale wie, że jest w dobrej dyspozycji, ale później przychodzą zawody i stres.

Stwierdził też, że zawody w Chinach nareszcie są normalne. Nie skupiamy się na problemów z dyspozycją, pogodą czy sprzętem. Sztabowi szkoleniowemu też udziela się fakt, że wszystko wraca na właściwe tory i można skupić się na pracy?

Tak. Warunki? Sprawdzałem prognozę na następne dwa dni i nie jest zła. W kwestii sprzętu wszystko jest jasne, moim zdaniem wszystko jest w porządku. Fajnie się to układa, bo koncentrujemy się tylko na sobie. Program dla zawodników jest klarowny. Każdy realizuje indywidualny tok przygotowań. Dwójka z mikstu dostała wolne, a pozostała trójka we wtorek miała dodatkowy trening. Wszystko jest odpowiednio ustawione.

To komfortowa sytuacja. My już mamy medal. Niemcy czy Norwegowie nie, a wydawało się, że na początku będzie im łatwiej.

Staram się koncentrować na nas. Wiemy, że możemy zrobić więcej. To dla nas ważne. Dawid pokazał potencjał, Kamil był blisko, a Piotrek najwięcej pokazał w treningowych próbach. To dało nam pozytywnego kopa. Wiem, że mamy szanse w indywidualnych i drużynowych zawodach na dużej skoczni. Zrobimy wszystko, żeby się udało. Będzie walka!

Historia Dawida Kubackiego jest niesłychana. Wiara w jego umiejętności to jedno, ale przebieg sezonu nie sugerował w jego kontekście walki o olimpijskie podium. Zwrot akcji nastąpił w wymarzonym momencie.

Też tak to tłumaczę. Nie wątpiłem w Dawida, ale realia były inne. Najlepiej spisywał się Piotrek. Znam dorobek Dawida, ale w danym momencie dyspozycja nie dawała wielkich nadziei, taka jest prawda. W sporcie tak bywa. Ważne, że wiedzieliśmy, co trzeba zrobić. Dawid też wiedział i udało mu się to w zawodach. Lepiej być nie mogło.

Grudniowe odpuszczenie zawodów w Klingenthal, kiedy Kubacki z rodakami trenował w Ramsau, nie wypaliło. Trener zdecydował, że będzie szukał formy poprzez regularne starty w elicie. Teraz zbieramy tego owoce?

Pokazywał w pojedynczych skokach, między innymi w drużynówce w Bischofshofen, że jest blisko. Ważne, by oddawać takie skoki w zawodach, a nie tylko na treningu. Później dorwał go wirus i trafił do izolacji, ale miał czas, by wszystko przemyśleć. Trenował w domu i bardzo dobrze przygotował się do powrotu. Potrzebował trochę czasu i kilku prób, by po tym czasie dopasować się i znaleźć miejsce w szeregu. Dziesięciodniowa izolacja dała się we znaki, ale skok po skoku szło lepiej. Na treningach był bliski poziomu, który pokazał w Chinach.

We wtorek wzruszająca ceremonia z udziałem Dawida Kubackiego, a od środy walka o miejsce w składzie na piątkowe kwalifikacje. Bój o czwarte miejsce ponownie stoczą Stefan Hula i Paweł Wąsek, na to wszystko wskazuje.

Przed nami dwa dni treningowe. Liczę na to, że uda się je zrealizować. Sześć skoków to sporo, żeby popatrzeć na dyspozycję zawodników. Jak to się potoczy? Przekonamy się.

Medal na skoczni normalnej, których nie ma w Pucharze Świata, to gwarancja powodzenia na dużej skoczni? A może większy obiekt tu zupełnie nowy rozdział?

Jeżeli skaczesz dobrze i masz medal to trzeba iść przed siebie. Skoki na dużym obiekcie zawsze są trochę inne, ale patrzymy na dyspozycję. Wiemy, że mamy szanse.

Na sam koniec pytanie o mikst. Absurdalny przebieg zawodów sprawił, że z medalu cieszyli się między innymi Kanadyjczycy. Szkoda, że to nie my, prawda?

Jest jak jest, wszyscy widzieli. To pokazało, gdzie trzeba inwestować i pracować, żeby za cztery lata móc walczyć o medal w mikście.

Fala dyskwalifikacji była zaskoczeniem?

To nie jest normalne, żeby coś takiego działo się podczas tak dużej imprezy. Nie byłem na odprawie przed zawodami drużyn mieszanych. Był tam Grzegorz Sobczyk (asystent Doležala - przyp. red.) i Agnieszka Baczkowska zwraca uwagę na to, że ekipy mają skontrolować sprzęt. W mikście okazało się, kto to zrobił, a kto nie...

Z Michalem Doležalem rozmawiał Dominik Formela